O trudnych relacjach polsko – ukraińskich w kontekście prawdy o zbrodni wołyńskiej , pokazanej w najnowszym filmie Wojciecha Smarzowskiego rozmawiali goście wczorajszego programu „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego: Piotr Tyma, prezes Związku Ukraińców w Polsce, ks. Isakowicz-Zaleski, Paweł Zalewski z PO, Michał Dworczyk z PiS, a także Kazimierz Wóycicki , historyk pisarz oraz Stanisław Srokowski autor powieści „Nienawiść” i współautor scenariusza filmu „Wołyń”.
Jak przypomniał Jan Pospieszalski, film Wojciecha Smarzowskiego w Polsce obejrzało już 600 tys. osób, lecz w Kijowie nie było szansy, go pokazać. Pod naciskami ukraińskiego MSZ pokaz został odwołany.
O czym to świadczy?
— pytał dziennikarz.
Piotr Tyma - prezes Związku Ukraińców w Polsce tłumaczył:
Sytuacja, jeśli chodzi o ocenę wydarzeń historycznych XX w na Ukrainie jest w trochę innym miejscu niż w Polsce. W żadnym kraju, w którym próbowano na siłę skłonić kogoś, by przyspieszył proces rozliczeń historycznych, pokazywania białych plam – to się nie udało. Wydaje mi się, że naiwne było oczekiwanie, że społeczeństwo ukraińskie, ukraińscy politycy i intelektualiści, którzy nie ukrywają kwestii wołyńskiej to jest jedno z wielkich zakłamań, które panuje w Polsce. To jest jedno z zakłamań, że temat Wołynia na Ukrainie nie istnieje. On istnieje, publikowane są książki, które wpisują się w ten nurt
— powiedział.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski zaczął od podziękowań.
Chciałbym podziękować panu Smarzowskiemu, że przełamał ten mur milczenia i intryg, żeby nigdy temat ludobójstwa nie znalazł się choćby w filmach fabularnych.
Komentując incydent z odwołaniem seansu w Kojowie stwierdził natomiast:
Zakaz przypomina czasy Związku Radzieckiego, który bał się prawdy o zbrodni katyńskiej. I mówił, że za tym stoi amerykańskie CIA. Myślę, że w jakimś stopniu władze ukraińskie udowodniły, że boją się prawdy o ludobójstwie. Natomiast w Polsce jest bardzo wielu Ukraińców, pójdą, film trafi na Ukrainę jako bibuła, jako coś zakazanego. Myślę, że ten zakaz zrobił większą reklamę filmowi, niż gdyby ten pokaz się odbył. Myślę, że był to ogromny błąd obecnej ekipy rządzącej na Ukrainie.
Kazimierz Wóycicki, pisarz, historyk, zajął inne stanowisko:
Przypominam, że film „Nasze matki, nasi ojcowie”, zawierający drobny, ale krzywdzący epizod o AK, czekał bardzo długo zanim został puszczony w polskiej telewizji. Każdy naród, każde społeczeństwo jest czułe, jeśli chodzi o swoje ciemniejsze karty.
Jak tłumaczył:
Ukraina walczy z Rosją. To jest tak, jakby zacząć Polakom wypominać grzechy z czasów walki Solidarności. Chcieliśmy widzieć wtedy raczej siebie w roli bohaterów. Nie jest prawdą, że sprawa Wołynia to było tabu w Polsce. Była bardzo silnie obecna w propagandzie PRL-owskiej. Zbrodnie ukraińskie miały ukryć zbrodnie sowieckie. To był celowy zamiar władz komunistycznych. To uległo pewnej zmianie po 89 roku. To, że Ukraińcy nie chcieli tego puścić – to jest moment…
— przekonywał. Dodał też:
Pan poseł wrócił z Sejmu, gdzie uchwalono wspólną uchwałę w Warszawie i w Kijowie. To jest linia pojednania polsko–ukraińskiego. Tyle lat zajmowałem się pojednanie polsko- niemieckim, gdzie krzywdy były ogromne, a jednak do pojednania żeśmy doszli. Natomiast przeakcentowanie sprawy Wołynia, co niestety bardzo emocjonalnie robi ksiądz Isakowicz- Zaleski, przeczy polskiej racji stanu. Bo my się mamy godzić z Ukraińcami… A marsz w Kijowie nie był w sprawie Wołynia. Trzeba rozumieć, że formacja UPA to był element znacznie szerszy. Że po wojnie walczy z Sowietami. To są ich Żołnierze Wyklęci…
Stanisław Srokowski, autor powieści „Nienawiść” i współautor scenariusza filmu „Wołyń”, zwrócił uwagę na konieczność budowania tożsamości narodu na prawdzie historycznej:
My Polacy i inne narody mają problem jak pokazywać własną historię, czy takie pojęcia jak prawda i pamięć są pojęciami na właściwym miejscu. Otóż jeżeli chcemy, żeby narody rozwijały się normalnie, żeby ludzie żyli w świetle jakiegoś porządku historycznego. To trzeba temu nadać trochę głębszy sens. Szukanie prawdy i lokowanie tej prawdy w pamięci jest istotą życia ludzkiego i życia narodu. A skoro tak, to sztuka idzie w tym kierunku, sztuka zajmuje się poszukiwaniem prawdy objawianiem tej prawdy i lokowaniem tej prawdy w pamięci historycznej. Film jest opowieścią o polskim tragizmie, o polskim losie, o straszliwej tragedii, która się wydarzyła siedemdziesiąt parę lat temu i która poprzez ten czas nie miała w pamięci zbiorowej swojego odpowiednika, bo była zakłamywana, tajona.
Jak tłumaczył Srokowski:
Jeżeli nawet kilku badaczy czy uczonych zajmowało się tą kwestią, to ona docierała do bardzo nielicznej grupy obywateli. A opinia publiczna była pozbawiona tej wiedzy o własnej historii. A naród nie może być normalnym narodem, jeżeli nie zna własnej historii. Przypomnę, że 10 lat temu „Gazeta Wyborcza” podała informację na temat stanu badań i okazało się, że tylko 14 proc. Polaków wie, co się stało na Kresach… Od tego czasu to się trochę zmieniło… Czy film mówi prawdę? Mogę państwa zapewnić, że jest to film jak najbardziej prawdziwy, rzetelny, uczciwy. Był konsultowany z historykami. Ja ze Smarzowskim pracowałem nad tym filmem w sensie intelektualnym od pięciu lat. I każda postać, każda scena była bardzo dokładnie analizowana. Wojtek nie chciał, by tam się pojawił choćby cień fałszu. Mówi prawdę i lokuje ja w naszej narodowej pamięci.
Paweł Zalewski zwrócił uwagę na jeszcze jeden aspekt toczącej się debaty.
Ja jestem wdzięczny autorom i panu za scenariusz tego filmu. Bo jest rzeczą elementarnej uczciwości, aby prawda o Wołyniu była znana Polakom. A szerokim masom nie była znana. Jest prawdą, co powiedział pan Wóycicki, że toczyły i toczą się badania. Możemy powiedzieć, że mamy wiedzę, co się wydarzyło. Natomiast zajmując się polityką historyczną w relacjach polsko-ukraińskich – miałem takie przekonanie, rozmawiając z ludźmi, których rodziny pochodziły ze Wschodu – takiego poczucia krzywdy, zapomnienia, niewspółmierności. Że z jednej strony Katyń, z drugiej strony Wołyń.
Odnosząc się do podejścia współczesnych Ukraińców do banderowskiej spuścizny – zauważył:
Bolesną prawdą jest, że dziś elity ukraińskie w tradycji walki UPA ze związkiem sowieckim upatrują swojej legitymacji, swojej genezy. Bolesną dla nas. Bo dla nas UPA to jest zbrodnia. Ale Ukraińcy stawiają pomniki Banderze nie dlatego, że mają powszechną wiedzę, że ideologia Bandery na temat radykalnego nacjonalizmu – byłbym ostrożny jeśli chodzi o język, bo na Ukrainie poglądy bandery nie są nazywane nacjonalizmem tylko radykalnym nacjonalizmem, natomiast nacjonalizm jest rozumiany przez nich jak u nas patriotyzm. Oni powszechnie nie wiedzą o tym, że Bandera, Szuchewycz to są zbrodniarze. Oni uważają, że to są bohaterowie walki o niepodległość.
Przestrzegł też:
Druga rzecz ważna, musimy pamiętać, że dziś z Moskwy media rosyjskie sączą propagandę zrównując tych, co zamordowali w bestialski sposób Polaków na Wschodzie z tymi, którzy dzisiaj rządzą w Kijowie, tymi którzy walczyli o godność i te wartości, które są w nas, o wartości europejskie na Majdanie. Na to nie możemy się zgodzić. Musimy mieć tego świadomość. Bo bardzo łatwo jest, rozmawiając o wielkich krzywdach, które spotkały Polaków na Wschodzie zacząć obwiniać tych, którzy dzisiaj żyją na Ukrainie, tych, którzy dzisiaj nią rządzą. Co nie znaczy, że ja usprawiedliwiam pana Wiatrowycza np. którego polityka ma kształtować świadomość Ukraińców, a którego polityka historyczna oparta jest na fałszu, na kłamstwach. Bo umiejscawia zbrodnie na Wołyniu w jakimś kontekście, jakiego nie było.
Cały program można obejrzeć TUTAJ
ansa/ TVP 1
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/312685-warto-rozmawiac-o-wolyniu-i-relacjach-z-ukraina-ks-isakowicz-zaleski-smarzowski-przelamal-mur-milczenia-i-intryg