Postkomunistyczna „Polityka”, z hukiem świętująca tydzień temu swoje 60-lecie, pozostaje wierna swoim korzeniom. Oto dokładnie w dniu 1 marca, w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, zamieszcza wstrętny tekst właśnie o żołnierzach wyklętych. Trudno pojąć dlaczego podpisał się pod tym Piotr Pytlakowski, ale niestety, zrobił to. Tytuł publikacji:
Upamiętnienie bez opamiętania
Teza: za dużo tego wszystkiego.
No, dla „Polityki” na pewno za dużo. Przez blisko 70 lat było przecież cicho. Było cicho w PRL, gdy wyklętych, niezłomnych żołnierzy, bohaterów walki z oboma okupantami, bestialsko mordowano. Było cicho gdy ich groby zarastały trawą. W najlepszym wypadku, bo na przykład na warszawskich Powązkach komunistyczni oprawcy postawili swoje groby z marmurów dokładnie na ich kościach. Było też cicho przez większą część III RP, która płynnie zrodziła się, w wyniku „transformacji”, z PRL, przenosząc całość elit, sądownictwa, większość mediów, a komunistom władzę zamieniła na majątki.
A kiedy wreszcie po 70 latach pamięć wyklętych udało się wreszcie przywrócić, kiedy Instytut Pamięci Narodowej pieczołowicie odnajduje i identyfikuje szczątki, kiedy cele śmierci zamieniane są na muzea, kiedy młodzież sięga po te wzorce, „Polityka” krzyczy: za dużo już, za dużo już!
To zresztą typowe dla tego środowiska. Trzy dni po Tragedii Smoleńskiej wołali, że nie mogą już znieść tej żałoby.
Czy się można dziwić, że Pytlakowski też już nie może znieść pamięci o Wyklętych? Stwierdza:
Otóż w gruncie rzeczy NDPŻW zaczął się w sobotę 25 lutego i będzie obchodzony aż do 10 kwietnia (…). To jedyne państwowe święto trwające półtora miesiąca.
Nieprawda. Święto państwowe trwa jeden dzień, większość tych inicjatyw to obchody społeczne, oddolne, najpiękniejsze. I one potrwają dłużej.
Pytlakowski próbuje to wyśmiać:
Sześć tygodni uroczystych apeli, marszów, wieczorów wspomnieniowych, śpiewania pieśni patriotycznych, akademii ku czci, defilad, pokazów filmowych i testów wiedzy o Wyklętych, to już nie jest zwykłe państwowe święto, ale prawdziwy festiwal odbywający się w każdym województwie i każdym większym mieście. Tegoroczne obchody przybrały postać niespotykanej celebry. Jej organizatorzy nie mieli chyba świadomości, że takie upamiętnienie bez opamiętania może spowodować przekroczenie granicy, za którą najpoważniejsza nawet sprawa zmienia się w groteskę.
I odnotowuje, że w całym kraju „odbędzie się kilkaset imprez na cześć Żołnierzy Wyklętych”.
„Imprez”, „groteska”… Za dużo, za dużo by „Polityka” to ścierpiała. Po co przypominać o tych bohaterach, ofiarach, walce z komunistami? Czyż ludziom „Polityki” nie było dobrze w PRL? Wspominał ostatnio Daniel Passent jak miło jeździło mu się po świecie, na stypendia i wyprawy, w tym czasie. Czyż nie była już ustalona inna wersja historii, w której to „bandy” walczyły z władzą ludową?
I Pytlakowski też próbuje też przedstawić żołnierzy podziemia antykomunistycznego jako bandytów. I puentuje:
Historia nie jest bowiem czarno-białą, a ci, których jedni wynoszą jako bohaterów, dla innych na zawsze pozostaną sprawcami zła.
Czysty postmodernizm, czyste postkomunistyczne zakłamanie.
Haniebne słowa, haniebny tekst w charakterystycznym miejscu. Przypomina to w swojej estetyce nagrobki komunistycznych kacyków postawione na prochach wyklętych, wrzuconych do bezimiennych dołów.
Bo Oni na zawsze mieli pozostać bezimienni, zapomniani, wyklęci, upokorzeni. I fiasko tego planu, przywrócenie godności bohaterom, tak ich boli.
Bo nadal jedni są z Pałacu Kultury i Nauki imienia Stalina, inni spod sztandarów Rzeczypospolitej.
PS Polecam najnowszy numer tygodnika „w Sieci”, poświęcony w dużej mierze skandalicznemu bluźnierstwu w stolicy.
Zachęcam też do dołączenia do naszej SIECI PRZYJACIÓŁ
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/329563-haniebny-tekst-o-wykletych-postkomunistyczna-polityka-pozostaje-wierna-swoim-korzeniom