Razem żyjemy i razem umrzemy - ujawniono ostatni list zamordowanych w Jemenie misjonarek miłości

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.zdjecie przykładowe/Fennec//commons.wikimedia.org
fot.zdjecie przykładowe/Fennec//commons.wikimedia.org

Kiedy bombardowania stają się ostrzejsze, klękamy przed Najświętszym Sakramentem, prosząc Jezusa Miłosiernego, by strzegł nas i naszych podopiecznych. Nieraz chronimy się pod drzewami, ufając, że Bóg nas ustrzeże, a potem biegniemy do naszych ubogich

—napisały misjonarki miłości, pracujące w Jemenie, zanim zostały zamordowane przez terrorystów islamskich 4 marca w Adenie na południu kraju.

Ich ostatni, jak się okazuje, list z tego ogarniętego wojną kraju ujawniono 11 bm. w Rzymie.

Wynika z niego, że podczas gdy trwa wojna, siostry martwiły się, na jak długo wystarczy żywności i wody dla ich podopiecznych.

Bóg nie może przestać być hojnym, dopóki trwamy w Nim i przy najuboższych. Nasi podopieczni to ludzie starzy, upośledzeni fizycznie i umysłowo, niewidomi

—napisały zakonnice, podkreślając, że razem z nimi żyją i razem umrą.

Misjonarki miłości uważają te słowa za testament swych zamordowanych sióstr. Podkreślają, że jest on najlepszą odpowiedzią na padające z różnych stron zarzuty, że gdyby wcześniej opuściły Jemen, nie doszłoby do tej tragedii.

Ze względu na miłość do Chrystusa nie mogły zostawić potrzebujących, choć były świadome, co może je spotkać

—podkreśla siostra Sara.

Członkinie tego zgromadzenia, założonego w 1948 przez bł. Matkę Teresę z Kalkuty, już wcześniej złożyły w tym kraju daninę krwi. W 1998 fundamentaliści islamscy zastrzelili trzy siostry w mieście Hodeida nad Morzem Czerwonym, gdy wychodziły ze szpitala, w którym pracowały.

Tymczasem salezjanie na całym świecie modlą się o uwolnienie ich współbrata porwanego przed tygodniem w Jemenie. Wiadomo jedynie, że ks. Thomasa Uzhunnalila uprowadzili islamscy terroryści wkrótce po wspomnianej masakrze sióstr i ich dwunastu współpracowników z prowadzonego przez nie domu opieki. Policja nie wydała jeszcze ich ciał i nie udzieliła zezwolenia na pogrzeb.

Do tragedii doszło 4 marca. Według władz atak był dziełem sześciu napastników, z których dwaj obstawili placówkę na zewnątrz, a pozostali weszli do środka pod pretekstem odwiedzenia swych matek. Chodząc od pokoju do pokoju nakładali swym ofiarom kajdanki i strzelali im w głowy. Uratowała się jedna zakonnica, która słysząc krzyk jemeńskiego strażnika: „Uciekaj, uciekaj”, ukryła się w magazynie w lodówce.

Rzeczniczka zgromadzenia Sunita Kumar oświadczyła później w Kalkucie, że dwie z zamordowanych pochodziły z Rwandy, jedna z Indii i jedna z Kenii. Dodała, że siostrom proponowano wyjazd z tego niespokojnego od 2011 kraju, ale postanowiły tam pozostać, by służyć miejscowym mieszkańcom. W domu opieki, w którym posługiwały, przebywa około 80 osób: starców oraz chorych fizycznie i umysłowo.

Oprócz zakonnic na miejscu zginęło ośmiu Jemeńczyków: strażnicy ośrodka i kucharz.

Zbrodnię w Adenie potępił w niedzielę 6 bm. po modlitwie Anioł Pański Franciszek, nazywając zamordowane zakonnice „męczennicami miłosierdzia”.

ann/KAI

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych