Sytuacja panująca w getcie wywoływała dezorientację wśród ludności żydowskiej. Większość Żydów nie chciała wierzyć, że możliwy jest najgorszy scenariusz, czyli wymordowanie całej społeczności getta. Przypuszczano, że dojdzie do deportacji, która obejmie „nieproduktywną” część jego mieszkańców, natomiast zdolni do pracy będą mieli szansę przeżycia.
Byli i tacy, którzy dobrowolnie zgłaszali się na Umschlagplatz. Marek Edelman tak opisuje tę sytuację: „Niemcy, nie przebierając w środkach, stosują nowy chwyt propagandowy. Przyrzekają i dają każdemu ochotniczo zgłaszającemu się do wyjazdu 3 kg chleba i 1 kg marmolady. To wystarcza. Dalej już propaganda i głód robią swoje. Pierwsza daje do ręki niezbity argument przeciwko wszelkim „bajkom” o komorach gazowych (+bo po cóż by dawali chleb, gdyby chcieli mordować+), głód - jeszcze mocniejszy przesłania wszystko obrazem trzech brązowych, wypieczonych bochenków”.
5 sierpnia Janusz Korczak i jego wieloletnia współpracowniczka Stefania Wilczyńska ze swoimi wychowankami z Domu Sierot doprowadzeni zostali na Umschlagplatz. Naoczny świadek tej sceny Nachum Remba pisał:
Na czele pochodu szedł Korczak. Nie! Tego obrazu nigdy nie zapomnę. To nie był marsz do wagonów, to był zorganizowany, niemy protest przeciwko bandytyzmowi! (…) Były to pierwsze żydowskie szeregi, które szły na śmierć z godnością, ciskając barbarzyńcom spojrzenia pełne pogardy (…) Gdy Niemcy zobaczyli Korczaka, pytali: „Kim jest ten człowiek?”.
W ślad za nimi poszły dzieci z innych sierocińców i domów opieki, razem z opiekunami i wychowawcami.
Wywózki trwały przez cały sierpień do pierwszych dni września.
**Pętla dookoła getta zaciska się coraz bardziej - wspominał Marek Edelman. (…) Ludzie z plecakami uciekają z ulicy na ulicę, starają się ominąć przewidywany teren blokady. Zgodnie biorą w niej udział żandarmi, Ukraińcy i żydowska policja. Role są podzielone, składnie, porządnie: żandarmi otaczają ulice. Ukraińcy przed nimi ciasnym łańcuchem oplatają domy, policja żydowska wchodzi na podwórze i zwołuje wszystkich mieszkańców, - „Wszyscy Żydzi schodzą na dół, 15 kg bagażu. Kto nie zejdzie będzie rozstrzelany”. (…) Po kolei ze wszystkich klatek zbiegają ludzie. Nerwowo w biegu narzucają na siebie co się da. Niektórzy idą tak, jak stali, czasem prosto z łóżek, inni mają na sobie wszystko co możliwe, plecaki, tłumoki, garnki. Idąc rzucają trwożne spojrzenia wokoło. Stało się”.
Osoby chore i w podeszłym wieku najczęściej zabijano na miejscu, ci, którzy posiadali „dobre” dokumenty przez jakiś czas mogli pozostać jeszcze w getcie. Pozostałą ludność prowadzono na Umschlagplatz. Tam w wielkim tłoku, często godzinami, Żydzi czekali na wagony, którymi wywożono ich do obozu zagłady w Treblince. Świadek tych tragicznych scen pisał:
Wagony bydlęce nie miały stopni. Wyznaczeni przez Lejkina policjanci po dwóch na każdy wagon otrzymali rozkaz liczenia ludzi, po sto osób na wagon. W ciągu niecałej godziny przy akompaniamencie krzyku bitych (…), lamentu matek, które pogubiły swe dzieci, załadowano sześćdziesiąt wagonów. (…) Przez małe, zakratowane drutem okienka przedostał się ostatni krzyk rozpaczy ciasno stłoczonych ludzi.
Akcję wysiedleńczą przeprowadzały obok SS, jednostki pomocnicze złożone z Litwinów, Ukraińców i Łotyszy.
Ważną rolę w akcji wysiedlania, odegrała Żydowska Służba Porządkowa, która jako bezpośredni wykonawca niemieckich poleceń stała się obiektem powszechnej nienawiści w getcie.
W sierpniu 1942 r. jej funkcjonariusze otrzymali rozkaz, ażeby każdy z nich doprowadzał na Umschlagplatz pięć osób dziennie. Za niewykonanie rozkazu groziło rozstrzelanie lub wysiedlenie z getta wraz z rodziną.
Pod koniec akcji, we wrześniu 1942 r., liczba funkcjonariuszy Żydowskiej Służby Porządkowej zredukowana została przez Niemców z 2400 do 380 osób. Ostatecznie większość żydowskich policjantów podzieliła los pozostałych mieszkańców getta.
24 września 1942 r. SS-Untersturmfuehrer Karl Brandt poinformował Radę Żydowską, że akcja wysiedleńcza w getcie warszawskim dobiegła końca.
W czasie Wielkiej Akcji wysiedleńczej w warszawskim getcie ok. 254 tys. Żydów wywieziono do obozu zagłady w Treblince, ponad 11 tys. do bliżej nieokreślonych obozów pracy, a ponad 10 tys. zmarło lub zostało zastrzelonych w getcie.
Podczas trwania deportacji około 8 tys. Żydów uciekło na tzw. aryjską stronę. W getcie legalnie pozostało 35 tys. osób, a ok. 25 tys. żyło w ukryciu.
Dowodzący Wielką Akcją wysiedleń z warszawskiego getta SS-Sturmbanfuerer Hermann Hoefle przeżył wojnę i przez wiele lat żyjąc w Austrii pozostawał bezkarny. Dopiero proces Adolfa Eichmanna jasno ukazał jego zbrodnie. Aresztowany w 1961 r. początkowo przebywał w więzieniu w rodzinnym Salzburgu.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Sytuacja panująca w getcie wywoływała dezorientację wśród ludności żydowskiej. Większość Żydów nie chciała wierzyć, że możliwy jest najgorszy scenariusz, czyli wymordowanie całej społeczności getta. Przypuszczano, że dojdzie do deportacji, która obejmie „nieproduktywną” część jego mieszkańców, natomiast zdolni do pracy będą mieli szansę przeżycia.
Byli i tacy, którzy dobrowolnie zgłaszali się na Umschlagplatz. Marek Edelman tak opisuje tę sytuację: „Niemcy, nie przebierając w środkach, stosują nowy chwyt propagandowy. Przyrzekają i dają każdemu ochotniczo zgłaszającemu się do wyjazdu 3 kg chleba i 1 kg marmolady. To wystarcza. Dalej już propaganda i głód robią swoje. Pierwsza daje do ręki niezbity argument przeciwko wszelkim „bajkom” o komorach gazowych (+bo po cóż by dawali chleb, gdyby chcieli mordować+), głód - jeszcze mocniejszy przesłania wszystko obrazem trzech brązowych, wypieczonych bochenków”.
5 sierpnia Janusz Korczak i jego wieloletnia współpracowniczka Stefania Wilczyńska ze swoimi wychowankami z Domu Sierot doprowadzeni zostali na Umschlagplatz. Naoczny świadek tej sceny Nachum Remba pisał:
Na czele pochodu szedł Korczak. Nie! Tego obrazu nigdy nie zapomnę. To nie był marsz do wagonów, to był zorganizowany, niemy protest przeciwko bandytyzmowi! (…) Były to pierwsze żydowskie szeregi, które szły na śmierć z godnością, ciskając barbarzyńcom spojrzenia pełne pogardy (…) Gdy Niemcy zobaczyli Korczaka, pytali: „Kim jest ten człowiek?”.
W ślad za nimi poszły dzieci z innych sierocińców i domów opieki, razem z opiekunami i wychowawcami.
Wywózki trwały przez cały sierpień do pierwszych dni września.
**Pętla dookoła getta zaciska się coraz bardziej - wspominał Marek Edelman. (…) Ludzie z plecakami uciekają z ulicy na ulicę, starają się ominąć przewidywany teren blokady. Zgodnie biorą w niej udział żandarmi, Ukraińcy i żydowska policja. Role są podzielone, składnie, porządnie: żandarmi otaczają ulice. Ukraińcy przed nimi ciasnym łańcuchem oplatają domy, policja żydowska wchodzi na podwórze i zwołuje wszystkich mieszkańców, - „Wszyscy Żydzi schodzą na dół, 15 kg bagażu. Kto nie zejdzie będzie rozstrzelany”. (…) Po kolei ze wszystkich klatek zbiegają ludzie. Nerwowo w biegu narzucają na siebie co się da. Niektórzy idą tak, jak stali, czasem prosto z łóżek, inni mają na sobie wszystko co możliwe, plecaki, tłumoki, garnki. Idąc rzucają trwożne spojrzenia wokoło. Stało się”.
Osoby chore i w podeszłym wieku najczęściej zabijano na miejscu, ci, którzy posiadali „dobre” dokumenty przez jakiś czas mogli pozostać jeszcze w getcie. Pozostałą ludność prowadzono na Umschlagplatz. Tam w wielkim tłoku, często godzinami, Żydzi czekali na wagony, którymi wywożono ich do obozu zagłady w Treblince. Świadek tych tragicznych scen pisał:
Wagony bydlęce nie miały stopni. Wyznaczeni przez Lejkina policjanci po dwóch na każdy wagon otrzymali rozkaz liczenia ludzi, po sto osób na wagon. W ciągu niecałej godziny przy akompaniamencie krzyku bitych (…), lamentu matek, które pogubiły swe dzieci, załadowano sześćdziesiąt wagonów. (…) Przez małe, zakratowane drutem okienka przedostał się ostatni krzyk rozpaczy ciasno stłoczonych ludzi.
Akcję wysiedleńczą przeprowadzały obok SS, jednostki pomocnicze złożone z Litwinów, Ukraińców i Łotyszy.
Ważną rolę w akcji wysiedlania, odegrała Żydowska Służba Porządkowa, która jako bezpośredni wykonawca niemieckich poleceń stała się obiektem powszechnej nienawiści w getcie.
W sierpniu 1942 r. jej funkcjonariusze otrzymali rozkaz, ażeby każdy z nich doprowadzał na Umschlagplatz pięć osób dziennie. Za niewykonanie rozkazu groziło rozstrzelanie lub wysiedlenie z getta wraz z rodziną.
Pod koniec akcji, we wrześniu 1942 r., liczba funkcjonariuszy Żydowskiej Służby Porządkowej zredukowana została przez Niemców z 2400 do 380 osób. Ostatecznie większość żydowskich policjantów podzieliła los pozostałych mieszkańców getta.
24 września 1942 r. SS-Untersturmfuehrer Karl Brandt poinformował Radę Żydowską, że akcja wysiedleńcza w getcie warszawskim dobiegła końca.
W czasie Wielkiej Akcji wysiedleńczej w warszawskim getcie ok. 254 tys. Żydów wywieziono do obozu zagłady w Treblince, ponad 11 tys. do bliżej nieokreślonych obozów pracy, a ponad 10 tys. zmarło lub zostało zastrzelonych w getcie.
Podczas trwania deportacji około 8 tys. Żydów uciekło na tzw. aryjską stronę. W getcie legalnie pozostało 35 tys. osób, a ok. 25 tys. żyło w ukryciu.
Dowodzący Wielką Akcją wysiedleń z warszawskiego getta SS-Sturmbanfuerer Hermann Hoefle przeżył wojnę i przez wiele lat żyjąc w Austrii pozostawał bezkarny. Dopiero proces Adolfa Eichmanna jasno ukazał jego zbrodnie. Aresztowany w 1961 r. początkowo przebywał w więzieniu w rodzinnym Salzburgu.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/349920-75-lat-temu-niemcy-rozpoczeli-wysiedlanie-warszawskiego-getta-254-tys-ludzi-wywieziono-do-obozu-zaglady-w-treblince?strona=2