Biskup Stefanek: "Jesteśmy w czasach wyjątkowego zmagania zła z dobrem. Dlatego ŚDM w Polsce, w stolicy Miłosierdzia, mają szczególne zadanie". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/wPolityce.pl
Fot. PAP/wPolityce.pl

Uważam, że jesteśmy w czasach wyjątkowego zmagania zła z dobrem. Uruchomiono potworny atak na wszystko, co jest prawdą, uczciwością. Uważam, że te dni młodych, które przeżyliśmy, są przez opatrzność Bożą przewidziane jako jeden z bardzo poważnych sygnałów, w którym miejscu mamy stanąć i usłużyć współczesnemu światu. Bo próbuje się podłożyć dynamit pod ład ogólny

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ksiądz biskup Stanisław Stefanek TChr, biskup senior diecezji łomżyńskiej.

wPolityce.pl: Patrząc na całość przesłania papieża Franciszka podczas Światowych Dni Młodzieży w Polsce, widać że Ojciec Święty bardzo mocno aktywizuje młodych i jednocześnie daje im szczepionkę przeciwko rozmaitym ideologiom. Mówi, żeby „nie ulegali światowym liturgiom pozorów”, „makijażom duszy”, żeby nie byli „kanapowymi katolikami”, ale żeby…

Ks. Bp Stanisław Stefanek: …założyli buty wyczynowe.

Tego właśnie oczekuje współczesny świat od papieża? Bo pojawiają się zarzuty, że to za płytkie, za bardzo kaznodziejskie, za mało pogłębione, że nie takiego przesłania oczekuje się od Głowy Kościoła. Jak Ksiądz Biskup ocenia to przesłanie, będąc z młodymi w Krakowie i w Brzegach, czując tamtego ducha?

Rzeczywiście, na spotkanie z papieżem, podobnie zresztą jak i z biskupem, idziemy z gotowym projektem. Sami wiemy co powinien powiedzieć i w jakim stylu. Mamy ustalone pewne kanony i z góry wiemy, że inaczej nie będzie. Papież Franciszek w tym wypadku wymyka się tym oczekiwaniom. Mówi do młodych, na ich poziomie, ale w żadnym razie nie jest to płytkie. Papież mówi językiem prawie internetowym, który dzisiejszy świat wykorzystuje w komunikacji elektronicznej. To są równoważniki zdań, hasła, porównania, to jest malowanie słowem – to są obrazy zamknięte w krótkich sformułowaniach. Weźmy choćby dzisiejszą homilię – cudownie wykorzystał Zacheusza i to w sposób nawet pospieszny. Ja zająłbym się pewnie Zacheuszem, zanim zszedł z tego drzewa, a papież od razu wszedł między nas z sytuacją Zacheusza. To jest styl papieża Franciszka. Dlatego tak się podoba światu, bo mówi językiem, który jest łatwy do rozszyfrowania. Te wszystkie spodziewane rozważania głęboko teologiczne są w Kościele bogato zapisane. Mamy przecież bogaty dorobek. Od św. Piotra i Pawła i od samego Pana Jezusa ani na jotę, ani jedna kreska się nie zagubiła. Możemy w każdej chwili sięgnąć do Jana Pawła II, do Benedykta, do Pawła VI. Nie można powiedzieć, że świat się skończył i zaczął z Franciszkiem. Tylko na tamten skarbiec, na tamtą naukę Kościoła, bardzo uporządkowaną, papież Franciszek nabudowuje następne piętro języka komunikacji.

Powiedział Ksiądz Biskup, że takie nauczanie nie jest płytkie. Dlaczego?

Próbowałem liczyć ile razy papież powie „miłosierdzie” i ile razy powie „Jezus”. Gdyby mówił tylko „miłosierdzie”, można by go posądzić o spłaszczenie sprawy. Miłosierdzie to taka czułość, wyrozumiałość, tolerancja, przymrużenie oka, podzielenie się chlebem. Można by wtedy pomyśleć, że jest takim kaznodzieją, może i aktywistą stowarzyszeń pomocowych. Ale Franciszek za każdym razem, gdy mówi „miłosierdzie”, wypowiada „Jezus”. Co to znaczy? To znaczy, że te wszystkie proste, czytelne gesty są najgłębiej wkorzenione w Chrystusa. Ci, którzy projektują swoje emocje na papieża i chcieliby od niego usłyszeć pogłębione refleksje, czekają na jakieś ciekawe sformułowania, definicje, na nowe spojrzenie na stronę normatywną - pozostają w sferze idei. A papież prowadzi od razu do osoby. Nie ma większego pogłębienia naszego gestu miłosierdzia, jak wpisać program miłości w osobę Chrystusa, a ściślej Chrystusa wpisać w naszą osobę. Tutaj jest klucz. Wszystkim dziennikarzom życzę, by policzyli, ile razy Ojciec Święty Franciszek mówi „Jezus” i to w rozmaitych miejscach. To jest pełnia naszego życia chrześcijańskiego – zaprzyjaźnienie się z osobą Chrystusa. Miłosierdzie to nie jest gest usługi – spotkać głodnego, dać mu jeść i pójść sobie. Nie. To jest gest uczestnictwa. Miłosierdzie to wejście w biedę ludzką, wejście pomiędzy ludzi potrzebujących. Dopiero stąd jawi się postulat – budować mosty, a nie mury, obdarowywać a nie kwalifikować. Uważam, że czeka nas poważne studium nauczania Franciszka, właśnie w kontekście tych zamówień na nauczanie papieskie, które zgłaszają dziennikarze, kapłani czy inni wierni przyzwyczajeni do pewnej monumentalności wypowiedzi. Czytajmy więc Franciszka razem z Janem Pawłem II, razem z Benedyktem – czytajmy po prostu Kościół, czytajmy Piotra. W ten sposób trzeba spojrzeć również na to, co dziś przeżyłem, prawie 80-letni pan, w towarzystwie nieliczonej rzeszy młodzieży.

I co Ksiądz Biskup w nich zobaczył? Jak przeżyli to kilkudniowe nauczanie? To w nich rezonuje? Widać, że to podchwycili i  pójdą z tym w świat?

Oczywiście dziennikarze chcieliby widzieć już po południu czy młodzież ma dopięte do ciała skrzydła. Gdy dziś rano przyjechałem na Campus Misericordiae, to było cztery godziny przed liturgią, to niektórzy dopiero wyciągali nogi ze śpiworów, ponieważ bawili się do późna w nocy. Młodzież jest młoda. Oni dopiero będą musieli te zasłyszane sygnały zamienić na realizm swojego środowiska. I tu jest potrzeba obecności wśród starszych. Właśnie rozmawiałem z kilkoma biskupami, którzy prowadzili katechezę. Jeden z nich powiedział: „Żałowałem, że to się tak szybko kończy. Chciałbym z tą młodzieżą zawsze tak rozmawiać, a ja siedzę w kurii przy biurku”. Mówię: „To biskup nie jest w takiej złej sytuacji, bo biurko kilka godzin dziennie, a potem idzie na wizytację z liturgią, do szkół itd”. Jeszcze większe szanse mają księża, zwłaszcza gdy współuczestniczą z młodymi w tworzeniu programu. I to jest właściwie klucz do wykorzystania i wygrania całego dorobku Światowych Dni Młodzieży. Jeżeli staną przy młodych nauczyciele, instruktorzy, księża, opiekunowie i oczywiście rodzice. Bo młodzi mają dynamizm, ale trzeba im umożliwić realizację tego dynamizmu. Jestem przekonany, że pójdzie jakiś nowy sygnał co do sposobu wykorzystania naszych dni w szkole. Najbardziej kroi mi się serce, gdy nadchodzą cudowne trzy dni Wielkiego Postu, młodzież powinna się przygotować na przeżycia paschalne, a księża mówią: jak to zagospodarować? Nauczyciele mówią: psuje nam to siatkę godzin. Rodzice mówią: przyjdzie do domu wcześniej niż zwykle i zażąda obiadu. My, starzy nie mamy wyobraźni jak stanąć przy młodych i wykorzystać ich bardzo autentyczną – niekiedy zabawową i dosyć spłyconą – dynamikę. Ale ona jest. I samo jej istnienie jest skarbcem. Podziwiałem młodych Włochów, Hiszpanów, młodzież z Meksyku, z Indii, którzy zatrzymywali mnie i bezpośrednio wchodzili w relację, opowiadali, pytali.

Czyli język komunikacji papieża Franciszka, ta propozycja wejścia w interakcję z młodymi, jest też impulsem dla polskiego Kościoła? Czy polski Kościół może coś z tego dostać?

Ufam, że polski Kościół tej łaski nie przeoczy, już nie mówiąc o tym, że nie zmarnuje. Bo na szczęście, wśród młodych była gromada kapłanów. Wszędzie, gdzie na ulicach spotykałem gromadki, w każdej szedł jakiś ksiądz. Tam, gdzie był ksiądz, tam była gromadka. A gdzie była gromadka, tam było dużo radości. Jestem przekonany, że ten impuls będzie wykorzystany.

Spotkanie młodych z papieżem mogliśmy obserwować w przekazach telewizyjnych na bieżąco. A jak wyglądało spotkanie Franciszka z polskimi biskupami? Liberalno-lewicowe media cały czas próbowały budować wrażenie rozłamu, może i nawet wrogości. Pisano, że polskie duchowieństwo jest zasępione, biskupi są smutni, ponieważ przyjechał liberalny papież Franciszek, którego podejście jest zupełnie inne, a polski Kościół zderza się w poglądach z Głową Kościoła.

To twór medialny i to twór albo groteskowy albo złośliwy. Bo jeśli ktoś specjalnie tworzy taki obraz to jest zwyczajnie złośliwy. Albo też jest tak groteskowy i nieobeznany, że tworzy scenę, która zupełnie nie pasuje do relacji wewnątrzkościelnych. Sprowokował to jeden szczegół: to, że nie było otwartego spotkania, tylko było spotkanie samych biskupów i to polskich. Ale byli też przecież dziennikarze. I tutaj gotów jestem im nałożyć jakąś pokutę, żeby poszli pieszo na Jasną Górę. Było przynajmniej 15-18 mikrofonów i teleobiektywów. Jeśli 15 dziennikarzy ma dojście do informacji, to dlaczego nie poda ich reszcie? A potem tworzy się takie cuda…

123
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych