Dobrze mieć Facebooka. Infantylne słowa w święta Wielkanocne? Trochę tak, ale w tym przypadku potrzebne są do podzielenia pasującą w tym okresie refleksją. Facebook jest nie tylko sposobem na komunikacje z całym światem, miejscem gdzie można promować swoją pracę dziennikarską i zabijaczem czasu. Jest to też okno na światy dalekie nam w codziennym życiu.
Jestem z wykształcenia teologiem. Pracuję w konserwatywnych mediach. Grono moich znajomych czy przyjaciół to osoby w mniejszym lub większym stopniu wierzące, albo (jak jeden z moich włoskich kumpli) mimo ateizmu głęboko szanujące Kościół katolicki. Od wielu lat nie miałem możliwości stykać się ze środowiskami antyklerykalnymi czy nawet chrystofobicznymi. Do czasu założenia konta na Facebooku. Tutaj stykam się już z najróżniejszymi środowiskami. Moi wirtualni znajomi mają całą paletę poglądów.
Ich rozmowy bywają fascynujące. Przerażające, smucące, ale też inspirujące. Szczególnie w okresie Wielkanocnych Świąt. Świąt najważniejszych dla chrześcijanina. Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Pokonania śmierci. Pokonania grzechu. Pokonania szatana. Zmiażdżenia mu głowy.
Nie sądziłem, że w taki sposób można szydzić z Jezusa. Nie na co dzień, ale w tym szczególnym okresie. Dziś przeczytałem, że Jezus jest wymyślony jak Święty Mikołaj. Jest wymyślony by ogłupiać lud. Nie umarł na krzyżu. Nie zmartwychwstał. Został wymyślony. Pisze to nie internetowy hejter, ale osoba nie ukrywająca swojej twarzy i nazwiska. Robi to w dyskusji na profilu znanej publicznie osoby. Nie krzyczą „chcemy Barabasza”, ale prawdopodobnie popierali tych, co wrzeszczeli na ulicach polskich miasta. Świadomie Jezusa odrzucają. Nie tylko przez nienawiść do „brzuchatych biskupów”, ale przez odrzucenie fundamentów chrześcijaństwa. To nie hasło Bóg tak, kościół nie. To nie hasło jakiś tam Bóg tak, ale Jezus nie. To już etap „Bóg nie”.
Umieściłem na portalach społecznościowych mój wywiad z Jimem Caviezelem, filmowym Jezusem z obrazu Mela Gibsona. Jestem dumny z tej głębokiej i uduchowionej rozmowy. Innej od plotkarskich pogaduszek z celebrytami z fajowego „holiłódu”, którymi tak radują się dziennikarze mający dostęp do gwiazd. Ale również ona została wyśmiana przez kilka osób. Jedna z takich osób napisała, że wypowiedzi Jima o Chrystusie, Janie Pawle II i sekularyzacji świata to wyjątkowe „heheszkowanie”. Na wielu profilach widzę codziennie dumę z agresywnego ateizmu. „Idę wychować dziecko w bezbożnych duchu”- wrzasnęła w fejsbukowej dyskusji pewna znana publicznie osoba. Inni klaskali. W okresie oczekiwania na Zmartwychwstanie takie głosy się intensyfikują.
Odtwórca roli Jezusa w „Pasji” Jim Caviezel: „Polska łączy Zachód ze Wschodem”. NASZ WYWIAD
Wkurzające? Nie wchodzę w polemiki. Dlaczego? Wczoraj jeszcze raz zanurzyłem się w „Pasji” Gibsona. Sugestywnym, przeszywającym obrazie męki mojego Pana. Uwielbiam ten film. Nie tylko pod kątem artystycznym. Jest to absolutnie doskonałe połączenie głębokiej katechezy z zanurzonym w popkulturze filmowym dziełem. Uwielbiam ten film bo mnie uspokaja. Powoduje, że przestaję przejmować się bzdurami. Naprawdę mam po obcowaniu z wizją takiego męczeństwa siadać do komputera i z wypiekami na twarzach kłócić się o to czy Jezus w ogóle istniał? Kłócić się z tymi, którzy chwalą się, że wychowują dziecko bezbożnie? Serio?
Odrzucenie. Pogada. Wyśmianie. To część mojej wiary. Część za którą powinienem być wdzięczny i dumny. Po tym, jak Jezus nazwał „błogosławionymi” ubogich, smutnych, cichych i łagodnych, spragnionych sprawiedliwości, miłosiernych, ludzi czystego serca i wprowadzających pokój, powiedział jeszcze jedną rzecz.
Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie” (Mt 5, 11).
Cieszę się, że nie żyję w miejscach na świecie, gdzie musiałbym sprawdzić na ile moja wiara jest mocna. Chrześcijaństwo jest wciąż najbardziej prześladowaną religią na świecie. Gdy w Europie zblazowani dobrobytem plujemy na krzyż i odrzucamy Jezusa, w Azji i Afryce oddają za Jezusa życie.
Jezus doświadczył niezrozumienia. Doświadczył odrzucenia i najpotworniejszego prześladowania, jakie można sobie wyobrazić. Zmasakrowali jego ciało. Wyrwali z niego mięso. Pluli na otwarte rany. Poniewierali ciało. I przegrali. W każdym aspekcie przegrali. Przegrywają wciąż. Krzyczą, że chcą rozdziału kościoła od państwa, ale liczą czas od narodzenia Chrystusa. Mają na flagach państwowych znak krzyża. Chcieliby jak Saint Just i Robespierre zmienić nazwę dni tygodnia. Jednak co proponują w zamiast? Pustkę. Totalną otchłań własnej bezsilności.
Śmieją się z powodu bezsilności. Szydzą z poczucia bezsilności. Plują ze świadomości własnej bezsilności. Co innego im zostaje wobec Zmartwychwstania? Co im zostaje wobec świadectwa milionów oddających życie za Chrystusa? Co im zostaje wobec świadectwa uzdrowień cielesnych i duchowych mających miejsce również dziś. W erze rozwiniętej medycyny i nauki. A jednak i dziś lekarze potrafią rozłożyć ręce patrząc na uzdrowienia. Lekarze duszy mają zaś ręce pełne roboty.
Nie wkurzam się na odrzucenie. Nie rozpaczam z tego powodu. Przez ponad 15 lat byłem wojującym ateistą. Szydziłem, śmiałem się i drwiłem. Przypadkowo trafiłem na teologię. Nawet tam drwiłem. Do czasu.
Wciąż jestem nieustannie upadającym katolem, słabym i nieraz wątpiącym. Mam jednak oparcie, gdy upadku. Wiem też, że mam być wyśmiewany i odrzucany Wiem, że mam być zacofanym moherem i ogłupionym przez kler zacofańcem. Skoro On nim był, to ja mam mieć lepiej? Dobrze jest mieć Facebooka. Przypomina mi o istocie mojej wiary. Przypominają mi o tym ateiści i radykalni chrystofoby. Dzięki wam za to.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/335786-szyderstwo-i-odrzucenie-mojej-wiary-tak-dziekuje-wam-za-przypomnienie-o-jej-istocie