Pocztowcy Wyklęci. Samotna walka, mord sądowy i bezkarność zbrodniarzy w togach

Fot. wikimedia.org
Fot. wikimedia.org

Z filmów dzieciństwa największe wrażenie wywarło na mnie Różewicza „Wolne miasto”. Nie żadna tam „Bajka o smoku”, czy inna „Historia żółtej ciżemki”, ani nawet „Krzyżacy”, tylko właśnie „Wolne miasto” – film o obronie Poczty Polskiej w Gdańsku.

6 lat miałem, gdy go w kinie objazdowym oglądałem i wciąż pamiętam te obrazy, gdy Jasiukiewicz, grający porucznika Guderskiego mówi - trzeba wyciąć te drzewa, bo zasłaniają pole ostrzału… a potem jak odpierają kolejne szturmy, aż wreszcie jak po 14 godzinach walki wychodzą z płonącego gmachu z rękami w górze. I ta straszna scena, gdy czarna od dymu żona portiera niesie na rękach śmiertelnie poparzoną córkę, a Niemcy wyrywają jej dziecko z rąk i wciskają karabin, a potem robią propagandowe zdjęcia „polskiej bandytki”.

Pocztowcy Wyklęci. Ich walka też była samotna i beznadziejna. Mieli się bronić kilka godzin, w oczekiwaniu na odsiecz z Pomorza, która jednak nie nadeszła. Naczelny Wódz zrezygnował z planu interwencji w Gdańsku, ale rozkazu obrony poczty nikt nie odwołał, więc wierni Polsce pocztowcy bronili się, najpierw z pięter, a na końcu z piwnic. Oprócz nich w Gdańsku biło się jeszcze tylko Westerplatte, ale tam były fortyfikacje i wojsko, a tu budynek poczty i listonosze.

Podobna była nie tylko walka, ale i późniejszy los. Pojmani, uznani za bandytów, skazani na śmierć przez niemiecki sąd, rozstrzelani i zakopani w dole na gdańskiej Zaspie, tak, żeby ich nikt nie znalazł.Ich wspólny grób po ponad 50 latach odkryty został przypadkiem.

Proces pocztowców, nawet na standardy III Rzeszy, był bezprawny. Niemcy w 1995 roku skasowali ten wyrok i pośmiertnie uniewinnili polskich pocztowców.

We wrześniu 1939 roku oskarżał pocztowców prokurator Giesecke, a wyroki śmierci orzekł sędzia Bode. Obaj zrobili po wojnie piękne kariery sędziowskie, jeden w Bremie, drugi we Frankfurcie nad Menem. I pogrzeby też piękne mieli, choć pewnie nie aż tak piękne, jak w 2014 roku miał w Polsce, z asystą wojskową, prokurator Krzyżanowski - ten, który żądał kary śmierci dla Inki i Zagończyka a potem wydawał komendę plutonowi egzekucyjnemu - po zdrajcach narodu polskiego, ognia!

Prokurator Krzyżanowski został uniewinniony w 2001 roku od zarzutu mordu sądowego. Niczego złego człowiek nie zrobił, to dlaczego asysty miał nie mieć? Pułkownika przecież chowali…

Miałem i wciąż mam żal do państwa niemieckiego o bezkarność morderców sądowych, jak Giesecke i Bode. Żal, że mordercom polskich pocztowców włos nie spadł z głowy, tak zresztą jak katowi Warszawy Reinefarthowi i wielu innym niemieckim zbrodniarzom.

Cóż jednak wart ten żal, gdy pomyśleć - a prokurator Krzyżanowski, a sędzia Widaj?


Bestie. Nieukarani mordercy Polaków” – Tadeusz M. Płużański.

Reporterskie śledztwo o ludziach, którzy w czasach komunizmu mordowali polskich patriotów, za co nigdy nie zostali ukarani. Książkę można kupić „wSklepiku.pl”. Polecamy!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.