Z tej akcji nie będzie żadnego pokoju, ale wojna – tak kampanię środowisk LGBT ocenia o. Józef Augustyn.
Umizgi do homoseksualizmu to furtka to demoralizacji i niszczenia Kościoła od środka
– podkreśla znany duszpasterz i kierownik duchowy. Dodaje jednocześnie, że homoseksualne kompromisy moralne duchownych katolickich sprawiają, że trudno jest głosić dzisiaj wierność nauce Kościoła w tej sferze.
Rozmowa z o. Józefem Augustynem:
Jak ocenia Ojciec inicjatywę „Przekażmy sobie znak pokoju” anonsowaną jako „pierwsza w Polsce kampania społeczna, w którą – na zaproszenie organizacji LGBT – włączyli się przedstawiciele środowisk katolickich”?
Józef Augustyn SJ: Lata temu w rozmowie z ważną osobistością „kościelną” zadałem pytanie: „Co może w przyszłości stanowić ważny problem Kościoła”. Odpowiedział: „Zderzenie z homoseksualizmem”. Nie było wtedy jeszcze w mediach mowy o gender ani o LGBT. To jest i pozostanie ważny sprawdzian dla Kościoła. Umizgi w stosunku do homoseksualizmu jako postawy moralnej pewnych teologów i duchownych na Zachodzie skompromitowały się całkowicie. To furtka to demoralizacji i niszczenia Kościoła od środka. Skandale na tym tle, niższych i wyższych duchownych Kościoła nie pozostawiają najmniejszych złudzeń. Kościół nie pójdzie nigdy na kompromis. To są zupełnie odmienne antropologie, dwie różne wizje człowieka, dwie wizje ludzkiej miłości i seksualności, jej zadań, celów i roli. W przeszłości nam, katolikom, o wiele łatwiej rozmawiało się z marksistami, ponieważ oni – rzecz paradoksalna – godzili się na naszą odmienność i używali sformułowania: my i wy. Granica była jasna. Mówili: dobrze wiemy, że wy nie zgadzacie się z nami, nie akceptujecie ateizmu, ale my sobie z wami poradzimy. I traktowali nas zależnie od epoki. Bolszewicy w Rosji wierzących katolików często rozstrzeliwali, zamykali do łagrów. Za Gierka w Polsce – jedynie trochę im dokuczali. „Zawziętych” i „niepoprawnych” i jednocześnie „przekornych” heteroseksualistów w społeczeństwie polskim jest zdecydowana większość, stąd też ten typ propagandy LGBT będzie odbierany jako narzucanie się, drażnienie społeczne, prowokowanie. Można sobie wyobrazić jak nastolatki będą przekazywać takim osobom znak pokoju. Nie wniesie to nic dobrego w życie społeczne. Zdecydowana większość ludzi w Polsce jest bardzo tolerancyjna, ale tylko wobec osób, które się nie narzucają, nie obnoszą się ze swoimi pretensjami. Ludzi na ogół nie interesuje, kto z kim… Jeżeli natomiast ktoś publicznie mówi o swoich skłonnościach, tak bez osłonek i hamulców, odbierane to jest w Polsce z niesmakiem. Nic na to nie poradzimy dzisiaj. Zmiany postaw społecznych wymagają czasu. Długiego czasu. W niektórych programach satyrycznych osoby LGBT wyśmiewane są do bólu. Nie jest to godne pochwały. Jeżeli natomiast ktoś w działalności publicznej używa pojęcia: „katolik”, „katolicki” powinien mieć na to zgodę biskupa. Pojęcia te są zastrzeżone. Z tej akcji nie będzie żadnego pokoju, ale wojna. Mówią: pokój, pokój, a planują wojnę – mówili prorocy. Gdy ktoś tak na co dzień podaje mi rękę – ściskam ją. Nie interesuje mnie bowiem, co ma na ręce, na głowie lub na szyi. To jego sprawa. Odmowa podania ręki, byłaby niegodna ucznia Jezusa. Nie podajemy bowiem ręki „problemom”, jakie ma człowiek, ale samemu człowiekowi. A co on sam myśli o moim podaniu mu ręki, to jego sprawa. To dotyczy jednak kontekstu świeckiego. Cytowane przez działaczy słowa liturgii eucharystycznej: „Przekażcie sobie znak pokoju” zmieniają kontekst radykalnie. To nie jest już takie sobie podanie ręki, ale gest liturgiczny, tuż przed Komunią świętą, największą świętością dla chrześcijan. Nieuczciwość środowisk LGBT polega na tym, że do promocji postaw i zachowań niezgodnych z nauczaniem Kościoła wciągają to, co dla nas, katolików, jest najświętsze: Eucharystię. Niektórzy katolicy podając rękę osobom z symbolami LGBT tuż przed Komunią świętą mogą odczuwać niepokój. I tu prośba do osób, które chcą włączyć się w tę kampanię: proszę nie oskarżać takich katolików o obłudę i nie wyciągać z ich oka źdźbła, ale popatrzeć we własne oko. Cała ta akcja LGBT będzie – w moim odczuciu – odbierana przez zdecydowaną większość katolików jako prowokacja, a nawet próba znieważenia Eucharystii. We Mszy świętej, zanim przekazujemy sobie znak pokoju, mówimy najpierw: „Przeprośmy Boga za nasze grzechy…”. To dotyczy wszystkich.
Ale formuła „Przekażcie sobie znak pokoju” oznacza de facto zdecydowanie więcej aniżeli przypomnienie o szacunku, jaki chrześcijanin winien okazywać każdemu bliźniemu. W materiałach tekstowych a zwłaszcza nagraniach video zarówno przedstawiciele LGBT jak i publicyści katolickich mediów wyrażają nadzieję na zmianę nauczania Kościoła wobec homoseksualizmu.
To nie są żadne nadzieje, ale złudzenia. Są one często niezawinione, ponieważ płyną z nieznajomości prawdziwej nauki moralnej Kościoła. Nikomu nie powinniśmy odmawiać życzliwości, szacunku, rozmowy, wymiany opinii. Ale też trzeba się domagać szacunku dla siebie. W mediach nastawionych negatywnie do Kościoła katolickiego udział księdza w dyskusji na temat gender czy też LGBT jest bardzo trudny; z reguły prowadzący program staje po stronie przeciwnej. Ale mimo wszystko – powinniśmy brać udział. Jeżeli nas proszą, ważne, byśmy dawali świadectwo, nawet jeżeli nie mamy pełnego komfortu rozmowy. Nie wolno osób homoseksualnych, biseksualnych itd. demonizować, poniżać, upokarzać, wykluczać. Pamiętam rozmowę z młodym człowiekiem mającym pewne niepokoje homoseksualne. Mocno walczył wewnętrznie. Mówił, jak bardzo czuł się upokorzony na katechezie „opiniami” księdza na temat środowisk homoseksualnych. „Obrona” nauczania Kościoła katolickiego nie może dokonywać się przez atak na środowiska, na ludzi.
Czytaj dalej na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Z tej akcji nie będzie żadnego pokoju, ale wojna – tak kampanię środowisk LGBT ocenia o. Józef Augustyn.
Umizgi do homoseksualizmu to furtka to demoralizacji i niszczenia Kościoła od środka
– podkreśla znany duszpasterz i kierownik duchowy. Dodaje jednocześnie, że homoseksualne kompromisy moralne duchownych katolickich sprawiają, że trudno jest głosić dzisiaj wierność nauce Kościoła w tej sferze.
Rozmowa z o. Józefem Augustynem:
Jak ocenia Ojciec inicjatywę „Przekażmy sobie znak pokoju” anonsowaną jako „pierwsza w Polsce kampania społeczna, w którą – na zaproszenie organizacji LGBT – włączyli się przedstawiciele środowisk katolickich”?
Józef Augustyn SJ: Lata temu w rozmowie z ważną osobistością „kościelną” zadałem pytanie: „Co może w przyszłości stanowić ważny problem Kościoła”. Odpowiedział: „Zderzenie z homoseksualizmem”. Nie było wtedy jeszcze w mediach mowy o gender ani o LGBT. To jest i pozostanie ważny sprawdzian dla Kościoła. Umizgi w stosunku do homoseksualizmu jako postawy moralnej pewnych teologów i duchownych na Zachodzie skompromitowały się całkowicie. To furtka to demoralizacji i niszczenia Kościoła od środka. Skandale na tym tle, niższych i wyższych duchownych Kościoła nie pozostawiają najmniejszych złudzeń. Kościół nie pójdzie nigdy na kompromis. To są zupełnie odmienne antropologie, dwie różne wizje człowieka, dwie wizje ludzkiej miłości i seksualności, jej zadań, celów i roli. W przeszłości nam, katolikom, o wiele łatwiej rozmawiało się z marksistami, ponieważ oni – rzecz paradoksalna – godzili się na naszą odmienność i używali sformułowania: my i wy. Granica była jasna. Mówili: dobrze wiemy, że wy nie zgadzacie się z nami, nie akceptujecie ateizmu, ale my sobie z wami poradzimy. I traktowali nas zależnie od epoki. Bolszewicy w Rosji wierzących katolików często rozstrzeliwali, zamykali do łagrów. Za Gierka w Polsce – jedynie trochę im dokuczali. „Zawziętych” i „niepoprawnych” i jednocześnie „przekornych” heteroseksualistów w społeczeństwie polskim jest zdecydowana większość, stąd też ten typ propagandy LGBT będzie odbierany jako narzucanie się, drażnienie społeczne, prowokowanie. Można sobie wyobrazić jak nastolatki będą przekazywać takim osobom znak pokoju. Nie wniesie to nic dobrego w życie społeczne. Zdecydowana większość ludzi w Polsce jest bardzo tolerancyjna, ale tylko wobec osób, które się nie narzucają, nie obnoszą się ze swoimi pretensjami. Ludzi na ogół nie interesuje, kto z kim… Jeżeli natomiast ktoś publicznie mówi o swoich skłonnościach, tak bez osłonek i hamulców, odbierane to jest w Polsce z niesmakiem. Nic na to nie poradzimy dzisiaj. Zmiany postaw społecznych wymagają czasu. Długiego czasu. W niektórych programach satyrycznych osoby LGBT wyśmiewane są do bólu. Nie jest to godne pochwały. Jeżeli natomiast ktoś w działalności publicznej używa pojęcia: „katolik”, „katolicki” powinien mieć na to zgodę biskupa. Pojęcia te są zastrzeżone. Z tej akcji nie będzie żadnego pokoju, ale wojna. Mówią: pokój, pokój, a planują wojnę – mówili prorocy. Gdy ktoś tak na co dzień podaje mi rękę – ściskam ją. Nie interesuje mnie bowiem, co ma na ręce, na głowie lub na szyi. To jego sprawa. Odmowa podania ręki, byłaby niegodna ucznia Jezusa. Nie podajemy bowiem ręki „problemom”, jakie ma człowiek, ale samemu człowiekowi. A co on sam myśli o moim podaniu mu ręki, to jego sprawa. To dotyczy jednak kontekstu świeckiego. Cytowane przez działaczy słowa liturgii eucharystycznej: „Przekażcie sobie znak pokoju” zmieniają kontekst radykalnie. To nie jest już takie sobie podanie ręki, ale gest liturgiczny, tuż przed Komunią świętą, największą świętością dla chrześcijan. Nieuczciwość środowisk LGBT polega na tym, że do promocji postaw i zachowań niezgodnych z nauczaniem Kościoła wciągają to, co dla nas, katolików, jest najświętsze: Eucharystię. Niektórzy katolicy podając rękę osobom z symbolami LGBT tuż przed Komunią świętą mogą odczuwać niepokój. I tu prośba do osób, które chcą włączyć się w tę kampanię: proszę nie oskarżać takich katolików o obłudę i nie wyciągać z ich oka źdźbła, ale popatrzeć we własne oko. Cała ta akcja LGBT będzie – w moim odczuciu – odbierana przez zdecydowaną większość katolików jako prowokacja, a nawet próba znieważenia Eucharystii. We Mszy świętej, zanim przekazujemy sobie znak pokoju, mówimy najpierw: „Przeprośmy Boga za nasze grzechy…”. To dotyczy wszystkich.
Ale formuła „Przekażcie sobie znak pokoju” oznacza de facto zdecydowanie więcej aniżeli przypomnienie o szacunku, jaki chrześcijanin winien okazywać każdemu bliźniemu. W materiałach tekstowych a zwłaszcza nagraniach video zarówno przedstawiciele LGBT jak i publicyści katolickich mediów wyrażają nadzieję na zmianę nauczania Kościoła wobec homoseksualizmu.
To nie są żadne nadzieje, ale złudzenia. Są one często niezawinione, ponieważ płyną z nieznajomości prawdziwej nauki moralnej Kościoła. Nikomu nie powinniśmy odmawiać życzliwości, szacunku, rozmowy, wymiany opinii. Ale też trzeba się domagać szacunku dla siebie. W mediach nastawionych negatywnie do Kościoła katolickiego udział księdza w dyskusji na temat gender czy też LGBT jest bardzo trudny; z reguły prowadzący program staje po stronie przeciwnej. Ale mimo wszystko – powinniśmy brać udział. Jeżeli nas proszą, ważne, byśmy dawali świadectwo, nawet jeżeli nie mamy pełnego komfortu rozmowy. Nie wolno osób homoseksualnych, biseksualnych itd. demonizować, poniżać, upokarzać, wykluczać. Pamiętam rozmowę z młodym człowiekiem mającym pewne niepokoje homoseksualne. Mocno walczył wewnętrznie. Mówił, jak bardzo czuł się upokorzony na katechezie „opiniami” księdza na temat środowisk homoseksualnych. „Obrona” nauczania Kościoła katolickiego nie może dokonywać się przez atak na środowiska, na ludzi.
Czytaj dalej na kolejnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/308402-umizgi-do-homoseksualizmu-to-furtka-to-demoralizacji-i-niszczenia-kosciola-od-srodka-podkresla-o-jozef-augustyn