Marek Jurek: „Demonstracja ks. Charamsy to otwarty atak na etykę katolicką”. NASZ WYWIAD

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Miałem znamienną rozmowę z wicemarszałek Wandą Nowicką. Ona demonstrację księdza Charamsy wykorzystała od razu do ataku na celibat kapłański i generalnie – na chrześcijańską etykę seksualną, rzekomo godzącą, a jakże – w „szczęście ludzi”

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Marek Jurek, europoseł, lider Prawicy RP.

CZYTAJ WIĘCEJ: Ostre reakcje na prowokację Charamsy: „To jego pajacowanie z koloratką i z jego partnerem przypomina serial o Leonciu i Isaurze”, „Pluje w twarz ludziom”…

wPolityce.pl: Osoby wierzące musiały się poczuć bardzo źle po wystąpieniu ks. Charamsy. Pewnie więc o to chodziło, prawda?

Marek Jurek: Kościół jest Kościołem grzeszników, więc to nic dziwnego, że jego członkom zdarzają się upadki, a przeciwnik człowieka na pewno szczególnie na księży zagina parol. Problem księdza Charamsy polega jednak na tym, że on z własnego problemu robi problem Kościoła. Jego przedsynodalna demonstracja to otwarty atak na etykę katolicką, otwarte wsparcie dla medialnych ataków na zasady Kościoła. I w tym sensie to również wystąpienie przeciw wszystkim wierzącym chrześcijanom, którzy publicznie stawiają opór społecznej ekspansji politycznego ruchu homoseksualnego, na przykład broniąc przed nim szkół i swoich dzieci.

Szczerość jako taka zasługuję na szacunek, ale istotą aktu księdza Charamsy jest nie szczerość, tylko właśnie demonstracja. Szczerze powinien o swoim problemie opowiedzieć przełożonym i (jeśli jego skłonność ma charakter trwały) powinien poprosić o przeniesienie do stanu świeckiego. Potem mógłby – jeśli miałby taką potrzebę – opowiedzieć swoją historię publicznie.

Ale to wszystko nie ma wiele wspólnego na przykład z bohaterstwem księdza alkoholika, który biskupa prosi o czas na walkę ze swoją słabością, a potem na przykład mówi otwarcie wspólnocie, w której ma pracować, że jest trzeźwym alkoholikiem.

Czy działania tzw. ekspertów od Kościoła z lewicowych mediów mogą znającym PRL kojarzyć się z działalnością IV Departamentu SB, który osaczał każdego księdza, który miał jakiś osobisty problem?

Są tu i różnice, i podobieństwa. Wtedy chodziło o łamanie jednostek i penetrację struktur Kościoła. Dziś chodzi raczej o publiczny przykład „dowodzący” wszystkim wiernym, duchownym i świeckim, że nie można żyć według etyki katolickiej, że jest to niewykonalne. W tym sensie to atak na nadprzyrodzoną cnotę nadziei, świadome poważanie wiary chrześcijan w słuszność i wykonalność ich zasad moralnych. Otwarte, a nie tajne – jak w czasach komunizmu.

Natomiast w obu wypadkach mamy do czynienia z tą samą walką z Kościołem, z dążeniem do dechrystianizacji społeczeństwa.

Wczoraj miałem znamienną rozmowę z wicemarszałek Wandą Nowicką. Ona demonstrację księdza Charamsy wykorzystała od razu do ataku na celibat kapłański i generalnie – na chrześcijańską etykę seksualną, rzekomo godzącą, a jakże – w „szczęście ludzi”. Tymczasem ani kapłaństwo ani – dla świeckich chrześcijan – dziewiąte przykazanie nikogo, kto żyje wiarą, nie unieszczęśliwia. Wiara jest szczęściem, choć gdy ktoś się jej wyrzeka – życie według jej zasad może stać się problemem.

Zresztą w pewnym sensie osoby takie jak ksiądz Charamsa – duchowne i świeckie – to również ofiary panseksualizmu współczesnej kultury liberalnej. Jeśli kto się tym gorszy – powinien walczyć z wulgaryzacją seksu, a nie z etyką odpowiedzialności seksualnej.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.