Prezydent wybrał znakomite grono tegorocznych kawalerów Orderu Orła Białego. Podzielam entuzjazm Roberta Mazurka wobec „namaszczenia” Krzysztofa Kelusa, Mądrość jego wyciszonych ballad docenia się jeszcze bardziej po latach, one czasem wzruszają, czasem wręcz szarpią serce. To również opowieść o artyście, który pokazał, że sztuka to odwaga.
Każdy z nas, czy jest częścią pokolenia JP2, czy kwestionuje to pojęcie, wychował się na fotografiach papieskich Adama Bujaka. Chylę czoła przed dokonaniami naukowymi muzykologa profesora Mieczysława Tomaszewskiego. A historia Zofii Teligi-Mertens jest historią kogoś, kto wybrał może najlepszą cząstkę: ofiarnej kobiety wspierającej Polaków z Kazachstanu, którzy w biedzie, w kłopotach, szukają drogi do Ojczyzny. Osoby, która po własnych dramatycznych doświadczeniach nie zamknęła się w swoich prywatnych sprawach, przeciwnie ofiarowała wszystko, łącznie z osobistymi dochodami, na rzecz wspólnoty.
Ale chcę napisać o piątym odznaczonym, chociaż nie będzie to dotyczyło tego, za co dostał zasłużoną nagrodę, raczej marginaliów, dygresji. Prof. Mieczysław Chorąży to wielki naukowiec walczący swoimi odkryciami z rakiem. I człowiek, który jeszcze pracuje (ma 92 lata) na niepełnym etacie w Centrum Onkologii w Gliwicach, którego jest współtwórcą. A to do Gliwic wygnano go w czasach stalinowskich z Warszawy nakazem pracy.
Tak się składa, że pan profesor pojawia się na kartach mojej dopiero do wydanej powieści „Zgliszcza”. Był bowiem bratem męża Hanny Chorążyny, posłanki PSL, wspaniałej kobiety, brutalnie prześladowanej przez reżym komunistyczny. To ona mówi o nim w książce z czułością jako o „prawie dziecku”, które stanęło do walki w Powstaniu, co przepłaciło ciężką raną. To on jako student medycyny wspierał swą owdowiałą bratową, bo Hanna straciła swego młodego męża w roku 1939, w kampanii wrześniowej.
Profesor Chorąży pozostawił znakomite wspomnienia, w których kreśli atmosferę tamtych lat. Ale pokazuje też coś więcej – oddaje dumę swojej rodziny, zamożnych chłopów z Podlasia przeczących stereotypowi biednej zacofanej wschodniej wsi. Byli to ludzie zamożni i nowocześni, prawdziwi polscy patrioci. Wiele temu pamiętnikowi zawdzięczam. Czerpałem z niego materiały do swojej książki, w której wieś i chłopskość odgrywają niebagatelną rolę.
Mieczysław Chorąży ze zgrozą wspominał czasy, kiedy działacze komunistycznego Związku Walki Młodych opowiadali na zebraniach, że Polska powinna stać się 17 Republiką i ciągle ma na to jeszcze szanse. Musi tylko zapracować. Był jednym z tych, którzy nie mogąc liczyć na zmianę systemu, i nie mieszcząc się w tej rzeczywistości ze swymi poglądami i wrażliwością, postanowili być dobrzy w swojej specjalności. I okazał się bardzo dobry, nadzwyczaj – jako lekarz i uczony. To była służba ludziom, ale także wielka służba Polsce. On jej służył przez dziesięciolecia.
Dzięki pani doktor Barbarze Fedyszak-Radziejowskiej mogłem porozmawiać z profesorem podczas trzeciomajowych uroczystości. Miałem do czynienia z człowiekiem o imponującej sprawności, typowej dla AK-owskiego pokolenia, ale też z człowiekiem imponującej skromności, przeciwieństwem stereotypu profesora. Jestem mu wdzięczny za odmalowanie dawnych czasów i za to wszystko, co zrobił potem. Wspaniały Polak, z wszechmiar zasługujący na wszelkie nagrody!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/338264-prof-mieczyslaw-chorazy-z-orderem-orla-bialego-jestem-mu-osobiscie-wdzieczny-choc-mnie-nie-leczyl