Na Wołyń jeżdżę co najmniej raz do roku. Latem, wraz z grupką zapaleńców z lubelskiej Fundacji Niepodległości i lubelskiego oddziału OHP. Dzięki tym wyprawom zrewidowałem swoje pojęcie o czymś, co nazywamy „polskim cmentarzem”. To, co zobaczyłem w Wiśniowcu, Szumsku, Ostrogu czy innych miejscowościach obecnej zachodniej Ukrainy, było bardzo pouczające. No, bo cóż Państwo sobie wyobrażają słysząc „polski cmentarz”? Pierwsze skojarzenie, to pewnie jakaś brama, może cmentarny mur, a za nim nagrobki. Z krzyżami, bo przecież takie nagrobki widuje się u nas. A tam nie. Wołyńskie małe wiejskie parafialne polskie cmentarze, to często gęste krzaki, albo wręcz las. Rosnące na kilka metrów akacje, a wśród nich pogruchotane, popękane, poniszczone nagrobne płyty. Gdyby nie tacy ludzie, jak moi przyjaciele z Lublina (w kraju jest więcej takich grup - wszystkim im chwała!), to pamięć o Polakach żyjących kiedyś na Kresach zginęła by już zupełnie. Dziś ta walka o pamięć o nich, to czasem fizyczne zmaganie się z tymi zaroślami. Ciężka robota, którą trzeba wykonać, bo dać znak Ukraińcom, że to miejsce jest dla nas drogie, że nie należy go bezcześcić (niestety, widziałem także miejsca libacji zorganizowane na polskich grobach).
W tym sensie, ta praca jest bezcenna. Poprzedzona historycznym rozpoznaniem, jest walką z wiatrakami, ale spróbujcie to powiedzieć moim znajomym z Lublina! Nie ma, że się nie da. Pamięć o Polakach jest najważniejsza.
Co roku, wracając z Wołynia, opisują obóz w tygodniku „wSieci”. W tym roku także (już po raz trzeci), w numerze 36 z dn. 5-11 września opublikowałem artykuł „Kamienie opowiadają historię” - zachęcam do sięgnięcia w archiwalia.
Ciekawostką tegorocznego wyjazdu było pewno miejsce w miejscowości Wiśniowiec. To pomnik, ustawiony na studni. W 1944 roku wrzucono do niej zwłoki 70-ciu Polaków, jak głosi zaskakujący (bo jedyny na Wołyniu) napis, to ofiary „bandytów OUN”. Nie ma drugiego takiego miejsca, gdzie ukraińscy nacjonaliści byliby wskazani, jako sprawcy zbrodni.
Kilka tygodni po opublikowaniu tego artykułu otrzymałem list od czytelnika. Jego treść wzruszyła mnie do łez. Oto starszy człowiek z Gorzowa właśnie dzięki mojej relacji dowiedział się, gdzie spoczywają szczątki jego ojca. Rodzina poszukiwała tej wiadomości bezskutecznie od 70 lat.
Dziękuję bardzo za artykuł w tygodniku „wSieci” z 5—11 września br. pt. „Kamienie opowiadają historię”. Dziękuję, że po 72 latach odnalazłem grób mojego Ojca, w którym spoczywa razem z 70 Polakami zamordowanymi przez banderowców 28 sierpnia 1944 r. Zostali rzuceni do studni, na której stoi odnaleziony pomnik.
Przez całe życie, od 1944 r., wiedziałem, że Ojciec został zamordowany na Wołyniu i został wrzucony do studni, ale nie wiedziałem, gdzie i do jakiej studni. Teraz, po przeczytania artykułu, dowiedziałem się, gdzie spoczywają szczątki mojego Ojca i 70 innych Polaków. Od tego dnia do dziś bardzo przeżywam tę informację i nie dają mi spokoju dwa pytania związane z pomnikiem odnalezionym na studni.
— napisał pan Edward Prochera, czytelnik „wSieci” z Gorzowa Wielkopolskiego.
Poniżej pomnik, o którym pisałem. Fotografia przed odświeżeniem i po naszej skończonej całodniowej pracy.
Po tej bardzo osobistej historii już nigdy nikomu nie pozwolę na stwierdzenie, że pamięć o Polakach na Wschodzie nie jest ważna. I, że nie należy robić wszystkiego, co możliwe, aby o nią dbać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/314035-pamietajmy-o-tych-o-ktorych-juz-nikt-nie-pamieta-polskie-mogily-na-kresach-cierpliwie-czekaja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.