"Zawsze czarna sutanna, najmniejszy ze wszystkich krzyży pektoralnych. Zawsze skromny pierścień" - bp Ryś o kard. Macharskim

fot.PAP/Stanisław Rozpędzik
fot.PAP/Stanisław Rozpędzik

2 sierpnia wieczorną Eucharystią pod przewodnictwem biskupa Jana Zająca w krakowskim Sanktuarium „Ecce Homo” rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe kardynała Franciszka Macharskiego. „Wybór ubogich to był dla niego wybór jego stylu życia” - mówił w homilii biskup Grzegorz Ryś.

Biskup Ryś wskazał wiernym, że godzina i dzień odejścia kard. Macharskiego są symboliczne.

Całe życie szedł za Janem Pawłem II. 9:37 tak jak 21:37. Zawsze po jego śladach, ale na swój sposób, więc akurat poranna 9:37

—powiedział.

Oto pełny tekst homilii biskupa Grzegorza Rysia.

Dla nas wszystkich jest oczywiste, że w tej chwili to my potrzebujemy słowa Bożego, a kardynał Franciszek go nie potrzebuje. Kardynał rozmawia z Panem Bogiem twarzą w twarz. Dla niego skończył się czas tych wszystkich potrzebnych nam zapośredniczających dialog z Bogiem znaków, słów. On poznaje Boga tak, jak sam został przez Niego poznany. My potrzebujemy słowa, które nas może przeprowadzić przez to, co przeżywamy. Myślę, że pierwszym słowem Bożym dzisiaj do nas w związku z tą śmiercią jest jej czas. Człowiek nie wybiera godziny swojej śmierci. Nikt z nas nie rozporządza sobą w taki sposób. Nikt z nas nie decyduje, kiedy się rodzi i nikt z nas nie decyduje, kiedy umiera. Ten czas jest wyjątkowy na wiele sposobów. Sama godzina śmierci – 9.37. Całe życie szedł za Janem Pawłem. 9.37 tak jak 21.37. Zawsze po jego śladach, na swój sposób, więc akurat ranna 9.37, na swój sposób. Od godziny ważniejszy jest jednak dzień. Dziś cały Kościół jest duchowo w pielgrzymce do Porcjunkuli. 800 lat temu Franciszek uzyskał od papieża Honoriusza III odpust zupełny dla każdego, kto nawiedzi Porcjunkulę. Jak się wchodzi do Porcjunkuli, nad wejściem jest taki napis: Haec est porta vitae aeternae – To jest brama życia wiecznego. Kardynał umarł w Porcjunkuli. Franciszek nie mógł umrzeć gdzie indziej. Franciszek umarł w Porcjunkuli 10 lat po tym, jak uzyskał ten niezwykły przywilej: kto wejdzie do tej kaplicy, będzie miał odpust zupełny. Więc kiedy św. Franciszek wiedział, że przychodzi na niego moment, prosił, żeby go przeniesiono. Przeniesiono go z San Damiano właśnie do Porcjunkuli. Tam umierał. Biografowie mówią, że tam umierał śpiewając, nago położony na ziemi.

Kardynał Franciszek nie mógł dzisiaj śpiewać. Śpiewaliśmy za niego. W chwili, kiedy umarł, modliliśmy się modlitwą “Chwała na wysokości Bogu”. Takie przekonanie, że właśnie w ten sposób trzeba wejść w tę godzinę. Chwała na wysokości Bogu! Chwała za to życie! Chwała za to umieranie, za to odchodzenie. Chwała, chwała na wysokości Bogu!

Kardynał Franciszek umarł w Drzwiach życia wiecznego. Porcjunkula to są Drzwi życia wiecznego. Tak się imię jego wypełniło w godzinie umierania, w godzinie odchodzenia, imię Franciszek. Umarł tak, jak jego patron. W tym samym miejscu. Myślę, że ta Porcjunkula zdradza nam coś więcej. Nie tylko mówi nam o tej pewności życia wiecznego, bo Franciszek, jak prosił o ten odpust, miał w sobie przekonanie, że to jest miejsce absolutnego przebaczenia. Jak on sam na tym miejscu doświadczył pełnego usprawiedliwienia przez Jezusa Chrystusa, tak tego daru pragnął dla wszystkich, którzy tam wejdą. (…) I powiedział takie zdanie: Moi bracia i moje siostry, chcę was wszystkich wysłać do Raju. I w ten sposób ogłosił ten odpust, tę łaskę szczególną. Tu nie ma miejsca na jakiekolwiek wahanie, na jakakolwiek wątpliwość. To jest łaska tego dnia, to jest wejście do Raju. Więc ten dzień, który Bóg wybrał, to jest słowo od Boga, to nie są ludzkie kalkulacje. Człowiek nie wybiera sobie godziny śmierci. Nasze życie jest w rękach Boga i Bóg decyduje. I ten moment śmierci jest słowem Boga o tym, co się dzieje. Oczywiście, ta Porcjunkula nie tylko objaśnia nadzieję życia wiecznego, ona też objaśnia życie św. Franciszka jak i kardynała Franciszka. (…)

Możecie się domyślać, nie miałem gotowego kazania na ten wieczór, nikt z nas go nie miał. Odpust Porcjunkuli jest znakiem wyboru ubogich. Przed tym, jak Franciszek uzyskał tę łaskę, odpust zupełny zyskiwali tylko ludzie, którzy mogli się wybrać do Ziemi Świętej. Żeby się wybrać do Ziemi Świętej, każdy z nas czuje, trzeba mieć grosz, a Franciszek był otoczony ludźmi, którzy nie mieli grosza, nie mieli pieniędzy, za to mieli doświadczenie bardzo, ale to bardzo ciężkiego życia, przez które prowadziła ich wiara. Ale poza tą wiarą, poza nieraz bardzo ciężką pracą i doświadczaniem biedy, nie mieli nic do zaoferowania. Prośba św. Franciszka do papieża Honoriusza III była prośbą za ubogich, że nie może być tak, iż odpust zupełny w Kościele jest dla tych, którzy mają kasę. To był wybór ubogich. To jest wybór kardynała Franciszka.

Nie chodzi tu o ostatnie dziesięć lat, że zamieszkał tutaj [u sióstr albertynek] i że kiedy odbywały się jakiekolwiek, mniejsze, większe spotkania dla ludzi bezdomnych, dla ludzi ubogich, to albo schodził sam, albo był w tym oknie naprzeciwko i słuchał wszystkiego, co się dzieje. Nie było takiego momentu, żeby on nie wiedział, co tu się dzieje. Wybór ubogich to był dla niego jego wybór stylu życia.

Próbowałem policzyć, ile razy go widziałem w purpurowej sutannie, może na dziesięć razy się złoży i tyle. Zawsze czarna sutanna, zawsze najmniejszy ze wszystkich krzyży pektoralnych, najmniejszy. Zawsze skromny pierścień. Wszystkie rozdawał. Takie moje osobiste wspomnienie, jak przyszedłem pięć lat temu do niego i mówi, po coś przyszedł. Ja mówię, po pierścień. A on mówi, nie mam. Jak to Ksiądz Kardynał nie ma, przecież teraz chodzi Ksiądz w kardynalskim pierścieniu, a ja chcę biskupi. Nie mam, rozdałem. A krzyża nie chcesz? Zawsze chowam krzyż pod ornat, dziś ma go na wierzchu, dzisiaj nie mogłem go schować. Wszyscy wiemy, że Kardynał żył ubogo. Jego testament ma jedną stronę, jest najprostszy, wszystko jest dla Diecezji, wszystko jest własnością tego Kościoła.**

To nas prowadzi do słowa, któreśmy słyszeli [w czytaniu]. Słowo to jest oczywiście ze święta Matki Bożej Anielskiej. To słowo Zwiastowania, które jest słowem o każdym z nas, że każdy z nas przyjmuje Jezusa a potem ma Go urodzić. Jezus mówi o tym sam wyraźnie, że każdy z Jego uczniów może być dla Niego siostrą, bratem i matką. Nikt z nas nie może być dla Jezusa ojcem, ale każdy z nas może być dla Niego matką wtedy, kiedy Go przyjmuje i wtedy, kiedy Go rodzi. Przyjmujemy Jezusa wtedy, kiedy Go spotykamy, kiedy Go jako słowo słuchamy, bierzemy do serca, rozważamy. A rodzimy Go wtedy, kiedy to słowo wprowadzamy w czyn, kiedy to słowo przyjęte już nie może być w nas utrzymane, ale ono musi się urodzić czynem, musi się stać ciałem.

Tutaj Ksiądz Kardynał jest bardzo podobny do Brata Alberta. Albert przyjął Jezusa w obrazie “Ecce Homo” i urodził Go wszystkimi swoimi dziełami miłosierdzia. Kardynał Franciszek przyjął Jezusa w obrazie “Jezu, ufam Tobie”! Mówił o tym, że Łagiewniki były dla niego pierwszym punktem duchowym, wcześniejszym niż Kalwaria. Sam o tym mówił. Oczywiście Kalwarię kochał, bywał na dróżkach, ale pierwszym miejscem były Łagiewniki, “Jezu, ufam Tobie”! Tak Go wziął w siebie, tak Go przyjął w siebie. To było dla niego zwiastowanie. Co to jest słowo Boga wcielone w Jezusie Chrystusie? On tak Go przyjął w siebie, że potem Go musiał urodzić. Nie chodzi tylko o sanktuarium w Łagiewnikach. Dzisiaj czytałem, jak upominał, że nie chodzi o to, by powstał kościół w Łagiewnikach. Chodzi o to, żeby powstała szkoła miłosierdzia. Szkoła miłosierdzia.

Jak on był zawsze nastawiony na ludzi ubogich. Wszyscy wiecie, że Kardynał był tym człowiekiem, który mógł zacząć budować kościoły w tej diecezji, mógł zacząć zakładać nowe parafie. Jego poprzednik wielki, kardynał Wojtyła w życiu założył dwie parafie w diecezji krakowskiej, dwie. Komuniści mu nie pozwolili na więcej. Przyszła wolność i można było zakładać parafie, budować kościoły. Kardynał pisał wtedy do wszystkich, którzy zaczęli budować kościoły, to nie jest czas na popisywanie się umiejętnościami artystycznymi. Nie chodzi o to, żeby się teraz wyżywać, bo wreszcie jest czas i teraz będziemy tworzyć wielkie dzieła sztuki. Nie zapominajcie o ubogich! Nie zapominajcie o ubogich! Nie można było wtedy wydać tych pieniędzy, które ludzie z takim zbierali trudem, na budowy sakralne. Nie zapominajcie o ubogich!

Wszyscy byliśmy poruszeni tym, w jaki sposób lekarze, służba zdrowia odnosi się do Kardynała, ale on też przez całe swoje życie i przez całą swoją posługę. Pierwsze adresy, które Kardynał znał, to były szpitale. Zawsze w nich był, starał się o nowy sprzęt. Porozmawiajcie z kim chcecie, z któregokolwiek ze szpitali krakowskich, spytajcie, czy ktoś nie zna kardynała Franciszka. To jest to: jak odkryłeś Jezusa, który jest miłosierny i przyjąłeś Go jako miłosiernego – Jezu, ufam Tobie! – przyjąłeś Go jako miłosiernego, masz potem Jego hasło: Jezus, ufam Tobie!, musisz potem to słowo urodzić w czyn. Ewangelia Zwiastowania jest kluczem do życia kardynała Franciszka, tak jak jest kluczem do życia każdego z nas. Przyjmujemy Jezusa, pytanie, czy potrafimy Go rodzić? Chcę jeszcze dać świadectwo. Biskup Jan [Zając, przewodniczący liturgii Mszy św.] zaczął od tego, że minęło siedem tygodni. To było siedem tygodni, w których kardynał Franciszek był w rękach Boga. Nie potrafię o tym inaczej myśleć, tylko w ten sposób. Wszyscy, którzyśmy u niego bywali, każdy z nas był bezradny. Można było, stojąc przy łóżku Księdza Kardynała, usłyszeć w sobie rozmaite pytania. Odpowiedź na nie wszystkie była taka sama. Ksiądz Kardynał jest w rękach Boga i nie może być w lepszych. I że właśnie tak będzie, że Pan Bóg zadecyduje o tym momencie, kiedy go do siebie wezwie. Że jest coś, co się dzieje wyłącznie na tym planie duchowym między Panem Bogiem a Księdzem Kardynałem.

Ostatni raz odprawiałem Eucharystię u niego dwa tygodnie temu, w Niedzielę. W poniedziałek zaczynały się Światowe Dni Młodzieży. Był wtedy jeszcze w bardzo stabilnym stanie. Patrzyłem na tętno. Wiecie, tam się odprawiało w ten sposób, że Kardynał leżał z boku, a wzrok odprawiającego właściwie był zwrócony na monitory, nie dało się ich ominąć. On miał cały czas równe tętno. Dwa razy skoczyło do stu – przy słowach przeistoczenia. Myślę, że tu jest grono samych ludzi bliskich Kardynałowi. Wiecie, jak on przeżywał Mszę św. (…) Jak zobaczyłem to tętno skaczące na monitorze, byłem pewien, to nie jest tak, że my nie mamy żadnego kontaktu z Kardynałem. Wszyscyśmy go mieli. To on nie był w stanie tego nam powiedzieć, przekazać, był uwięziony jakoś w tej swojej chorobie, w tej swojej słabości, ale świadomy, przeżywający wszystko, co się działo wokół niego.

Drugie czytanie mszalne tej Niedzieli było z Listu św. Pawła do Kolosan, gdzie Paweł mówi: w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. Siostra Dolorosa czytała ten tekst, a ja patrzyłem na to ciało Kardynała Franciszka i widziałem słowo, które znalazło po raz kolejny swoje wypełnienie, że to jest dokładnie o nim, że on w swoim ciele dopełnia braki udręk Chrystusa, dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół.

Pamiętacie, dwa tygodnie temu, jak wszyscy byliśmy pełni lęku. Co się stanie, czy się nie stanie, co się wydarzy? Mobilizacja wszystkich… Teraz sukces, wiadomo, ma wielu ojców, więc wszyscy będą mówić, dlaczego w Polsce było tak a nie inaczej, dlaczego się nic złego nie stało. I tak dalej, i tak dalej. Ja mam swoją odpowiedź na to, dlaczego te Dni [Światowe Dni Młodzieży] przebiegły w taki sposób. Myślę, że też macie tę odpowiedź. I ona jest w tej trumnie. I że kiedy ta miara, którą trzeba było dopełnić, została dopełniona, to Pan Bóg dzisiaj rano, o 9.37 powiedział: Dość. To już wystarczy. Ta miara jest dopełniona. I powiedział: Amen. I ja na tym miejscu mówię: Amen. I mówię: Księże Kardynale, wszyscy cię kochamy.


Polecamy „wSklepiku.pl”: „Z bratem naszego Boga” - Macharski Franciszek.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych