Głośno zrobiło się o pielgrzymce na Antarktydę. Muszę przyznać, że to odważne posunięcie. Dlaczego akurat kraina wiecznego lodu i śniegu?
Ludzie nieraz pytają: gdzie jeszcze nas nie było? Rzeczywiście byliśmy w wielu krajach. Jak byliśmy na Antarktydzie, to już można powiedzieć, ze byliśmy na wszystkich siedmiu kontynentach. W biurze podróży, które zwykle organizuje nasze wyprawy, poinformowano nas, że pojawiła się taka szczególna okazja wyjazdu, z której zdecydowała się skorzystać nasza grupa. To miejsce, gdzie nie ma państw, gdzie ziemia należy do całej ludzkości robi wielkie wrażenie. Krajobraz może jest trochę księżycowy, ale tam szczególnie czuje się dzikość, potęgę i piękno przyrody. To jeszcze jeden cud stworzenia. W wodach Antarktydy jest szczególnie bogate życie, bogatsze, niż w wodach ciepłych - odwrotnie, niż na lądzie. Spowodowane jest to spotkaniem zimnych wód arktycznych z ciepłymi wodami podzwrotnikowymi. Te zimne wody, jako cięższe, są spychane w dół, ale w końcu dosięgają dna oceanu, odbijają się od niego i wypływają na powierzchnię zabierając ze sobą drobne cząstki materii nieorganicznej oraz organicznej, które leżą na dnie. Te cząstki są znakomitym pokarmem dla różnych drobnych organizmów, w tym dla olbrzymich ławic kryla, którym żywią się pingwiny, ryby, wieloryby, foki, a drapieżne ptak żywią się rybami i pingwinami. To niesamowite, że w najsurowszych regionach świata, gdzie trudno wytrzymać z zimna, życie jest możliwe w tak przebogatych formach. To taka ciekawostka geograficzna, dlatego ciepłe wody w porównaniu z zimnymi są dość pustynne. Wieloryby, które żyją w ciepłych i zimnych wodach, płyną na te zimne, żeby się dobrze odżywić.
Chcieliśmy odprawić tam Mszę św. jednak ze względu na ścisłe przepisy higieny jest to niemożliwe. Chodzi o to, że trzeba uważać, żeby jakichś treści organicznych nie przenieść na ląd, bo mogłoby to być niebezpieczne dla pingwinów i innych zwierząt. Dlatego odprawiliśmy ją na statku. Statek okazał się być wyprodukowanym w Polsce, w stoczni szczecińskiej i świetnie się spisuje w tych trudnych warunkach.
Czy przeżycia przywiezione z takiej pielgrzymki zostają tylko w sferze osobistej czy mają jakieś szersze wykorzystanie?
To jest dla nas wspaniały odpoczynek i ubogacenie religijne, kulturowe, intelektualne. To z natury rzeczy nie pozostaje tylko w sercu danej osoby. Każdy stara się tym dzielić. To jest podobnie jak z pani doświadczeniami z pielgrzymek. To było pani doświadczenie, ale też wie pani, jak działa to na innych, jak to daje siły i światło na cały rok. Podobnie jest tutaj. To nas ubogaca. Tych wypraw było już w sumie 35 i w naturalny sposób ludzie chcą się dzielić tak olbrzymim bogactwem. Byliśmy już przecież - najpierw, przede wszystkim - we wszystkich krajach biblijnych i prawie wszystkich krajach europejskich. Odwiedziliśmy największe sanktuaria katolickiego naszego kontynentu i całego świata. Poza Europą zwiedziliśmy Indie, Chiny, Bhutan, Nepal i Sri Lankę, najdalej dotarliśmy do Australii i Nowej Zelandii, a także na Wyspę Wielkanocną oraz na Alaskę i na Antarktydę. Poznaliśmy Kanadę, Kubę, Meksyk, Brazylię, Peru, Boliwię, Urugwaj, Argentynę i Chile. W Ameryce Południowej naszym wspaniałym przewodnikiem był pan profesor Zdzisław Ryn - lekarz, podróżnik i ambasador, można powiedzieć „Ignacy Domeyko naszych czasów”, przyjaciel św. Jana Pawła II.
Tyle zobaczonego i doświadczonego dobra i piękna sprawia, że z natury chcemy się tym dzielić – szczególnie jako chrześcijanie. Dzielimy się tym poprzez opowiadanie. Nieraz mam prelekcje – z reguły, jak wracam, w kilku grupach opowiadam o tym, co przeżyliśmy, pokazuję zdjęcia. To też pomaga nam poznać świat, zrozumieć go, pomaga ubogacić się bogactwem innych kultur, pozwala na stworzenie syntezy tego, co dobre, piękne w naszej kulturze z tym, co jest wartościowe w innych kulturach. Studiowałem i pisałem doktorat poza granicami Polski – w Stanach Zjednoczonych, we Włoszech, w Niemczech. Ponad 10 lat spędziłem poza Polską na pracy naukowej i duszpasterskiej, z czego 7 lat w Niemczech. Poznałem ponad 50 krajów i zawsze starałem się tworzyć syntezę tego, co najlepsze w różnych kulturach. Podobnie uczestnicy tych wypraw starają się tworzyć taką syntezę i dzielą się swoimi przeżyciami z rodziną, znajomymi, pokazują zdjęcia, ubogacają nimi szpitale czy przychodnie. Tak to piękno jest dzielone. To jest także odpowiedź dla tych, którzy są przeciwko Kościołowi, są nam wrodzy, czy nas nienawidzą – niektóre ośrodki medialne i polityczne zarzucają nam, że mając swoje katolickie przekonania jesteśmy ograniczeni, nie znamy świata. Te podróże pokazują, ze jest odwrotnie. Ci, którzy uczestniczą w tych podróżach właśnie najlepiej znają świat i mamy takie przekonania nie dla tego, że mniej wiemy od naszych wrogów, ale dla tego, że wiemy od nich więcej. To też jest pewien argument w tych wielkich sporach w obronie Kościoła. Stawia się nam taki zarzut, że jesteśmy niewykształceni, nie znamy świata. Jak się temu przyjrzymy, to okazuje się, że na ogół to właśnie my katolicy, jesteśmy lepiej wykształceni, lepiej znamy świat niż nasi wrogowie – chociażby dlatego, że Kościół jest instytucją jak najbardziej globalną, że właściwie wszędzie można spotkać katolików. To jest dodatkowy argument w tych wielkich sporach ideowych, w obronie Kościoła przed przeróżnymi atakami. Ta obrona jest szczególnie moim zadaniem.
Jak – z perspektywy tych podróży – wygląda polska religijność?
Wygląda wspaniale. Przekonujemy się, że polska wiara należy do najmocniejszych, najpiękniejszych w świecie. To jest nasz wielki dar, charyzmat - to, co możemy oferować innym. Ostatnio wiele podróżuję z wykładami po krajach Zachodu. Widzę nieraz, jak brak wiary doprowadza nawet do śmierci. Europa Zachodnia właściwie umiera – jest zdominowana przez kulturę ateistyczną. Widzę, że brak wiary doprowadza do śmierci całej tej kultury. Kiedy powierzchowne chrześcijaństwo przechodzi w ateizm, jest on zwykle prymitywnym konsumpcjonizmem, gdzie - przede wszystkim - chodzi o przyjemności. W takich koncepcjach konsumpcjonizmu nie ma miejsca dla dzieci, bo dla niego są tylko przeszkodą, dlatego tak chętnie się je abortuje. A jak nie ma miejsca dla dzieci, to społeczeństwo umiera i w to miejsce zwykle wchodzą muzułmanie, którzy mają dzieci. To są takie cztery wielkie kroki: powierzchowne chrześcijaństwo, ateizm, konsumpcjonizm i islam. To jest wielki problem i tragedia Europy Zachodniej. Europa Zachodnia jest właściwie zdominowana przez rządy ateistów, ponieważ mają oni szczególnie dużo do powiedzenia w Brukseli i w rządach innych państw. Widać, że Europa umiera. Np. w Niemczech buduje się największe meczety Europy, a zamyka się kościoły, buduje się także największe domy publiczne. Kiedy byłem w Hamburgu na Polskiej Misji Katolickiej, okazało się, że Misja, jak i kościół, znajdują się w środku największej dzielnicy rozpusty w Niemczech - St. Pauli. Tam nawet dom publiczny graniczy ściana w ścianę z plebanią. W niedzielę widziałem, jak Polacy idą do kościoła, a Niemcy idą do tych przybytków. Sprawdziłem, jak to wygląda statystycznie – ile ludzi w Niemczech chodzi do kościoła, a ile do domów publicznych. Okazało się, że w ciągu tygodnia ok. 3,5 mln ludzi idzie do kościołów, natomiast do domów publicznych nawet do 10 mln. Prawie trzy razy więcej ludzi idzie w ciągu tygodnia do domów publicznych niż do kościoła. To pokazuje też istotę problemów krajów Zachodu. Ludzie, którzy tak żyją raczej nie będą mieli dzieci. Oni nie są zainteresowani małżeństwem, rodziną. Jak nie ma dzieci, to wchodzi islam. Podróże pozwalają lepiej zrozumieć co się dzieje, bronią przed kłamstwami mediów, kłamstwami polityków. Nie tylko jeżdżę z pielgrzymkami, ale także naukowo. Spotykam tysiące wiernych, setki księży, sam obserwuję i widzę, jak Europa zamienia się w państwo islamskie, jak rosną dzielnice islamskie, a kurczą się dzielnice wcześniejszych Europejczyków.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Głośno zrobiło się o pielgrzymce na Antarktydę. Muszę przyznać, że to odważne posunięcie. Dlaczego akurat kraina wiecznego lodu i śniegu?
Ludzie nieraz pytają: gdzie jeszcze nas nie było? Rzeczywiście byliśmy w wielu krajach. Jak byliśmy na Antarktydzie, to już można powiedzieć, ze byliśmy na wszystkich siedmiu kontynentach. W biurze podróży, które zwykle organizuje nasze wyprawy, poinformowano nas, że pojawiła się taka szczególna okazja wyjazdu, z której zdecydowała się skorzystać nasza grupa. To miejsce, gdzie nie ma państw, gdzie ziemia należy do całej ludzkości robi wielkie wrażenie. Krajobraz może jest trochę księżycowy, ale tam szczególnie czuje się dzikość, potęgę i piękno przyrody. To jeszcze jeden cud stworzenia. W wodach Antarktydy jest szczególnie bogate życie, bogatsze, niż w wodach ciepłych - odwrotnie, niż na lądzie. Spowodowane jest to spotkaniem zimnych wód arktycznych z ciepłymi wodami podzwrotnikowymi. Te zimne wody, jako cięższe, są spychane w dół, ale w końcu dosięgają dna oceanu, odbijają się od niego i wypływają na powierzchnię zabierając ze sobą drobne cząstki materii nieorganicznej oraz organicznej, które leżą na dnie. Te cząstki są znakomitym pokarmem dla różnych drobnych organizmów, w tym dla olbrzymich ławic kryla, którym żywią się pingwiny, ryby, wieloryby, foki, a drapieżne ptak żywią się rybami i pingwinami. To niesamowite, że w najsurowszych regionach świata, gdzie trudno wytrzymać z zimna, życie jest możliwe w tak przebogatych formach. To taka ciekawostka geograficzna, dlatego ciepłe wody w porównaniu z zimnymi są dość pustynne. Wieloryby, które żyją w ciepłych i zimnych wodach, płyną na te zimne, żeby się dobrze odżywić.
Chcieliśmy odprawić tam Mszę św. jednak ze względu na ścisłe przepisy higieny jest to niemożliwe. Chodzi o to, że trzeba uważać, żeby jakichś treści organicznych nie przenieść na ląd, bo mogłoby to być niebezpieczne dla pingwinów i innych zwierząt. Dlatego odprawiliśmy ją na statku. Statek okazał się być wyprodukowanym w Polsce, w stoczni szczecińskiej i świetnie się spisuje w tych trudnych warunkach.
Czy przeżycia przywiezione z takiej pielgrzymki zostają tylko w sferze osobistej czy mają jakieś szersze wykorzystanie?
To jest dla nas wspaniały odpoczynek i ubogacenie religijne, kulturowe, intelektualne. To z natury rzeczy nie pozostaje tylko w sercu danej osoby. Każdy stara się tym dzielić. To jest podobnie jak z pani doświadczeniami z pielgrzymek. To było pani doświadczenie, ale też wie pani, jak działa to na innych, jak to daje siły i światło na cały rok. Podobnie jest tutaj. To nas ubogaca. Tych wypraw było już w sumie 35 i w naturalny sposób ludzie chcą się dzielić tak olbrzymim bogactwem. Byliśmy już przecież - najpierw, przede wszystkim - we wszystkich krajach biblijnych i prawie wszystkich krajach europejskich. Odwiedziliśmy największe sanktuaria katolickiego naszego kontynentu i całego świata. Poza Europą zwiedziliśmy Indie, Chiny, Bhutan, Nepal i Sri Lankę, najdalej dotarliśmy do Australii i Nowej Zelandii, a także na Wyspę Wielkanocną oraz na Alaskę i na Antarktydę. Poznaliśmy Kanadę, Kubę, Meksyk, Brazylię, Peru, Boliwię, Urugwaj, Argentynę i Chile. W Ameryce Południowej naszym wspaniałym przewodnikiem był pan profesor Zdzisław Ryn - lekarz, podróżnik i ambasador, można powiedzieć „Ignacy Domeyko naszych czasów”, przyjaciel św. Jana Pawła II.
Tyle zobaczonego i doświadczonego dobra i piękna sprawia, że z natury chcemy się tym dzielić – szczególnie jako chrześcijanie. Dzielimy się tym poprzez opowiadanie. Nieraz mam prelekcje – z reguły, jak wracam, w kilku grupach opowiadam o tym, co przeżyliśmy, pokazuję zdjęcia. To też pomaga nam poznać świat, zrozumieć go, pomaga ubogacić się bogactwem innych kultur, pozwala na stworzenie syntezy tego, co dobre, piękne w naszej kulturze z tym, co jest wartościowe w innych kulturach. Studiowałem i pisałem doktorat poza granicami Polski – w Stanach Zjednoczonych, we Włoszech, w Niemczech. Ponad 10 lat spędziłem poza Polską na pracy naukowej i duszpasterskiej, z czego 7 lat w Niemczech. Poznałem ponad 50 krajów i zawsze starałem się tworzyć syntezę tego, co najlepsze w różnych kulturach. Podobnie uczestnicy tych wypraw starają się tworzyć taką syntezę i dzielą się swoimi przeżyciami z rodziną, znajomymi, pokazują zdjęcia, ubogacają nimi szpitale czy przychodnie. Tak to piękno jest dzielone. To jest także odpowiedź dla tych, którzy są przeciwko Kościołowi, są nam wrodzy, czy nas nienawidzą – niektóre ośrodki medialne i polityczne zarzucają nam, że mając swoje katolickie przekonania jesteśmy ograniczeni, nie znamy świata. Te podróże pokazują, ze jest odwrotnie. Ci, którzy uczestniczą w tych podróżach właśnie najlepiej znają świat i mamy takie przekonania nie dla tego, że mniej wiemy od naszych wrogów, ale dla tego, że wiemy od nich więcej. To też jest pewien argument w tych wielkich sporach w obronie Kościoła. Stawia się nam taki zarzut, że jesteśmy niewykształceni, nie znamy świata. Jak się temu przyjrzymy, to okazuje się, że na ogół to właśnie my katolicy, jesteśmy lepiej wykształceni, lepiej znamy świat niż nasi wrogowie – chociażby dlatego, że Kościół jest instytucją jak najbardziej globalną, że właściwie wszędzie można spotkać katolików. To jest dodatkowy argument w tych wielkich sporach ideowych, w obronie Kościoła przed przeróżnymi atakami. Ta obrona jest szczególnie moim zadaniem.
Jak – z perspektywy tych podróży – wygląda polska religijność?
Wygląda wspaniale. Przekonujemy się, że polska wiara należy do najmocniejszych, najpiękniejszych w świecie. To jest nasz wielki dar, charyzmat - to, co możemy oferować innym. Ostatnio wiele podróżuję z wykładami po krajach Zachodu. Widzę nieraz, jak brak wiary doprowadza nawet do śmierci. Europa Zachodnia właściwie umiera – jest zdominowana przez kulturę ateistyczną. Widzę, że brak wiary doprowadza do śmierci całej tej kultury. Kiedy powierzchowne chrześcijaństwo przechodzi w ateizm, jest on zwykle prymitywnym konsumpcjonizmem, gdzie - przede wszystkim - chodzi o przyjemności. W takich koncepcjach konsumpcjonizmu nie ma miejsca dla dzieci, bo dla niego są tylko przeszkodą, dlatego tak chętnie się je abortuje. A jak nie ma miejsca dla dzieci, to społeczeństwo umiera i w to miejsce zwykle wchodzą muzułmanie, którzy mają dzieci. To są takie cztery wielkie kroki: powierzchowne chrześcijaństwo, ateizm, konsumpcjonizm i islam. To jest wielki problem i tragedia Europy Zachodniej. Europa Zachodnia jest właściwie zdominowana przez rządy ateistów, ponieważ mają oni szczególnie dużo do powiedzenia w Brukseli i w rządach innych państw. Widać, że Europa umiera. Np. w Niemczech buduje się największe meczety Europy, a zamyka się kościoły, buduje się także największe domy publiczne. Kiedy byłem w Hamburgu na Polskiej Misji Katolickiej, okazało się, że Misja, jak i kościół, znajdują się w środku największej dzielnicy rozpusty w Niemczech - St. Pauli. Tam nawet dom publiczny graniczy ściana w ścianę z plebanią. W niedzielę widziałem, jak Polacy idą do kościoła, a Niemcy idą do tych przybytków. Sprawdziłem, jak to wygląda statystycznie – ile ludzi w Niemczech chodzi do kościoła, a ile do domów publicznych. Okazało się, że w ciągu tygodnia ok. 3,5 mln ludzi idzie do kościołów, natomiast do domów publicznych nawet do 10 mln. Prawie trzy razy więcej ludzi idzie w ciągu tygodnia do domów publicznych niż do kościoła. To pokazuje też istotę problemów krajów Zachodu. Ludzie, którzy tak żyją raczej nie będą mieli dzieci. Oni nie są zainteresowani małżeństwem, rodziną. Jak nie ma dzieci, to wchodzi islam. Podróże pozwalają lepiej zrozumieć co się dzieje, bronią przed kłamstwami mediów, kłamstwami polityków. Nie tylko jeżdżę z pielgrzymkami, ale także naukowo. Spotykam tysiące wiernych, setki księży, sam obserwuję i widzę, jak Europa zamienia się w państwo islamskie, jak rosną dzielnice islamskie, a kurczą się dzielnice wcześniejszych Europejczyków.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 2 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/320632-nasz-wywiad-ks-prof-oko-o-ewangelizacji-poprzez-ekstremalne-podroze-pielgrzymki-to-droga-do-piekna-i-prawdy-czlowieka-i-boga-zdjecia?strona=2