Gangi motocyklowe w Polsce. Były funkcjonariusz CBŚ: "Ganialiśmy się z nimi do trzeciej nad ranem"

Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

Podczas imprezy do klubu wjechali zamaskowani sprawcy i pobili osoby znajdujące się w środku, bez względu na ich płeć

— relacjonuje były funkcjonariusz CBŚ w rozmowie z Onetem. Przytoczone przez niego wydarzenia rzucają światło na działalność gangów motocyklowych w Polsce.

Mężczyzna opisuje historię swoistej wojny prowadzonej między polskimi i niemieckimi klubami motocyklowymi. Wspomina, że zaczęło się od sprzeczki dwóch motocyklistów w pizzerii o kobietę. Podczas bójki jeden z nich stracił kamizelkę klubową.

A pamiętaj, że kamizelka jest w klubach MC dobrem szczególnie chronionym i otaczanym czcią. Kamizelka z barwami stanowi własność klubu. Jej utrata jest równa utracie honoru przez członka klubu. Nie wolno takiemu motocykliście zrobić sobie drugiej kamizelki, musi odzyskać utraconą

— wyjaśnia.

Następstwem zdarzenia była konfrontacja, do której miało dojść wieczorem 30 maja 2012 roku w Ostrowcu Świętokrzyskim. Kilkuset motocyklistów, którym towarzyszyli pseudokibice, mieli wyrównać porachunki z członkami niemieckiego klubu. Policjantom udało się zapobiec bójce. Funkcjonariusze wylegitymowali ok. 250 motocyklistów, ale z braku podstaw żadnego nie zatrzymano.

Znacznie dramatyczniejszy przebieg miała „wizyta” członków polskiego gangu w siedzibie niemieckiego klubu na warszawskiej Woli.

Podczas imprezy do klubu wjechali zamaskowani sprawcy i pobili osoby znajdujące się w środku, bez względu na ich płeć. Dwie najbardziej poszkodowane osoby odwieziono do szpitala. Jeden ze sprawców nie był zamaskowany, rozpoznano w nim prezydenta jednego z klubów zrzeszonych w ramach polskiej organizacji

— opowiada były funkcjonariusz.

Następnej nocy nieznani sprawcy doszczętnie zdemolowali klub. Nikt jednak nie powiadomił policji o tym incydencie.

Kolejnym etapem konfliktu był przyjazd do Polski z Mannheim rezydenta niemieckiego klubu na nasz kraj, który miał wydać polecenia dotyczące zemsty na członkach polskiego klubu.

Doszło do podpaleń, pobić, a nawet potrącenia w biały dzień jednego z motocyklistów przez samochód. Na Dolnym Śląsku „nieznani sprawcy” na oczach całej rodziny, podczas niedzielnego obiadu, wyciągnęli z domu jednego z motocyklistów, a następie dotkliwie go pobili.

Wcześniej, aby ustalić gdzie mieszka, wjechali do pobliskiego sklepu spożywczego i tam, przystawiając ekspedientce nóż do szyi, wymusili informację o miejscu zamieszkania

— wspomina rozmówca Onetu.

Ostateczne starcie zaplanowano w okolicach Krosna Odrzańskiego, gdzie odbywał się zlot organizacji zrzeszającej rdzennie polskie kluby motocyklowe. Przybyli jednak również nieproszeni goście z Niemiec, z których część przyjechała samochodami. Auta były załadowane m.in. m.in. kamizelkami kuloodpornymi, kilofami, łopatami, drewnianymi trzonkami i miotaczami gazu.

Na pytanie, po co im te narzędzia odpowiadali z uśmiechem, że „jadą do Polski do pracy”

— relacjonuje były funkcjonariusz CBŚ.

Próbę konfrontacji gangi podjęły ponownie zimą, 28 lutego 2013 roku w okolicy Kalisza. Członkowie niemieckiego klubu chcieli rozbić imprezę klubu Iskra MC. Przywieźli ze sobą drewniane pałki, zbrojone rękawice i bokserskie ochraniacze zębów.

Ganialiśmy się z nimi do trzeciej nad ranem, bo mimo zaangażowania znacznych sił policji, szukali możliwości ominięcia blokad

— opowiada były funkcjonariusz CBŚ.

Ostatecznie kluby zawiesiły spór, bo doszły do wniosku, że przez konflikt policja za bardzo depcze im po piętach. Wolą omijać się szerokim łukiem.

Najsłynniejszy gang motocyklowy na świecie Hells Angels MC ma swoje oddziały również w Polsce, m.in.: w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu, Rzeszowie i Opolu. Jego polscy członkowie wielokrotnie wchodzili w konflikt z prawem.

Policja ma bardzo mało informacji na temat starć gangów motocyklowych, ponieważ są to bardzo hermetyczne środowiska, które stosują zasadę załatwiania swoich spraw we własnym gronie i nie współpracują z organami ścigania. Co łączy gangi motocyklowe z pseudokibicami?

Kluby wykorzystują ich jako swoje bojówki. Poza tym najprawdopodobniej łączą ich interesy związane z handlem narkotykami

— czytamy.

Były funkcjonariusz CBŚ zastrzega jednak, że nie chce, aby fakty, które ujawnia, spowodowały, że ludzie będą niechętnie patrzeć na motocyklistów w kamizelkach klubowych.

Znakomita większość z nich to wspaniali ludzie i pasjonaci, którzy nie robią nic złego. Ci którzy zajmują się działalnością przestępczą to odsetek. Bardzo niebezpieczny, ale jednak niewielki odsetek

— podsumowuje.

bzm/onet.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.