To nie Franciszek powinien być porównywany do Tygodnika Powszechnego a… Łukasz Warzecha. Ta sama łatwość aby rozwalać do końca autorytet Kościoła

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/EPA
PAP/EPA

Z Łukaszem Warzechą jest ten dość podstawowy kłopot, że pisze tak wiele, iż na lektury cudzych tekstów szkoda mu czasu. Dotyczy to także tych tekstów z którymi polemizuje, a to już poważny kłopot. Nie chciałbym bowiem sugerować, że czegoś nie zrozumiał. A więc pośpiech, pośpiech i jeszcze raz pośpiech.

CZYTAJ TEKST ŁUKASZA WARZECHY: Papież jak „Tygodnik Powszechny”. Kolejne poczynania Ojca Świętego muszą budzić rosnący niepokój

Łukasz tak bardzo chciał popełnić własny tekst krytykujący papieża Franciszka, że zupełnie przypadkowo użył jako punktu wyjścia mojej polemiki z Dominikiem Zdortem. To pozwoliło mu nie zauważyć choćby takiego „szczegółu” jak ten, że Zdort zaatakował także Jana Pawła II, że tak naprawdę ma do obu papieży pretensję o to samo. I zresztą nie dziwota: publicysta „Rzeczpospolitej” jest reprezentantem małej, ale mocno obecnej w naszej publicystyce integrystycznej sekty dla której papież Polak był za miękki, zbyt ekumeniczny, a tak naprawdę rozkładał Kościół od środka.

Z pośpiechu też zapewne wynika użycie przez Warzechę rytualnego już w przypadku takich debat argumentu, że papież jest niemylny tylko w ogłaszanych przezeń dogmatach, ale nie w całej reszcie nauczania. Ja nie tylko o tym wiem, ale wprost to napisałem. Wręcz zachęcałem do polemik społeczno-politycznych z Watykanem i chwaliłem innych autorów, którzy umieją to robić w sposób kulturalny.

Chodziło mi o coś innego. Ktoś, kto spiera się z papieżem, nie musi przestać być dobrym katolikiem. Za to ktoś, kto odmawia papieżowi tytuł do bycia dobrym katolikiem, jest dla mnie kimś, kto podważa autorytet całej instytucji. Nie w sensie doktrynalnym, tylko społecznym i ludzkim.

To tak jakby człowiek powtarzający publicznie swemu ojcu, że ten jest idiotą, upierał się zarazem, że dba w ten sposób o prestiż swojej rodziny. Nie dba i nie wynika to z jakiegokolwiek dogmatu, a ze zdrowego rozsądku. Sam Dominik Zdort oznajmił w miłej skądinąd odpowiedzi, że zna mnie od lat i wybacza mi, bo przecież nie znam się na tych sprawach, a jestem resztówką pokolenia JP2. Odpowiedziałem mu prywatnie, że wolę zgubić z Janem Pawłem niż znaleźć z nim, Zdortem. Swoją drogą fakt, że przyznawanie się do sympatii do Jana Pawła może być przez kogokolwiek uznane za wyraz niewiedzy o tym co katolickie, jest wielce znamienny. Język jest miękki, ale wnioski… delikatnie napiszę: mocno ekscentryczne.

Sam Łukasz Warzecha w finale dochodzi zresztą do wniosków podobnych co Zdort. Porównuje papieża do „Tygodnika Powszechnego” sugerując jego niepełną czy ułomną katolickość. Stróżem tej prawdziwej, ortodoksyjnej, jest jak rozumiem on, Zdort, Paweł Lisicki, Sławomir Cenckiewicz kto tam jeszcze. Jest to tak niewymownie śmiesznie, że właściwie można by poprzestać na samych cytatach. W każdym razie Kościół rządzony przez półheretyka nie wart jest jakiejkolwiek poważnej obrony przed kimkolwiek. A panowie powinni chyba pomyśleć serio nad tym, czy się w tym Kościele dobrze czują. Całkiem tak samo jak powinni się nad tym zastanowić Katarzyna Wiśniewska, Adam Szostkiewicz, były ksiądz Obirek, ksiądz Lemański i cała masa jego „reformatorów” ze strony lewej.

Powtarzam, nie dlatego, że papież jest nieomylny w kwestiach ekologii (o której nota bene Zdort w ogóle nie pisał) czy przepraszania za zdarzenia historyczne. A dlatego, że bez respektu wobec ludzi stojących na czele Kościoła, traci on sens. Staje się federacją klubów dyskusyjnych, jedną więcej sektą.

Porównanie Franciszka do „Tygodnika Powszechnego” przywodzi mi na myśl odwrócenie tej metafory. To wy powinniście być do tej redakcji porównywani. Bo tak samo jak redaktorzy szacownego krakowskiego tygodnika dotarliście do granicy kreowania formalnych czy nieformalnych ruchów typu „Wir sind Kirche”.

Przypomnę, że chodzi o austriackich wiernych, którzy uważają się za równie uprawnionych do przemawiania w imieniu Kościoła jak biskupi. I proszę nie mierzyć po aptekarsku, kto się w jakiej sprawie buntuje tam i tu. Sens trwania w Kościele to także odrobina pokory. Ona wcale nie wyklucza dyskusji i krytyki, czasem ostrej. Ale stawianie siebie ponad papieżem jest pokory zaprzeczeniem. Tak można traktować partię polityczną, gdzie sprzykrzył się nam lider, ale nie Kościół.

Kościół to przetrwa, a wasze nieprzytomne wystąpienia przeciw Janowi Pawłowi II czynią was na dokładkę mało atrakcyjnymi nawet dla bardzo konserwatywnych polskich katolików. Ale wasze zabawy są świetną sposobnością dla dużo bardziej wpływowej, lewicowej quasi-schizmy do bujania nawą tej instytucji. Udanej zabawy.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych