W Kościele anglikańskim trwa gorąca dyskusja, czy transgenderowcy, a więc np. mężczyźni, którzy czują kobietami, albo kobiety, które czują się mężczyznami, powinni mieć prawo do ponownego chrztu. Warto zaznaczyć, że w debacie nie chodzi o transseksualistów, czyli osoby, które poddały się ingerencjom chirurgicznym oraz farmakologii hormonalnej w celu zmiany swej płci, ale o tych, którzy nie akceptują swojego statusu płciowego i chcą być przez otoczenie postrzegani inaczej.
Pole dyskusji zawężają dwa cytaty biblijne (z Listu Pawła do Efezjan 4,5 oraz z Dziejów Apostolskich 2,38), a także Credo Nicejskie mówiące, że jest „jeden chrzest na odpuszczenie grzechów”. Mimo to w debacie zarysowały się trzy stanowiska.
Reprezentanci pierwszej opcji („postępowej”) opowiadają się za udzieleniem chrztu, lecz – ich zdaniem – nie byłby to chrzest ponowny, lecz pierwszy, ponieważ po zmianie tożsamości oraz zmianie imienia mielibyśmy do czynienia z zupełnie nową osobą. Pojawiają się też głosy, że pierwszy chrzest można uznać za nieważny, ponieważ dotyczył nie tej płci, której powinien.
Przedstawiciele odmiennego nurtu (konserwatywnego) przypominają, że Bóg stworzył ludzi mężczyznami lub kobietami i żaden człowiek nie jest w stanie tego zmieniać, nawet jeśli niektórzy czują się nieswojo ze swoją płcią. W związku z tym trzeba trzymać się nauki i praktyki, jaka istnieje w chrześcijaństwie od początku.
Wiele wskazuje jednak na to, że zwycięży trzecia, kompromisowa opcja. Według niej transgenderyści nie będą mieli prawa do ponownego chrztu, lecz do specjalnej liturgii potwierdzającej ich nową tożsamość płciową. Anglikańscy liturgiści pracują już nawet nad stworzeniem nabożeństwa, które miałoby zawierać odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych, ale z uwzględnieniem odmiennej płci. Dzięki temu ¬– jak przekonują zwolennicy tego stanowiska – transgenderyści poczują, że nie są odrzucani, lecz mile widziani w Kościele, który mogą ubogacić swoimi charyzmatami. Przykład anglikanów pokazuje, że jeśli Kościół da sobie narzucić język przeciwny jego antropologii i przyjmie obcą siatkę pojęć, to już się z tej sieci nie wyplącze. Nie da się wyrazić prawdy w fałszywych terminach. Już samo przyjęcie słownictwa gender musi prowadzić do uznania wewnętrznej logiki zawartej w tej ideologii. Za słowami kryją się bowiem określone znaczenia. Uruchomiony zostaje proces, który z czasem musi doprowadzić do akceptacji kolejnych etapów rewolucji obyczajowej. To ważne ostrzeżenie dla Kościoła katolickiego, poddawanego dziś naciskom, by zaakceptował choćby terminologię gender.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/346013-czy-mezczyzna-ktory-poczuje-sie-kobieta-ma-prawo-do-ponownego-chrztu-tym-razem-z-zenskim-imieniem