Każdy, kto wierzy, że tęczowa kampania ks. Krzysztofa Charamsa była spontaniczną reakcją na krzywdę, jaka go spotkała w Kościele jest naiwniakiem. Jak na dłoni widać dobrze przemyślaną przez duchownego i jego otoczenie strategię. Ostry tekst w „Tygodniku Powszechnym” ( redakcja nie wiedziała o intencjach duchownego, tak jak Nixon nie wiedział o podsłuchach w hotelu Watergate), teatralne wystąpienie w gejowskim dokumencie „Artykuł osiemnasty”, utrzymany w duchu latynoskiej telenoweli coming out w blaskach fleszy z pięknym Eduardo u boku. W końcu zapowiedź wydrukowanej już i przetłumaczonej na włoski książki uderzającej w naukę Kościoła katolickiego. A wszystko w przeddzień Synodu o rodzinie!
Widać, że ks. Charamsa przygotowywał się do występu ze sporą precyzją. Warto obejrzeć fragmenty „Artykuł osiemnasty”, które umiejętnie dawkują liberalne media, by co kilka dni móc w nagłówku uderzyć w Kościół. Dużo w tym wywiadzie jest emocjonalnych tonów. Bez wątpienia Ks. Charamsa czuje się szczerze skrzywdzony ostrym językiem, jakim niektórzy duchowni określają homoseksualizm. Nadekspresyjność występu dowodzi, że manieryczny ks. Charamsa jest człowiekiem bardzo wrażliwym i emocjonalnym, co jednak wpływa na jego rozumienie samego Pisma Świętego.
Jego apel nie ogranicza się jednak do postulatu zmiany tonu, w jakim mówi się w środowiskach katolickich o homoseksualizmie. Jego postulat jest o wiele głębszy i dotyka fundamentów wiary. Pracujący w Kongregacji Nauki i Wiary duchowny przekonuje, że Kościół musi porzucić swoją „homofobiczną” naukę w imię „ducha czasu”. To bardzo ważne określenie, choć dychowny używa akurat słowa „znak”.**
Postulat by Kościół zmieniał się wraz z transformującym się światem jest odwiecznym pragnieniem skrajnych modernistów. Przeciwko temu występował G. K. Chesterton, który mawiał, że to właśnie Kościół katolicki pozwala mu nie być „niewolnikiem ducha czasów”.
Kościół nie może iść z duchem czasów - z tego prostego powodu, że duch czasów donikąd „nie idzie”. Kościół może co najwyżej ugrzęznąć w bagnie razem z duchem czasów, by razem z nim cuchnąć i gnić.
zauważył największy apologeta chrześcijaństwa XX wieku. Kościół nie może zmieniać się ze światem. On musi zmieniać świat. Taka jest jego natura od czasów pojawienia się Jezusa Chrystusa. Jednak nie tylko dlatego ks. Charamsa jest skazany na porażkę.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Każdy, kto wierzy, że tęczowa kampania ks. Krzysztofa Charamsa była spontaniczną reakcją na krzywdę, jaka go spotkała w Kościele jest naiwniakiem. Jak na dłoni widać dobrze przemyślaną przez duchownego i jego otoczenie strategię. Ostry tekst w „Tygodniku Powszechnym” ( redakcja nie wiedziała o intencjach duchownego, tak jak Nixon nie wiedział o podsłuchach w hotelu Watergate), teatralne wystąpienie w gejowskim dokumencie „Artykuł osiemnasty”, utrzymany w duchu latynoskiej telenoweli coming out w blaskach fleszy z pięknym Eduardo u boku. W końcu zapowiedź wydrukowanej już i przetłumaczonej na włoski książki uderzającej w naukę Kościoła katolickiego. A wszystko w przeddzień Synodu o rodzinie!
Widać, że ks. Charamsa przygotowywał się do występu ze sporą precyzją. Warto obejrzeć fragmenty „Artykuł osiemnasty”, które umiejętnie dawkują liberalne media, by co kilka dni móc w nagłówku uderzyć w Kościół. Dużo w tym wywiadzie jest emocjonalnych tonów. Bez wątpienia Ks. Charamsa czuje się szczerze skrzywdzony ostrym językiem, jakim niektórzy duchowni określają homoseksualizm. Nadekspresyjność występu dowodzi, że manieryczny ks. Charamsa jest człowiekiem bardzo wrażliwym i emocjonalnym, co jednak wpływa na jego rozumienie samego Pisma Świętego.
Jego apel nie ogranicza się jednak do postulatu zmiany tonu, w jakim mówi się w środowiskach katolickich o homoseksualizmie. Jego postulat jest o wiele głębszy i dotyka fundamentów wiary. Pracujący w Kongregacji Nauki i Wiary duchowny przekonuje, że Kościół musi porzucić swoją „homofobiczną” naukę w imię „ducha czasu”. To bardzo ważne określenie, choć dychowny używa akurat słowa „znak”.**
Postulat by Kościół zmieniał się wraz z transformującym się światem jest odwiecznym pragnieniem skrajnych modernistów. Przeciwko temu występował G. K. Chesterton, który mawiał, że to właśnie Kościół katolicki pozwala mu nie być „niewolnikiem ducha czasów”.
Kościół nie może iść z duchem czasów - z tego prostego powodu, że duch czasów donikąd „nie idzie”. Kościół może co najwyżej ugrzęznąć w bagnie razem z duchem czasów, by razem z nim cuchnąć i gnić.
zauważył największy apologeta chrześcijaństwa XX wieku. Kościół nie może zmieniać się ze światem. On musi zmieniać świat. Taka jest jego natura od czasów pojawienia się Jezusa Chrystusa. Jednak nie tylko dlatego ks. Charamsa jest skazany na porażkę.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/267350-ks-charamsa-jest-skrajnym-modernista-i-domagajac-sie-pojscia-z-duchem-czasu-uderza-w-fundamenty-kosciola-nie-dlatego-jednak-jego-walka-jest-skazana-na-porazke