„Mediacja jest wtedy możliwa, gdy obie strony chcą się zrozumieć i stworzyć wspólny program. Były gesty ze strony obozu władzy, zaproszenie do rozmowy. Ale skoro druga strona nie ma zamiaru czegokolwiek jednoczyć, tylko ma wyraźny zamiar burzenia, to nie można mediować” — mówi w świątecznej rozmowie z portalem Polityce.pl bp Stanisław Stefanek TChr, biskup senior archidiecezji łomżyńskiej, wiceprzewodniczący Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny, w latach 1993-2008 dyrektor Instytutu Studiów nad Rodziną Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie.
wPolityce.pl: Siadamy dziś wszyscy do wigilijnych stołów. Chcemy w pokoju i radości przeżyć z rodzinami święta Narodzenia Chrystusa, poczuć wspólnotę i jedność. Jednak niektórzy politycy zatroszczyli się o to, by ten spokój zburzyć. Ktoś ewidentnie gra na rozłam polskiej wspólnoty. Co z tym zrobić? Pojawiły się nawet pomysły, żeby Kościół wkroczył w ten rozłam w roli mediatora.
Bp Stanisław Stefanek: Faktycznie, widać wyraźnie intencję wszczynanych rożnych dziwnych zachowań. Jest to dalekie i od Świąt Bożego Narodzenia, i od atmosfery rodzinnej. Dalekie jest to także od życia społecznego, a nawet od rozsądku, nie mówię już o porządku prawnym. I to jest fakt. Faktem jest też duże zamówienie – w ostatnich dniach kilkakrotnie zwracano się do mnie z pytaniem, dlaczego Kościół milczy, powinien być mediatorem skłóconego społeczeństwa. Zgłaszają to zapotrzebowanie ludzie dobrej woli, którzy bardzo odpowiedzialnie podchodzą do swoich obowiązków. Faktem jest, że Kościół pełni rolę mediatora, właśnie przez to, że nie zamknął kościołów. Nie wyszedł na ulicę popierać tę czy inną opcję, tylko otworzył kościoły i dopuścił człowieka do prawdy, którą jest Ewangelia. Opłatek, który zanieśliśmy do domów, do rodzin, to najprostszy sposób mediacji. Zanieśliśmy fakt – tym faktem jest miłość Boga, prawda o miłości. My, czyli duchowni, mamy świadomość wyciszania tej niezwykle przykrej atmosfery.
Zapotrzebowanie mediacji może się pojawić ponownie po świętach. Tylko czy jest tutaj w ogóle o czym mówić?
Przede wszystkim mamy świadomość, że mediacja jest wtedy możliwa, gdy obie strony chcą się nawzajem zrozumieć i stworzyć wspólny program. Były gesty ze strony obozu władzy, zaproszenie do rozmowy. Ale skoro druga strona nie ma zamiaru czegokolwiek jednoczyć, tylko ma wyraźny zamiar burzenia, to nie można mediować. Przemawianie do rozsądku jest tylko wtedy możliwe, kiedy ktoś się tym rozsądkiem kieruje. Ale jeżeli są już z góry wskazane cele, które chce się osiągnąć, trudno o konstruktywny dialog. Nie jest to pesymizm z mojej strony, lecz uwaga metodologiczna dotycząca tego, w jakich warunkach w tej chwili żyjemy, skoro tzw. totalna opozycja ma absolutnie jeden, prosty cel.
Jeśli natomiast chodzi o ratowanie atmosfery domu, uwolnienie jej od tej ciężkiej atmosfery zewnętrznej, to jest to bardzo prosta sprawa. Jeżeli nasi najbliższy staną się wartością numer jeden, wystarczy tylko pilotem wyłączyć zewnętrzne informacje, zwłaszcza te, które zostały wynajęte, by być jednym z elementów niszczenia ładu. To znacznie łatwiejsze, niż przygotowanie dań wigilijnych i smakołyków czy dekoracji świątecznych. Wystarczy odciąć dopływ tego zakłamanego zamieszania. Jeśli zamiast wysłuchiwania siedmiu różnych stacji, zaśpiewamy siedem kolęd, na pewno uratujemy atmosferę świąt.
Z pewnością. Ale po świętach niestety będziemy musieli wrócić do rzeczywistości. Dlatego wrócę do mediacji, o którą upominają się politycy różnych stron. Czy to nie jest to przypadkiem ciche szukanie kozła ofiarnego? Bo przecież o mediacje zaczynają wołać ci sami ludzie, którzy mówili, że Kościół ma się nie wtrącać do polityki.
A właśnie! Nie chciałem tego już mówić, żeby nie rozgadywać się przy świętach o polityce. Wołanie o mediacje jest tylko wtedy skuteczne, gdy jest uczciwe. Natomiast, jeśli traktuje się przedstawicieli Kościoła jako listek figowy, tzn. do mówienia później: chcieliśmy, nawet byliśmy w kościele, księdza zaprosiliśmy, ale… Ale co? Nie zaaprobował naszej linii, naszej decyzji. Kościół ma tu być tylko po to, żeby ozdobić opłatkiem, kolędą, może ornatem czy nawet piuską te bardzo niecne, dalekie od prawdy Bożej, zamiary. W tej roli Kościół wystąpić nie może, jako parawan, za którym w sposób bardzo nieuczciwy realizuje się programy.
Księże Biskupie, te święta są też zmącone z innego powodu. Mamy kolejny zamach w Berlinie, podczas jarmarku świątecznego zginęło kilkanaście osób. Ofiarą jest także nasz rodak. Nie ma wątpliwości, że to kolejny atak na chrześcijański aspekt Europy. Mimo to, Europa nie trzeźwieje. Kanclerz Merkel podtrzymuje na duchu obywateli Niemiec i ma nadzieję, że będzie bezpiecznie. Rzeczywistość pokazuje, że bezpiecznie nie jest. Wielu z nas ma rodziny na zachodzie Europy, o które w te święta niepokoi się jeszcze bardziej.
Wielu ludzi mówi wręcz, że boją się wychodzić na ulice. W najbliższym otoczeniu mam osoby i na terenie Niemiec i Wielkiej Brytanii, a moja praca wśród Polonii jest nadal żywa, więc wiem jakie są tam nastroje.
Co jeszcze musi się stać, by europejscy politycy otrzeźwieli?
Przyczyna tego uporu jest podobna do tego, który omówiliśmy przed chwilą. Ani Angela Merkel - kanclerz Niemiec, ani inni inżynierowie tej polityki nie mają zamiaru ustąpić ze swojego pomysłu przebudowy społeczeństwa europejskiego. Im jest to na rękę. Po to zaprosili muzułmanów. Wiedzieli, że tylko w tym środowisku będzie można uruchomić przebudowę Europy – pod kłamliwymi motywami, bo ci ludzie uważają, że bronią swojego Boga, atakując Boga chrześcijan. Ale oni nie przyszli tu sami. To inżynierowie europejscy stworzyli ten program i zaprosili sobie takie środowisko, w którym można uruchomić atak przede wszystkim na chrześcijan, ale również na ład społeczny, tzn. na dotychczasową strukturę państw. To akt samobójczy. To, że tego zamachowca - przypadkowo legitymując – zastrzelili, to nie jest żadne osiągnięcie. Osiągnięcie byłoby wtedy, gdyby politycy zaczęli myśleć w trosce nie tylko o jarmarki świąteczne, lecz o życie publiczne w ogóle. Póki politycy nie zmienią swojego pierwszego planu, zawsze znajdzie się ktoś, kogo wynajmie się do czynów zbrodniczych. Zupełnie gdzie indziej mam nastawione moje prośby, pragnienia i myśli. To nie muzułmanie wprowadzają zamęt w Europie. To Europejczycy, a ściślej mówiąc, ci którzy uważają się za właścicieli Europy. Kto upoważnił małą grupę politykierów do tego, żeby narzucali innym myślenie? Przecież to jest zupełnie obłąkany pomysł – przebudować myślenie człowieka, już nie mówię o kulturze. Mają aż takie plany. Najprościej byłoby pójść tak daleko w eksperymenty biomedyczne, żeby zacząć tworzyć zaprogramowanego człowieka od początku. To jest wejście w rolę Stwórcy. Tu właśnie odzywa się Boże Narodzenie. Synem Boga jest Jezus Chrystus, który jest człowiekiem. Pierwszym spośród ludzi. Jest modelem wartości ludzkich. A tu, w tym nowym świecie, chodzi o to, by wyrzucić całą rzeczywistość Bożą i w to wkomponować swoje pomysły.
Rzeczywiście projekt multi-kulti kompletnie wymknął się spod kontroli scenarzystów nowej Europy…
Bp Stanisław Stefanek TChr: Wymknęło im się wiele rzeczy, chociażby zachowanie zaproszonych gości. Akurat byłem w Wiedniu w chwili, gdy największa fala ruszyła przez Wiedeń na Niemcy. Widziałem co się działo na dworcu. W głowie mi się nie mieściło, że doczekam czasów, gdy ludzie z zupełnie obcego kręgu kulturowego, bez żadnych dokumentów, bez żadnej weryfikacji, wkroczą masowo do Europy. Zobaczmy co się dzieje, gdy przekraczamy granicę amerykańską. Już chyba z pięćdziesiąt razy fotografowałem swoją twarz, przekazywałem odciski palców, na granicy byłem szczegółowo pytany: po co, kiedy, ile, gdzie? A tu nagle zupełnie na dziko otwieramy bramy Europy na zaproszenie europejskich polityków. Ci ludzie tu przyszli, bo zostali zaproszeni, chcą się zachować po swojemu, mają swoje wymagania, nadzieje, przez to i pretensje. Nie doszliśmy jeszcze do dna absurdu i nieuczciwości. Jeszcze za mało, żeby inżynierowie nowego ładu społecznego powiedzieli: przepraszamy was, pomyliliśmy się. Nie pomylili się. Od początku wiedzieli do czego prowadzą. Tylko nie spodziewali się, że im się to wymknie spod kontroli. Chcieli to dawkować tak, jak się dawkuje morfinę, znieczulając kogoś na impulsy.
Społeczeństwo zostało uśpione na tyle skutecznie, że witało kwiatami tłumnie przyjeżdżających muzułmanów, z których niektórzy są dzisiaj są ich katami. Niestety nadal informacje o narodowości sprawców rozbojów, napadów i zamachów są jak najdłużej trzymane w tajemnicy.
Przecież pierwsze komunikaty z Berlina szły w tym kierunku, że to Polak wjechał ciężarówką w jarmark świąteczny. Widocznie się spieszył albo był człowiekiem źle przygotowanym do życia społecznego. Nie doszło jeszcze informacji, że posłał go Jarosław Kaczyński, ale w podtekście można się domyślać. A na poważnie, w rozmowach z Niemcami słychać nadal przekonanie, że muzułmanów należy przyjmować, a że trafiają się zamachowcy, to już sporadyczne nieszczęście. To tak, jak dowiedzieliśmy się, że stan wojenny to jakieś przepychanki, ale kulturalne. Ci ludzie patrząc na zabitych, mówią że to sporadyczna sytuacja. Czym to jest spowodowane? Obróbką myślenia, które zostało do końca zmanipulowane przez media.
Patrząc na ten stan świadomości Europy, widać że Polska jest jednym z nielicznych krajów, który się tym manipulacją nie poddał. Z jednej strony, mamy chyba wyższą świadomość społeczną, a z drugiej – stanowczą postawę obecnego rządu. Poprzedni chciał przyjmować muzułmańskich imigrantów w każdej ilości. To tylko jeden aspekt, który pokazuje że zaszły w Polsce spore zmiany. Wiele wydarzyło się w tym roku, jeśli chodzi o przebudowę myślenia polityków o Polsce. Jak by je Ksiądz Biskup podsumował?
W centralnych ośrodkach myślenia i władzy, zmiana pod tym względem jest dosyć istotna w kierunku bardzo trzeźwego i odpowiedzialnego otoczenia opieką wszystkich programów społecznych, czyli obronny interesów narodu, przy pełnym otwarciu. Dowiaduję się na przykład, że ktoś w naszej okolicy był na opłatku – 500 pracowników firmy, w tym 200 Ukraińców. Pięknie zaangażowani, zarejestrowani. Jeżeli jest taki stosunek do pracowników, to jak można nas nazywać ludźmi zamkniętymi? Ale to, co się stało u góry jest bardzo ważnym sygnałem, a poza tym jest formalną bramą przed atakiem, przed niekontrolowanym chodzeniem po naszym podwórzu.
Natomiast zmiana świadomości społecznej jest troszeczkę w tyle. Mam pod tym względem bardzo szczegółowe podglądy. Przydałoby się jeszcze Polakom częściej używać głowy. Ulegają różnym nastrojom, hasełkom. Ale w całości jest jednak bardzo dużo trzeźwych wypowiedzi.
Myśli Ksiądz Biskup, że zmiana polityczna, która zaszła w Polsce przeniesie się też na inne dziedziny życia? Dobiega końca szczególny rok – 1050-lecia Chrztu Polski. Przynależność katolicka narodu wybrzmiała bardzo mocno w wielu momentach. Miało miejsce sporo ważnych wydarzeń. Światowe Dni Młodzieży pokazały, że wcale nie jesteśmy zaściankowym, zmurszałym Kościołem, tylko bardzo żywym, młodym i prężnym. Do Łagiewnik, na Jubileuszowy Akt Przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana, przybyły tysiące ludzi. Czy można stwierdzić, że zyskujemy odwagę obywatelsko-katolicką? Że ten „uśpiony olbrzym”, o którym mówił Jan Paweł II zaczyna się budzić? Czy może to jeszcze nie ten czas?
Zdecydowanie trzeba być optymistą. Dobra jest ta formuła „obudzenia”, bo to nie jest powstanie jakiegoś nurtu kulturowego czy świadomości religijnej, ale jest to obudzenie się, odwaga objawienia wiary publicznie. Obserwuję to również w urzędach publicznych i to na różnych poziomach. Coraz odważniej w tych środowiskach mówi się o Bożym Narodzeniu, o wartościach przyniesionych przez Chrystusa, o Ewangelii. Czyta się Ewangelię. Dawniej było nie do pomyślenia, żeby umundurowani z tzw. ścisłego dozoru ideologicznego, jasno odnosili się do istoty świąt. W tej chwili podpisują się po życzeniami, używając języka, który nawiązuje do faktów religijnych, a nie do jakiejś mgławicy, która pojawia się na przełomie jesieni i zimy. To budzenie się jest bardzo widoczne. Myślę, że jeżeli będziemy konsekwentni, pokorni i rozmodleni, będą tego dobre owoce. Oczywiście w żadnym wypadku zmiana postaw nie może być metodą dominowania nad drugim człowiekiem. Nie dlatego próbujemy być uczciwi, że chcemy być władcami nieuczciwych. My dlatego próbujemy być uczciwi, żeby wszyscy byli uczciwi. To jest ta piękna pierwsza opowieść o pasterzach. Zaskoczeni, ale jednak od razu pobiegli do nowo narodzonego Jezusa i rozpowiadali to wszędzie. Nie po to, by się chwalić, że zostali wybrani jako pierwsza delegacja do złożenia hołdu Dzieciątku. Ale po to, żeby wszyscy przyszli do Betlejem i że to Pan uczynił dla nas tak wielkie rzeczy. Ci prości pasterze są w pewnym sensie mistrzami duchowej formacji, jaka musi przejść przez nasze społeczeństwo. Mówię to celowo, ponieważ widzę, że tu i ówdzie przedstawiciele tzw. wygranej opcji nagle uważają się za triumfatorów, panów sytuacji. Na tym się daleko pedagogika społeczna nie rozwinie. To jest też praca, m.in. Kościoła. To jest też owoc Bożego Narodzenia, że w czasie świąt potrafimy bardzo pogłębiać nasze rozumienie spraw społeczny.
Bez tego pogłębienia, ciężko będzie stawić czoła wyzwaniom, jakie przyniesie kolejny rok. To rok wielu rocznic, bardzo przełomowy, niosący sporo obaw. Można się spodziewać, że może to być także rok trudny dla Kościoła, zważywszy na 300-lecie masonerii. 100 lat temu zapowiadano, że będzie to czas zniszczenia Kościoła katolickiego. Można się spodziewać wzmożonych ataków?
Bp Stanisław Stefanek TChr: Myślę, że jakieś małe próbki takich finalnych pomysłów już mamy. Między innymi to, o czym mówiliśmy w kontekście przebudowy Europy. Ta smuga dymu prowadzi nas do środowiska całkiem zadymionego nowymi pomysłami. Pamiętajmy, że to jest także 100 lat objawień Fatimskich.
Tak.
Fatima to była interwencja Matki Bożej w wyjątkowo dramatycznych i można powiedzieć, nieudanych wydarzeniach. Wprawdzie I wojna się zakończyła, ale II zapowiedziana wymordowała miliony ludzi. A orędzie jest nadal aktualne. Orędzie zostało w jakiś dramatyczny sposób przypieczętowane przez zamach na papieża 13 maja 1981 roku i skomentowane przez tego, który miał zginąć w kontekście fatimskim. To nie były gesty grzecznościowe. Te rocznice w jakimś wymiarze dla nas wszystkich są poważnym zadaniem do przemyślenia. Ten rok może być pod tym względem też pełen zaskakujących pomysłów.
Jak się na nie przygotować? Co może być obroną przed ewentualnym atakiem?
Wydaje mi się, że umocnienie wiary, to znaczy bardzo jasne rozeznanie ładu, który ustanowił Pan Bóg, On jest władcą. Każdy najmocniejszy, uzbrojony w największe siły, musi wiedzieć, że nie jest instancją końcową, że jest Ktoś, od kogo on zależy i przed kim będzie zdawał sprawę ze swoich obowiązków. A więc spokój wyznania tej prostej prawdy: Bóg panuje nad światem. A druga sprawa, odwaga wyznania tej samej prawdy wobec drugiego człowieka. Będzie nas to na pewno kosztować. W wielu wypadkach nawet w środowisku najbliższych trzeba mieć odwagę powiedzieć: idę do kościoła, dzisiaj jeszcze nie byłem w kościele, zachowuję post w piątek. Chodzi mi o pewne sygnały wyznawania wiary wobec drugiego człowieka. I nie powinien się nikt dziwić, gdy wysokiej rangi urzędnik państwowy podejmując słuchawkę mówi: szczęść Boże. Wyznanie wiary wobec najbliższych to jest zadanie na ten rok.
Myślę, że ono jest też bardzo ważne – zwłaszcza dla kapłanów – w kontekście rozszalałego relatywizmu. Według słownika oksfordzkiego słowo roku 2016 to „postprawda”. Wydaje się więc, że wyzwaniem dla kapłanów jest postawienie na jednoznaczność. W zrelatywizowanym świecie ludzie gubią azymut. Bo przecież ładnie nazwana „postprawda” to zwyczajne kłamstwo.
Niektórzy mówią „metanauka”. Pytam się, co to jest? To taki rejon, gdzie już nikt nie wie o co chodzi. Uciekamy w przestrzeń kompletnego zaciemnienia. „ostprawda”, „postludzkie społeczeństwo” – zwyczajnie nieludzkie. Przeciwnikiem prawdy jest kłamstwo. My, duchowni, możemy mieć ciągoty działaczy społecznych, podlizywać się społeczeństwu. Wprawdzie nie jesteśmy wybierani przez gminy, tylko mianuje nas biskup, to trochę pomaga. Ale ponieważ opinia parafian, opinia społeczna, medialna może wpływać na przełożonego, to próbujemy się ustawiać tak, by być ciepłym, dialogowym, łączącym. Tysiące pięknych słów. Gdyby tak było, chwała Panu. Ale za tym dialogiem jest niestety zwykłe krojenie Ewangelii na kawałki. Rzeczywiście od tej strony dla nas, kapłanów taka terapia społeczna by się przydała.
Mam nadzieję, że jednoznaczności będzie w więcej we wszystkich przekazach - od kapłańskich po polityczne.
Dziennikarzom też tego życzę najserdeczniej na Nowy Rok.
O tak, też nam to bardzo potrzebne. A czego Ksiądz Biskup życzy Polsce, Polakom?
Polakom życzę dopatrzenia się w swojej historii 1050-letniej tego, co jest dzisiaj największą wartością Polski, co jest atrakcyjnością naszego społeczeństwa i kraju na arenie międzynarodowej. I to nie jest żadne pisanie wiersza czy rysowanie laurki na urodziny. Naprawdę mamy za co dziękować Bogu, patrząc na dorobek duchowy dotychczasowej historii. Trzeba to zobaczyć. Tego życzę. Życzę dopatrzenia się w naszej historii obecności łaski Chrztu Świętego. Dostałem w tych dniach potężną księgę „Wielka historia Polski” ze wstępem pana prof. Andrzeja Nowaka z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Patrzę, czytam i myślę sobie, jakie to bogactwo różnych duchowych osiągnięć, niezależnie od biedy, którą zawsze tu i ówdzie mogliśmy nie tylko przeżyć, ale posyłać na eksport. Ale patrzę na całość. Całość jest wielkim skarbcem. Dostrzeżenie tego skarbca byłoby najlepszym życzeniem. Dla wszystkich.
Rozmawiała Marzena Nykiel
Polecamy książkę „We wszystkim Chrystus. O Narodzie, Kościele, mediach i rodzinie z bp. Stanisławem Stefankiem rozmawia Marzena Nykiel”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/320784-nasz-wywiad-bp-stefanek-naprawde-mamy-za-co-dziekowac-bogu-patrzac-na-dorobek-duchowy-naszej-historii-trzeba-to-zobaczyc-tego-zycze