Pouczające rzeczy dzieją się wokół sławetnej publikacji Mirosława Tryczyka „Miasta śmierci”. Przypomnijmy – książka ta dokumentuje serię antyżydowskich morderstw i pogromów, dokonanych w 1941 roku na większą skalę w kilkunastu miejscowościach Podlasia (i w kilkudziesięciu dalszych – na mniejszą) po wyparciu stamtąd Rosjan przez Wehrmacht.
Główna treścią książki Tryczyka są wypisy z rozmaitych akt (sądowych, ubeckich, pochodzących z IPN-owskiego śledztwa), relacjonujących te zbrodnie. Autor, co podkreśla m.in. (pracujący do niedawna w IPN) historyk Krzysztof Persak dopuścił się tu licznych różnego formatu błędów i nadużyć (tenże badacz określa jego książkę wręcz jako „wydmuszkę”, „nieudolnie sformułowany kolaż cytatów z chaotycznie dobranych źródeł”).
Nie zmienia to jednak faktu, że cytaty te są autentyczne, a przestawiają rzeczywistość wstrząsającą, haniebną i, niestety, wówczas na tych terenach realną (choć zarazem w zdecydowanej większości już przedtem opowiedzianą przez profesjonalnych historyków). Tryczyk jednak idzie dalej, i zarówno w książce jak i udzielanych wywiadach wypowiada się niezwykle kategorycznie co do przyczyn relacjonowanych wydarzeń. I tu zaczyna się największy problem, i zarazem najciekawsza część sprawy.
„Siłą napędową Tryczyka jest jego ignorancja i dezynwoltura w stawianiu karkołomnych tez – pisze Persak.
Tryczyk pragnie dowieść, że „akcje eksterminacyjne wobec ludności żydowskiej miały charakter planowy i zbrodniczy”, a fala pogromów to „zsynchronizowana akcja polskich struktur podziemnych”
https://drive.google.com/file/d/0B5yDCi2pDV3cZXcyN21tVUFrV1k/view
Tak jest – autor „Miast śmierci” uważa (a w każdym razie twierdzi, że uważa), iż fala morderczych pogromów, która przetoczyła się przez Podlasie w lipcu ’41 roku… była zorganizowana przez polskie podziemie.
Jest to absurd. I nie tylko dlatego, że nic co wiemy o polskim podziemiu, nie pozwala przypuścić, że mogłoby mieć takie zamiary. Także dlatego, że przed inwazją niemiecką było praktycznie rozbite przez NKWD. Teza, że mogło przeprowadzić operację o takiej skali, jak masowe mordowanie Żydów na całym Podlasiu, urąga zdrowemu rozsądkowi. Wśród sprawców zbrodni rzeczywiście bywali ludzie związani z podziemiem, ale nie można o nią oskarżać Związku Walki Zbrojnej”
— skwitował to Persak w wywiadzie, udzielonym w zeszłym roku tygodnikowi „wSieci”. Dziś, polemizując z Tryczykiem, przedstawia rzeczywistość podobnie: „po aresztowaniach oraz przeprowadzonej przez NKWD pod koniec 1940 r. akcji ujawnieniowej konspiracja… została praktycznie rozbita; dopełniła tego rozpoczęta 20 czerwca 1940 r. przez Sowietów deportacja „elementu społecznie niebezpiecznego”.
Tryczykowi jednak potężne polskie podziemie jest potrzebne, no bo gdyby nie było potężne to nie można by było oskarżyć go o sprawstwo zbrodni, i to nie pojedynczej, tylko całej eksterminacyjnej fali. Konfabuluje więc, wbrew faktom, mówiącym o zniszczeniu podziemia niemal w całości przez organa radzieckie i o wywiezieniu na Wschód kluczowej części miejscowych polskich elit.
Co więcej, jak pisze Persak „Tryczyk nie przywiązuje za to większej wagi do wcale licznych w przytaczanych przez siebie źródłach wzmianek o inspiratorskiej lub czynnej roli Niemców w pogromach”. A „uwypuklając podmiotową rolę polskich prowodyrów pogromów, autor nie waha się przekroczyć granicy absurdu. Według niego w Jedwabnem „żandarmi polowi, stacjonujący w miasteczku przed dniem zagłady jego żydowskich mieszkańców, nie mogli czynnie powstrzymać pogromu, ponieważ było ich kilkunastu, a polskich partyzantów w okolicy – około dwóch setek”.
Powtórzmy – Niemcy, niestety, nie mogli powstrzymać Polaków przed dokonaniem pogromu… Przypomina się tu serial „Nasze matki, nasi ojcowie”, czy może raczej szydercze memy na jego temat. Na przykład ten, w którym hitlerowiec mówi do Żydów „szybko, musimy zdążyć zawieźć was do Auschwitz, zanim akowcy was wymordują”.
Przesadna złośliwość? Chyba nie, sam Tryczyk opowiadając w wywiadzie prasowym o tym, co działo się w Szczuczynie, gdzie w ’39 roku na moment weszli Niemcy (potem wycofali się oddając ten teren Rosjanom) i gdzie pojawiły się wówczas hasła pogromowe potrafi powiedzieć, że „wtedy jednak Niemcy powstrzymywali te nastroje, zabijając pokazowo jednego Żyda, aby załagodzić sytuację”. O co w tym wszystkim chodzi? Dość szczerze napisał o tym lewacki publicysta Stefan Zgliczyński, biorąc Tryczyka w obronę przed Persakiem. Wczytajmy się w Zgliczyńskiego, bo warto (przepraszam za może zbyt długi cytat):
To, co wydaje mi się najważniejsze, to powód takiej irytacji i steku obelg, jakie ze strony doktora historii (tj.Persaka – PS) spotkały innego – jakby nie było – doktora nauk humanistycznych… Otóż Miasta śmierci wywracają do góry nogami post-Grossową narrację… Tryczyk uważa bowiem, że pogromy, jakich dopuścili się Polacy wobec swoich żydowskich sąsiadów, były zaplanowaną i kierowaną przez endeckie i oenerowskie (później też AK-owskie) podziemie czystką etniczną, mającą na celu oczyszczenie tych terenów z ludności żydowskiej. Według niego eskalacja tych potwornych mordów nie była w pierwszej kolejności wynikiem „tradycyjnego” chłopskiego antysemityzmu i chęci wzbogacenia się… lecz przede wszystkim wynikiem zorganizowanej akcji zbrojnego podziemia antykomunistycznego, które wroga widziało nie w Niemcach, a w Żydach-bolszewikach. Różnica jest fundamentalna. Tak jak polska prawica nacjonalistyczna z Jarosławem Kaczyńskim i Andrzejem Dudą na czele… gloryfikuje „żołnierzy wyklętych”, choć często byli oni zwykłymi bandytami w okrutny sposób mordującymi ocalałych z Zagłady Żydów… i sprawy tak ewidentne jak Jedwabne przemilcza bądź bagatelizuje
… tak narracja drugiej strony (z przepraszającym za Jedwabne Kwaśniewskim) pokrywa się mniej więcej z tym, co pisze Persak pouczając Tryczyka:
Geneza pogromów w regionie łomżyńskim latem 1941 r. jest w ogólnym zarysie znana. Wśród przyczyn wymienia się splot takich czynników, jak datujący się jeszcze sprzed wojny antysemityzm, wzrost napięć międzyetnicznych podczas okupacji sowieckiej, chaos, anomię i próżnię władzy w pierwszych dniach po wyparciu z tego terenu Sowietów, stopniowo nakręcającą się spiralę antyżydowskiej przemocy, zachętę i przyzwolenie ze strony Niemców, wreszcie motywy rabunkowe sprawców
I już. Po co drążyć? Anomia, chaos i antysemityzm. Tryczyk tak prostego (czy raczej prostackiego) wyjaśnienia nie kupuje… Wskazuje na konkretne przykłady świadczące, że pogromy te nie byłyby możliwe bez planu i koordynacji oraz że motyw rabunkowy schodził na drugi plan… Stawia tezę o czystce etnicznej i kluczowej w niej roli członków antykomunistycznego podziemia”.
http://www.monde-diplomatique.pl/index.php?id=5_1
Innymi słowy: zły bo niedostatecznie konsekwentny Gross. Zły Kwaśniewski. Zły Persak (i źli autorzy innych, absolutnie nie negujących polskiego sprawstwa publikacji o Jedwabnem i okolicach). Oni wszyscy są źli, jakby nie po drodze nie było im z prawicą. Zawinili tym, że nie użyli sprawy jako taranu.
A trzeba było wydarzeniami z ’41 roku uderzyć (wbrew faktom, ale co z tego? „Fakty teoriom bowiem przeczą, a to jest karygodną rzeczą”, jak pisał niegdyś Szpotański) w samo jądro polskiego patriotyzmu. Czyli uznać Armię Krajową za organizację zbrodniczą.
A wtedy Polacy, po zdestruowaniu ich podstawowego mitu, wreszcie poddadzą się pożądanej „pierekowce dusz”. I doszlusują do obozu postępu, tak niecnie opuszczonego przez Grossa i Kwaśniewskiego. Tryczyk jest ambitny, sam podpowiada jak jego narracja może posłużyć w sprawach już zdecydowanie współczesnych. No bo przecież ówczesny Żyd to pewien przypadek Innego, a Inny to dziś arabski imigrant…
I tak oto Jan Tomasz Gross wraz z Aleksandrem Kwaśniewskim oraz zbliżonymi formacyjnie do „Gazety Wyborczej” badaczami Holocaustu trafili nieświadomie do piekła polskiego nacjonalizmu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/322766-gross-i-kwasniewski-jako-pozyteczni-idioci-polskiego-nacjonalizmu-czyli-rzecz-o-intelektualnej-konsekwencji