I tym razem chodzi o monopol i manipulację. O monopol brukselski na definiowanie co jest uprawnionym odwołaniem do tragicznej historii Europy i dziedzictwa chrześcijańskiego (choć tu ubrał się diabeł w ornat i na mszę ogonem dzwoni), a co nie jest. Ale przede wszystkim o niemiecką manipulację historią, której to operacji doświadczamy na własnej skórze od prawie trzech już dekad. Najwyraźniejszym wykwitem tego procesu był zakłamany serial „Nasze Matki, Nasi Ojcowie” przedstawiający Niemców jako wrażliwych młodzieńców zmuszanych do wojny i zbrodni, a naszych wspaniałych chłopaków z AK jako prymitywnych żydożerców. Kontynuacją operacji jest świadome podmienianie niemieckich obozów zagłady na „polskie” oraz absurdalne próby wymuszenia na Polakach kajania się za historię II Wojny Światowej w której byli jednoznaczną ofiarą.
I to właśnie te przyczyny wywołały histeryczny atak na premier Beatę Szydło, która odczytała zbrodnię Holocaustu jako przestrogę dla potomnych, w tym rządów, by już nigdy obywatele RP nie byli tak bezbronni jak wtedy, gdy niemieccy zbrodniarze pędzili ich, w tym dzieci, kobiety i starców, do komór gazowych. A pędzili i mordowali przede wszystkim obywateli państwa polskiego, narodowości żydowskiej i polskiej. Przypomnijmy kluczowe słowa przemówienia pani premier:
Wielkim zadaniem dla polityków, ale także wszystkich ludzi, jest to, aby takie straszliwe wydarzenia, które miały miejsce w Auschwitz i w innych miejscach kaźni, nigdy się nie powtórzyły. Auschwitz to w dzisiejszych, niespokojnych czasach, wielka lekcja tego, że trzeba czynić wszystko, aby uchronić bezpieczeństwo i życie swoich obywateli.
Gdzie tu skandal? Gdzie tu rzekomo niegodne zrównywanie rzeczy małych z wielkimi? CZYTAJ TEŻ: Zobacz całe przemówienie polskiej premier w Auschwitz! WIDEO
Nie znajdziecie. Bo nie o to tutaj chodzi. O co naprawdę chodzi wie Donald Tusk i dlatego to on jako pierwszy dał sygnał do tego ataku.
CZYTAJ TEŻ: Dawid Wildstein: „PO wyciera sobie buźki milionami wymordowanych Żydów”
Słowa szefowej polskiego rządu, polityka cieszącego się ogromnym zaufaniem społecznym, są bowiem dla wielu dowodem, że pan Tusk nie zrobił w Warszawie tego, co obiecał i za co go opłacano. A miał (wraz z panem Komorowskim) przerobić mózgi Polaków na różowe baloniki wyzbyte tożsamości i pamięci, infantylne i niezdolne do politycznego myślenia. Łagodnie, z wdzięcznością za niemieckie gazety dla Polaków, przyjmujące co się im zaaplikuje. Za to (i za przemysł) miała być kariera w Brukseli. Na to też idą od lat niemieckie stypendia i granty.
Także historia II Wojny Światowej miała zostać zinfantylizowana i zafałszowana. Zgodnie z niemiecką polityką historyczną doświadczenie wojny ma być bowiem ogólnoeuropejską traumą, jakimś kataklizmem, który spadł na Europę nie wiadomo skąd, ale na pewno za przyczyną wszystkich. Sprawcy nie mieli żadnej narodowości, w wersji hard mogą być nazistami, ale najlepiej po prostu „nacjonalistami”.
Także Holocaust, ta straszliwa zbrodnia dokonana przez Niemców na narodzie żydowskim, ma w tym ujęciu stać się ogólnoeuropejskim doświadczeniem z którym wszyscy musimy się uporać. A ponieważ Niemcy się już uporali (podobno, choć pycha jaką prezentują, raczej temu przeczy), to teraz czas na Polaków. I tak to w kilka ruchów to my, naród ofiar, stajemy się sprawcami.
Kłamstwo na kłamstwie, a właściwie na prochach ofiar bestialstwa niemieckiego. Bo przecież o tym, że także kilka milionów obywateli polskich narodowości polskiej też zostało zamordowanych i zamęczonych, wspominać niektórym nawet się nie chce.
Ale czy to wszystko czegoś nam nie przypomina? Czyż nie w kierunku takiej narracji miało zmierzać Muzeum II Wojny Światowej projektowane przez ekipę wybraną przez Tuska? I czy nie stąd, z tej wizji manipulacji, brał się histeryczny opór przed korektą jego kształtu? Czy nie dlatego prezydent Bronisław Komorowski w 2011 roku w Auschwitz ani razu nie użył słowa „Niemcy” w kontekście obozu, a jedynie w kontekście prezydenta Niemiec, który stał obok! Wspomniał za to o beznarodowych „nazistach”.
W tym sporze nie chodzi zatem wcale tylko o konkretne słowa pani premier. I nawet nie o to, że odgrywają się obecną nagonką za wcześniejsze przemówienie w którym obnażyła słabość i małość moralną przywódców każących narodom przyzwyczaić się do zamachów terrorystycznych.
Bitwa idzie o sprawę fundamentalną. O to, kto może wyciągać wnioski doświadczeń i przeżyć własnego państwa i narodu, czyli kto ma kontrolę nad jego pamięcią i świadomością. Innymi słowy to spór o zakres polskiej suwerenności i niepodległości.
Bo naród, któremu historię piszą inni, ważną część niepodległości traci. I odwrotnie: walka o prawdę historyczną jest obowiązkiem elit wolnego narodu, a toczona jest dowodem, że naród żyje.
PS. Polecam:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/344462-mowa-premier-szydlo-wywolala-wsciekly-atak-bo-to-znak-ze-nie-pozwolimy-by-niemcy-pisali-nasza-historie