Portal wPolityce.pl publikuje wybrany przez autora fragment nowej książki Piotra Zaremby „Zgliszcza. Opowieści Pojałtańskie”.
Z opisu wydawcy:
Akcja powieści dzieje się w latach 1945-1956. Opowiada o próbie uprawiania polityki na cmentarzu, jakim stała się powojenna Polska. Polityki zmierzającej do powstrzymania rozrostu hydry, jaką był komunizm.
Wydarzenia obserwujemy z perspektywy Stanisława Mikołajczyka, który podjął ryzykowny eksperyment, próbując ograć komunistów metodami parlamentarnymi, ale też z perspektywy żołnierzy wyklętych czy zwykłych ludzi imających się rozmaitych metod i dróg, aby uczynić nasz kraj normalnym i wolnym. Większość bohaterów to postaci autentyczne, obok nich pojawiają się postaci fikcyjne, które jednak często też miały swoje historyczne pierwowzory.
Ta książka to także zarysowana wyrazistymi kreskami panorama ówczesnego społeczeństwa z jego nieprostymi dylematami i wyborami. I hołd złożony Polakom upadającym, cofającym się, ponoszącym klęski, ale usiłującym zachować w strasznych czasach swobodę decyzji i człowieczeństwo.
FRAGMENT POWIEŚCI:
5 października 1945, piątek
Kilka tygodni później Sąd Okręgowy nawiedził po sąsiedzku wiceminister Chajn.
— No, co tam, kolego, ustaliliście się już na urzędzie? — pytał generał-minister będący także demokratą. Sekretarka wniosła trzy kubki z herbatą, siedział z nimi jeszcze dyrektor personalny ministerstwa. Na tyle stać było tak ważną sądową instytucję.
— Tak, naturalnie. Chyba znalazł pan wszystko w porządku — odparł Jarosz, jakby pytał o majątek powierzony jego pieczy przez możnych panów.
— No tak, a prokuratorzy to gdzież? — z udawanym roztargnieniem uciął Chajn.
— Czwarte piętro. — Herbata parzyła w usta.
— Byliście w obozie z obywatelem Świątkowskim. Trzeba mówić, mówić jak najwięcej. Ludzie nie mogą zapomnieć o zbrodniach niemczyzny.
Stłoczono wszystkich sędziów w największym pomieszczeniu, jakie udało się znaleźć, co nie zapobiegło ściskowi. Milicjanci zablokowali całe drugie piętro, odcinając dla publiczności. Odwołano dwie rozprawy, pozbawiając kogoś sprawiedliwości. Jarosz nie wiedział, czy to dla ludzi dobra, czy zła wiadomość. Ale przepłaszanie interesantów robiło jak najgorsze wrażenie. Może ktoś i pół dnia stracił, żeby dostać się do sądu. Taki dozorca Stefan, na przykład, jeśli przeżył wojnę.
Chajn zaczął od odczytania referatu:
— Nasza demokracja jest inna od angielskiej i inna od przedwojennej, z którą nie mieliśmy dobrych doświadczeń. Jest to demokracja wielkiej przemiany społecznej, rewolucji głębokiej, ale odbywającej się w majestacie prawa. To demokracja wyrosła w walce z faszyzmem. Jest silna, nie ślamazarna. To nakłada na nią historyczny okres: likwidowania przeżytych klas — obszarnictwa i wielkiego kapitału. Klasy te bronią się rozpaczliwie i dlatego nasza demokracja musi być demokracją wojującą. Demokracja nie jest bowiem statyczną formą, ale formą polityczną, której musi odpowiadać treść społeczna.
Później mówił ze swą szczególną melodią w głosie o przyjaźni polsko-radzieckiej. Wreszcie tonem żartobliwej opowiastki i już bez kartki wdał się w opowieść o swoich podróżach. Kilka poprzednich miesięcy, od wiosny, spędził na Ziemiach Zachodnich, zakładając tam sądy.
— Pamiętajcie, obywatele, że my szykujemy dekret, który więcej zrobi dla demokratyzacji naszych sądów niż sto lat takich pogadanek. Już niedługo każdy będzie mógł być sędzią. Do sądów wedrą się obywatele, ulica wpuści do sal zatęchłych zdrowie.
Sędziowie wieść tę przyjęli z zimną zgrozą, a Jarosz zastanawiał się, skąd owo świeże powietrze, kiedy ciągle, nawet tu na Pradze, pachnie trupami.
— Ale jakże, to my będziemy niepotrzebni? — zgłosił się pewien sędzia. Wcześniej uniwersytecki docent, był szczerym demokratą, ale to akurat nie mieściło mu się w głowie.
— Ależ wasza wiedza będzie spożytkowana, obywatele. Tylko pamiętajcie, że będziecie mieli konkurencję. Konkurencja dobrze robi, nie trzeba się jej obawiać, to nie taka konkurencja jak w krainie karteli w Ameryce, w Anglii, to sprawiedliwa, ludowa konkurencja.
Padło jeszcze kilka pytań, aż sam Jarosz, powodowany odruchem, podniósł rękę.
— Kiedyż wreszcie nasze sądownictwo otrzyma na tyle dużo zaufania czynników rządowych, żeby miało prawo rozpatrywania zbrodni przeciwko państwu? Bo teraz zajmują się tym głównie wojskowi.
— Ja też jestem wojskowym i chyba to panu sędziemu nie przeszkadza. — Chajn zareagował sztucznie rozbawioną miną.
— Słyszy się wiele złego o tych sądach. — Oschły głos Jarosza odrobinę zadrżał. Nie patrzył na stłoczonych kolegów. Poznoszono dla nich krzesła z całego budynku.
— A ja słyszę wiele dobrego. O ludziach w zielonych szynelach, którzy jeżdżą po całym województwie, gdzie ich potrzebują. Gdzie krwawe bestie strzelają do ludzi, do nas, postępowców. Czy wiecie, obywatele, że i do mnie strzelano, i to tu, w Warszawie, na Marszałkowskiej? Wystarczyło, żem na chwilę wysiadł z auta…
Jarosz poczuł się uczniakiem z Siedlec przed obliczem najsurowszego z surowych: matematyka, względnie księdza prefekta. Właściwie Chajn miał coś z tamtego prefekta. Ale księżulo nie trzymał w rękawie sutanny wyroków śmierci.
— Nic nie przeszkadza, żebyście stanęli do współzawodnictwa. Ileż razy osądził wrogów narodu Sąd Okręgowy w Warszawie? Ileż dochodzeń prowadzą sędziowie śledczy? Proszę uderzyć się w piersi.
— Ależ Bezpieczeństwo zajmuje się politycznymi sprawami, a oni przekazują je sądom wojskowym. — Zdradliwa dysputa, nie ma dla niej dobrego zakończenia.
— To wyjdźcie sami w miasto, poszukajcie przypadków, dowiedzcie się, gdzie wrogowie. Formalizm nigdy nie był dobrym doradcą. — To czas na Chajnowe homilie, a podczas homilii wierni milczą.
— Wiecie, obywatele, że kiedy tu przyjechaliśmy z Lublina, nie mieliśmy gdzie się zatrzymać? Wskazano nam budynek na Kawęczyńskiej, to nawet nie był hotel. Gdzie takich było szukać na Pradze? Pierwszej nocy spaliśmy po dwóch w jednym łóżku. Mnie przypadł Rabanowski, minister komunikacji. I chrapał. Takie to były luksusy nowej władzy. My nie szukaliśmy tego, co sanacyjni dygnitarze.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Portal wPolityce.pl publikuje wybrany przez autora fragment nowej książki Piotra Zaremby „Zgliszcza. Opowieści Pojałtańskie”.
Z opisu wydawcy:
Akcja powieści dzieje się w latach 1945-1956. Opowiada o próbie uprawiania polityki na cmentarzu, jakim stała się powojenna Polska. Polityki zmierzającej do powstrzymania rozrostu hydry, jaką był komunizm.
Wydarzenia obserwujemy z perspektywy Stanisława Mikołajczyka, który podjął ryzykowny eksperyment, próbując ograć komunistów metodami parlamentarnymi, ale też z perspektywy żołnierzy wyklętych czy zwykłych ludzi imających się rozmaitych metod i dróg, aby uczynić nasz kraj normalnym i wolnym. Większość bohaterów to postaci autentyczne, obok nich pojawiają się postaci fikcyjne, które jednak często też miały swoje historyczne pierwowzory.
Ta książka to także zarysowana wyrazistymi kreskami panorama ówczesnego społeczeństwa z jego nieprostymi dylematami i wyborami. I hołd złożony Polakom upadającym, cofającym się, ponoszącym klęski, ale usiłującym zachować w strasznych czasach swobodę decyzji i człowieczeństwo.
FRAGMENT POWIEŚCI:
5 października 1945, piątek
Kilka tygodni później Sąd Okręgowy nawiedził po sąsiedzku wiceminister Chajn.
— No, co tam, kolego, ustaliliście się już na urzędzie? — pytał generał-minister będący także demokratą. Sekretarka wniosła trzy kubki z herbatą, siedział z nimi jeszcze dyrektor personalny ministerstwa. Na tyle stać było tak ważną sądową instytucję.
— Tak, naturalnie. Chyba znalazł pan wszystko w porządku — odparł Jarosz, jakby pytał o majątek powierzony jego pieczy przez możnych panów.
— No tak, a prokuratorzy to gdzież? — z udawanym roztargnieniem uciął Chajn.
— Czwarte piętro. — Herbata parzyła w usta.
— Byliście w obozie z obywatelem Świątkowskim. Trzeba mówić, mówić jak najwięcej. Ludzie nie mogą zapomnieć o zbrodniach niemczyzny.
Stłoczono wszystkich sędziów w największym pomieszczeniu, jakie udało się znaleźć, co nie zapobiegło ściskowi. Milicjanci zablokowali całe drugie piętro, odcinając dla publiczności. Odwołano dwie rozprawy, pozbawiając kogoś sprawiedliwości. Jarosz nie wiedział, czy to dla ludzi dobra, czy zła wiadomość. Ale przepłaszanie interesantów robiło jak najgorsze wrażenie. Może ktoś i pół dnia stracił, żeby dostać się do sądu. Taki dozorca Stefan, na przykład, jeśli przeżył wojnę.
Chajn zaczął od odczytania referatu:
— Nasza demokracja jest inna od angielskiej i inna od przedwojennej, z którą nie mieliśmy dobrych doświadczeń. Jest to demokracja wielkiej przemiany społecznej, rewolucji głębokiej, ale odbywającej się w majestacie prawa. To demokracja wyrosła w walce z faszyzmem. Jest silna, nie ślamazarna. To nakłada na nią historyczny okres: likwidowania przeżytych klas — obszarnictwa i wielkiego kapitału. Klasy te bronią się rozpaczliwie i dlatego nasza demokracja musi być demokracją wojującą. Demokracja nie jest bowiem statyczną formą, ale formą polityczną, której musi odpowiadać treść społeczna.
Później mówił ze swą szczególną melodią w głosie o przyjaźni polsko-radzieckiej. Wreszcie tonem żartobliwej opowiastki i już bez kartki wdał się w opowieść o swoich podróżach. Kilka poprzednich miesięcy, od wiosny, spędził na Ziemiach Zachodnich, zakładając tam sądy.
— Pamiętajcie, obywatele, że my szykujemy dekret, który więcej zrobi dla demokratyzacji naszych sądów niż sto lat takich pogadanek. Już niedługo każdy będzie mógł być sędzią. Do sądów wedrą się obywatele, ulica wpuści do sal zatęchłych zdrowie.
Sędziowie wieść tę przyjęli z zimną zgrozą, a Jarosz zastanawiał się, skąd owo świeże powietrze, kiedy ciągle, nawet tu na Pradze, pachnie trupami.
— Ale jakże, to my będziemy niepotrzebni? — zgłosił się pewien sędzia. Wcześniej uniwersytecki docent, był szczerym demokratą, ale to akurat nie mieściło mu się w głowie.
— Ależ wasza wiedza będzie spożytkowana, obywatele. Tylko pamiętajcie, że będziecie mieli konkurencję. Konkurencja dobrze robi, nie trzeba się jej obawiać, to nie taka konkurencja jak w krainie karteli w Ameryce, w Anglii, to sprawiedliwa, ludowa konkurencja.
Padło jeszcze kilka pytań, aż sam Jarosz, powodowany odruchem, podniósł rękę.
— Kiedyż wreszcie nasze sądownictwo otrzyma na tyle dużo zaufania czynników rządowych, żeby miało prawo rozpatrywania zbrodni przeciwko państwu? Bo teraz zajmują się tym głównie wojskowi.
— Ja też jestem wojskowym i chyba to panu sędziemu nie przeszkadza. — Chajn zareagował sztucznie rozbawioną miną.
— Słyszy się wiele złego o tych sądach. — Oschły głos Jarosza odrobinę zadrżał. Nie patrzył na stłoczonych kolegów. Poznoszono dla nich krzesła z całego budynku.
— A ja słyszę wiele dobrego. O ludziach w zielonych szynelach, którzy jeżdżą po całym województwie, gdzie ich potrzebują. Gdzie krwawe bestie strzelają do ludzi, do nas, postępowców. Czy wiecie, obywatele, że i do mnie strzelano, i to tu, w Warszawie, na Marszałkowskiej? Wystarczyło, żem na chwilę wysiadł z auta…
Jarosz poczuł się uczniakiem z Siedlec przed obliczem najsurowszego z surowych: matematyka, względnie księdza prefekta. Właściwie Chajn miał coś z tamtego prefekta. Ale księżulo nie trzymał w rękawie sutanny wyroków śmierci.
— Nic nie przeszkadza, żebyście stanęli do współzawodnictwa. Ileż razy osądził wrogów narodu Sąd Okręgowy w Warszawie? Ileż dochodzeń prowadzą sędziowie śledczy? Proszę uderzyć się w piersi.
— Ależ Bezpieczeństwo zajmuje się politycznymi sprawami, a oni przekazują je sądom wojskowym. — Zdradliwa dysputa, nie ma dla niej dobrego zakończenia.
— To wyjdźcie sami w miasto, poszukajcie przypadków, dowiedzcie się, gdzie wrogowie. Formalizm nigdy nie był dobrym doradcą. — To czas na Chajnowe homilie, a podczas homilii wierni milczą.
— Wiecie, obywatele, że kiedy tu przyjechaliśmy z Lublina, nie mieliśmy gdzie się zatrzymać? Wskazano nam budynek na Kawęczyńskiej, to nawet nie był hotel. Gdzie takich było szukać na Pradze? Pierwszej nocy spaliśmy po dwóch w jednym łóżku. Mnie przypadł Rabanowski, minister komunikacji. I chrapał. Takie to były luksusy nowej władzy. My nie szukaliśmy tego, co sanacyjni dygnitarze.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/334232-tylko-u-nas-fragment-nowej-powiesci-piotra-zaremby-zgliszcza-opowiesci-pojaltanskie-sprawdz-przeczytaj