Pamięć Polaków wywiezionych przez władze sowieckie na Sybir z dawnych kresów Rzeczypospolitej uczczono w niedzielę w Lublinie w 77. rocznicę rozpoczęcia masowych deportacji.
W kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP Zwycięskiej odprawiona została msza św. w intencji ludzi, którzy ponieśli śmierć i cierpieli na zesłaniu. Po mszy kombatanci z pocztami sztandarowymi, przedstawiciele środowisk kresowych oraz władz miejskich i regionalnych, przemaszerowali pod Pomnik Matkom Sybiraczkom. Orkiestra wojskowa odegrała hymn państwowy. Odbył się apel pamięci, żołnierze oddali salwę honorową. Pod pomnikiem złożono kwiaty i zapalono znicze.
Nie wolno zapomnieć o tamtych strasznych wydarzeniach, ponieważ nie jest powiedziane, że one się nie mogą powtórzyć. Po to są takie uroczystości. Wolność nie jest dana raz na zawsze. Trzeba ją kultywować. Nie walczyć zażarcie między sobą, ale starać się porozumiewać i przestrzegać zasad moralnych
— powiedział PAP jeden z uczestników uroczystości, Józef Lis, który jako dziecko był wywieziony na wschód.
13 kwietnia 1940 r. naszą rodzinę - moich rodziców, babcię i trójkę dzieci - wywieziono spod Grodna do północnego Kazachstanu. Ja miałem 11 miesięcy. Przebywaliśmy tam 6 lat. Ojciec poszedł w 1943 r. do armii kościuszkowskiej, babcia tam zmarła, a my wróciliśmy w 1946 r. po podpisaniu porozumienia między Bierutem a Stalinem
— opowiadał mężczyzna.
Mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy w miejsce, gdzie już w 1936 r. byli wywiezieni Polacy z rejonów przygranicznych Związku Sowieckiego. Ich wywieziono z całym dobytkiem, bydłem, inwentarzem, w lecie i zostawiono na pustym stepie. Jakoś się urządzili i nas przyjęli do swoich lepianek. Dzięki temu przeżyliśmy pierwszy najtrudniejszy okres
— wspominał.
Tam były straszne warunki, w zimie mrozy i śnieg taki, że lepianki trzeba było odkopywać. Lepianki były zrobione ze słomy i krowiego łajna. Rodzice pracowali w kołchozie. Nie było co jeść, czasem kilka dni nic nie jadłem i wyłem z głodu, opowiadali mi bracia. Chorowaliśmy na tyfus, jedynym lekarstwem w szpitalu, odległym o kilka kilometrów, był wrzątek i kartofle, tak nas leczono
— dodał.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Pamięć Polaków wywiezionych przez władze sowieckie na Sybir z dawnych kresów Rzeczypospolitej uczczono w niedzielę w Lublinie w 77. rocznicę rozpoczęcia masowych deportacji.
W kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP Zwycięskiej odprawiona została msza św. w intencji ludzi, którzy ponieśli śmierć i cierpieli na zesłaniu. Po mszy kombatanci z pocztami sztandarowymi, przedstawiciele środowisk kresowych oraz władz miejskich i regionalnych, przemaszerowali pod Pomnik Matkom Sybiraczkom. Orkiestra wojskowa odegrała hymn państwowy. Odbył się apel pamięci, żołnierze oddali salwę honorową. Pod pomnikiem złożono kwiaty i zapalono znicze.
Nie wolno zapomnieć o tamtych strasznych wydarzeniach, ponieważ nie jest powiedziane, że one się nie mogą powtórzyć. Po to są takie uroczystości. Wolność nie jest dana raz na zawsze. Trzeba ją kultywować. Nie walczyć zażarcie między sobą, ale starać się porozumiewać i przestrzegać zasad moralnych
— powiedział PAP jeden z uczestników uroczystości, Józef Lis, który jako dziecko był wywieziony na wschód.
13 kwietnia 1940 r. naszą rodzinę - moich rodziców, babcię i trójkę dzieci - wywieziono spod Grodna do północnego Kazachstanu. Ja miałem 11 miesięcy. Przebywaliśmy tam 6 lat. Ojciec poszedł w 1943 r. do armii kościuszkowskiej, babcia tam zmarła, a my wróciliśmy w 1946 r. po podpisaniu porozumienia między Bierutem a Stalinem
— opowiadał mężczyzna.
Mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy w miejsce, gdzie już w 1936 r. byli wywiezieni Polacy z rejonów przygranicznych Związku Sowieckiego. Ich wywieziono z całym dobytkiem, bydłem, inwentarzem, w lecie i zostawiono na pustym stepie. Jakoś się urządzili i nas przyjęli do swoich lepianek. Dzięki temu przeżyliśmy pierwszy najtrudniejszy okres
— wspominał.
Tam były straszne warunki, w zimie mrozy i śnieg taki, że lepianki trzeba było odkopywać. Lepianki były zrobione ze słomy i krowiego łajna. Rodzice pracowali w kołchozie. Nie było co jeść, czasem kilka dni nic nie jadłem i wyłem z głodu, opowiadali mi bracia. Chorowaliśmy na tyfus, jedynym lekarstwem w szpitalu, odległym o kilka kilometrów, był wrzątek i kartofle, tak nas leczono
— dodał.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/327258-77-rocznica-rozpoczecia-sowieckich-deportacji-wojewoda-lubelski-przez-kilkadziesiat-lat-nie-dawano-mowic-o-sybirakach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.