Naczelny Sąd Administracyjny (NSA) uchylił wstrzymanie połączenia Muzeum II Wojny Światowej i Muzeum Westerplatte.
Oznacza to, że zniknęła najważniejsza przeszkoda stojąca na drodze do połączenia placówek, o co zabiega Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
W tle jest spór o koncepcję Muzeum i jego głównej, już czynnej wystawy.
Specjalnie dla czytelników tygodnika „wSieci” Muzeum odwiedził prof. Jan Żaryn, senator, redaktor naczelny miesięcznika „wSieci Historii”.
Obszerną relację z wyprawy znajdą państwo w bieżącym numerze „wSieci”.
Poniżej prezentujemy obszerny fragment artykułu prof. Żaryna:
A zatem trzeba powiedzieć sobie, że Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku to placówka ważna, którą powinno się zobaczyć. Należy jednak zważać na pułapki, które czyhają na widza, a które też potrafią – gdy się je rozbroi – mocno zirytować. Co budzi mój największy sprzeciw, wręcz irytację?
Generalnie to, że człowiek o moich poglądach i wrażliwości zostaje niemiło i niesprawiedliwie obrażony. Dlaczego? Po pierwsze, trzeba powtórzyć – za moją i kolegów recenzjami – zarzut, że brakuje syntezy polskiego doświadczenia II wojny światowej, choć autorzy, prowadząc widza przez kolejne sale, dostarczają mu wielu przykładów potwierdzających tezę o wyjątkowości naszych dziejów. Czy jednak to wystarczy, gdy znaczniejsza część muzealnych gości nie będzie zdolna do percepcji wszystkich, naprawdę bardzo licznych, eksponatów?
Po drugie, i to zarzut najcięższy, także dlatego, że brak tego wątku jest zamierzony i – można sądzić – logicznie wkomponowany w całość narracji. Autorzy wystawy unikają jak ognia jakichkolwiek odniesień do polskiego katolicyzmu, do autorytetu Kościoła katolickiego w kontekście wojny i okupacji ziem polskich; nie ma postaw ani sylwetek biskupów (abp. Adama S. Sapiehy czy prymasa Polski Augusta Hlonda i wielu innych), nie ma świętych i błogosławionych, męczenników II wojny – ofiar sowieckich i niemieckich; nie ma – jako osobnej kategorii – kapłanów, więźniów KL Dachau, których zginęło w przypadku polskich kapłanów 861; wszyscy pozostali nie stanowili nawet połowy tej sumy! Nie ma, a jeśli są, to schowani tak, że nie można ich znaleźć – ani ks. Władysława Bukowińskiego, ani bp. Adolfa Szelążka czy ks. Dionizego Kajetanowicza i wielu, wielu innych ofiar bolszewizmu; setek kapłanów, sióstr zakonnych, jak s. Wandy Boniszewskiej, stygmatyczki.
To bolesne zaniedbanie nie jest przypadkowe. Wszystko wskazuje na to, że przeszkadzałoby bowiem i naruszało narzucającą się interpretacyjnie prezentację ludzi Kościoła i doktryny chrześcijańskiej. Widz zapamięta Kościół za sprawą obecnego na wystawie ks. Jozefa Tiso, słowackiego sojusznika Hitlera, a także jako instytucję obecną w Hiszpanii i chronioną przez „nacjonalistę” oraz sojusznika III Rzeszy gen. Franco – „wodza narodowej Hiszpanii”. Pod koniec wystawy widz otrzyma jeszcze jedną wiadomość: „Wielu [oprawców] pozostało bezkarnych”, m.in. „korzystając z protekcji… Watykanu”.
Nacjonalizm i Kościół to słowa najbardziej obciążone przez autorów wystawy negatywną emocją i kontekstem. Autorzy dostarczają widzom przekaz podprogowy i polityczny zarazem. Dziś obrzuca się tym pojęciem polską prawicę, rzekomo niszczącą demokratyczną Unię Europejską, opartą na prawach człowieka, prawie do życia i wolności (te wartości są wybite przez autorów jako warunkujące pokój). Widać to szczególnie w pierwszej części wystawy. Słowa te uwikłane są ponadto w nowomowę, z „ksenofobią” i „antysemicką propagandą” na czele. Przykładowo NSDAP wygrała wybory dzięki „ksenofobicznej” retoryce. A gdzie ją znaleźć w dzisiejszym świecie? Odpowiedzi należy szukać we właściwych mediach. Nie ma oczywiście za to miejsca na przedstawienie represyjnej polityki Hitlera wobec Kościoła katolickiego i jego ludzi już przed 1939 r. ani na encykliki papieskie z 1937 r. potępiające pogański nazizm oraz bolszewizm. Nie ma miejsca na przedstawienie męczenników Kościoła mordowanych przez hiszpańskich rewolucjonistów i ich sowieckich towarzyszy broni, za to jest opowieść o japońskim imperializmie i – rzecz jasna – jego „nacjonalistycznej propagandzie”.
Zastanawiałem się, po co autorom taka narracja szczególnie widoczna w pierwszych salach, doprowadzających widza do czasów II wojny światowej i jej strasznego oblicza. I doszedłem do wniosku, że wiąże się ona z tym, o czym widz ma wiedzieć, wychodząc z ostatnich sal muzeum. Prezentując bilans wojny, w tym dane statystyczne, autorzy przypominają o stratach, o zniszczeniu dorobku kulturalnego Europy, o strasznym doświadczeniu. Krótko mówiąc, wojna to straszny czas, którego powinniśmy jako ludzkość unikać. A jak się przed nią bronić? Ano unikać nacjonalizmów, niezależnie od tego, co naprawdę to znaczy, unikać jego nosicieli (w domyśle: katolików), a najlepiej ich wykluczyć, tak jak wykluczyliśmy nazistów, japońskich „nacjonalistów” czy „narodowych” Hiszpanów. W domyśle: to Unia Europejska pod wodzą niemieckich światłych polityków jest tym gwarantem pokoju i poszanowania wartości życia oraz wolności. Chciałoby się napisać: amen, ale to nie wypada w tak postępowych okolicznościach.
(…)
Cóż, nie wiem, jaki będzie los dotychczasowej ekspozycji Muzeum II Wojny Światowej. Jeśli jednak pojawią się w placówce nowi włodarze, nie powinni zbyt pochopnie zmieniać wszystkiego tylko dlatego, że nie oni to zrobili. Wystawa główna pozwala bowiem prowadzić rzeczowy dialog na temat celów tej ekspozycji. Jest w niej na tyle dużo dobrych rozwiązań, że można śmiało zachęcić do jej obejrzenia. A także do zastanowienia się.
Cała recenzja z wystawy w tygodniku „wSieci”. Polecamy!�
Sil
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/334526-tylko-u-nas-prof-jan-zaryn-odwiedzil-muzeum-ii-wojny-swiatowej-co-zobaczyl-czy-placowka-wymaga-zmian