Krzysztof Feusette: Kościół otwarty według mainstreamu, czyli „Marsz na mszę, barany! Kanonizację obejrzycie sobie w >>Faktach<<”

wPolityce.pl/tvn24
wPolityce.pl/tvn24

Od czasu, kiedy Szymon Hołownia oddał swój publicystyczny talent na usługi genialnie zapewne opłacalnego show TVN „X Factor”, które współprowadzi z gwiazdą reklam telefonicznych – Marcinem Prokopem, jego poczucie humoru znacznie się wyostrzyło. Niestety, kosztem patrzenia na otaczającą red. Hołownię rzeczywistość. Po tym, jak odszedł z „Newsweeka” po którejś kolejnej koszmarnie antykatolickiej okładce Lisiego periodyku, można było mieć nadzieję, że i do niego zaczęły nareszcie docierać zapachy roztaczane przez jego najbliższe, medialne otoczone. Przynajmniej ja taką nadzieję miałem. Nie, nie spodziewałem się, że Szymon (kiedyś przez chwilę współpracowaliśmy w „Rzeczpospolitej”) zrezygnuje z TVN i pobocznych wygłupów, ale wydawało mi się, że choć wybrał karierę jak na zapalonego teologa zaskakującą, to jednak duszy przygłupiemu diabłu nie zaprzedał.

A jednak problem jest. Oto tuż przed kanonizacją Jana Pawła II Hołownia publikuje na łamach „Rzeczpospolitej” Hajdarowicza tekst tak absurdalny, że Witkacy i Ionesco wysiadają. Rzuca się bowiem z bezpardonowym atakiem na tych księży, którzy odwołali w swoich parafiach niedzielne msze między godz. 10 a 12, by wierni mogli spokojnie i bez wyrzutów, że coś zawalają, obejrzeć transmisję z Rzymu. Gdyby pisał te bzdury ktoś od Palikota, rzecz byłaby prosta – cynizm i żenada. Ale żeby zwolennik tzw. Kościoła otwartego oburzał się na ciepły i całkowicie zrozumiały gest duchownych wobec parafian?

W kilku kościołach – w tym takich, których proboszczów nigdy bym nie podejrzewał o utratę zdrowego rozsądku – na własne uszy słyszałem ogłoszenie: w najbliższą niedzielę odwołuje się msze święte w okolicach godzin 10–12, tak by wszyscy mogli w spokoju obejrzeć w telewizji kanonizację Jana Pawła II

— pisał Szymon Hołownia.

Popytałem, poszperałem w sieci – zjawisko wygląda, niestety, na masowe. Wszyscy w polskim Kościele zgadzamy się co do tego, że należy dołożyć starań, by ludzie patrzyli na Jana Pawła II tak, jak on sam chciał, żeby na niego patrzono: jak na kogoś, kto prowadzi ludzi do Chrystusa, a nie organizuje jakiś zastępczy kult wokół siebie. Po czym proboszczowie odwołują wiernym spotkanie z żywym Bogiem, by mogli sobie pooglądać papieża w telewizji. Z okazji kanonizacji robią mu prezent w postaci totalnego wywrócenia istoty jego przesłania. Przecież on to mówił tysiące i miliony razy: Msza Święta jest szczytem i centrum chrześcijańskiego życia, nie mamy nic od niej ważniejszego.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Hołownia ze zrozumieniem papieskiego przesłania ma wyraźne problemy. Próbuje z Jana Pawła II uczynić kogoś, kim nie był, mało tego, kim Hołownia i jego przyjaciele z TVN nigdy go nie widzieli – zawziętym duchownym, dla którego najważniejsze w życiu jest to, by Msza Święta odbyła się o tej godzinie, co zwykle. Autor tłumaczy w dalszej części, że przecież ludzie mogli sobie obejrzeć potem kanonizację „z odtworzenia”. Jaki byłby Kościół, gdyby na pragnienie Polaków, by chociaż przed telewizorami mogli uczestniczyć „na żywo” w tak pięknym i ważnym nie tylko dla Kościoła wydarzeniu, odpowiadał im: na mszę! Naprawdę, takiego Kościoła pragnie red. Hołownia?

Na własne uszy słyszałem, jak relacjonując potem mszę kanonizacyjną dla TVN24, bardziej zajmował się miejscem usadowienia Benedykta XVI niż słowami papieża Franciszka. Dobrze, że nie zaczął powtarzać swoich dowcipów z gali przedstawiania wiosennej ramówki TVN. Były naprawdę teologiczne i pogłębione. Zwłaszcza ten, w którym opowiadał, że jak przechodzi przez środek kina, to odruchowo robi… znak krzyża.

Jedyne, co krzepi w tej sytuacji, to fakt, że nawet w komentarzach czytelników „Rzeczpospolitej” opinia „Stuknij się pan w głowę” była pod tekstem Hołowni jedną z delikatniejszych. Okazuje się, że tak „otwartego” Kościoła Polacy chyba jednak nie potrzebują.

Krzysztof Feusette

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych