Bronię Powstania Warszawskiego jako mitu narodowego i państwowego, a jego zwalczanie uważam za szkodliwe

fot. Fratria
fot. Fratria

Powstanie Warszawskie jako mit założycielski wolnej Polski jest faktem. Podobnie jak faktem jest, iż stało się ono mitem państwowym, instytucjonalnym. Ten mit nie został narzucony przez niedemokratyczną czy opresyjną władzę, lecz jest całkiem oddolny, choć różne władze III RP różnie go wspierały i umacniały.

Jest oddolny, gdyż zaczął się kształtować jeszcze w czasie głębokiej PRL. Zresztą prawdziwie narodowy mit nie może być narzucony, gdyż szybko wychodzi na jaw jego sztuczność i liczne ograniczenia, czego najlepszym dowodem mit 22 lipca i Armii Ludowej w czasach komunistycznych.

Skoro więc mit Powstania Warszawskiego stał się mitem narodowym i państwowym, zwalczanie go nie tylko nie ma sensu, ale jest szkodliwe z punktu widzenia narodowych i państwowych interesów Polski. Żaden narodowy mit i w żadnym państwie nie jest do końca idealny i dostatecznie szlachetny, bo to niemożliwe. Ale kiedy już jako taki funkcjonuje, ten mit jest szanowany, kultywowany i chroniony. Choćby był tak mało kontrowersyjny jak amerykańska wojna o niepodległość, tak bardzo kontrowersyjny jak rewolucja francuska i tak mocno zakłamany jak tzw. wielka wojna ojczyźniana dla Rosjan.

Podważanie mitu Powstania Warszawskiego jako narodowego i państwowego uważam za niemądre i szkodzące Polsce. Narody i państwa sławią i umacniają swoje mity założycielskie, a nawet posiłkują się nimi w swojej polityce zagranicznej, bo to przynosi liczne korzyści. A mit Powstania Warszawskiego jest tak pojemny, w tak dużym stopniu szlachetny i pokazujący najlepsze cechy Polaków, że jego podważanie jest tym bardziej bezsensowne.

Już słyszę głosy, że mit narodowy powinien być wyrazem narodowej mądrości, przezorności i skuteczności, a Powstanie Warszawskie takie nie jest, bo w sensie militarnym, politycznym i humanitarnym było katastrofą. Słyszę, że mit narodowy powinien się opierać na lekcji Realpolitik, a nie na romantycznych mrzonkach i heroicznym sentymentalizmie. Odpowiem, że to bez znaczenia, bo mity narodowe same się kształtują i gdyby były wyrazem Realpolitik, postawy antyromantycznej i niesentymentalnej czy nieheroicznej po prostu by nie powstały. Mity narodowe nie są go końca racjonalne, ale walka z nimi jest równie nieracjonalna, bo bezskuteczna, a przy okazji przynosi wymierne straty. Jeśli Polacy chcą mieć Powstanie Warszawskie jako mit narodowy i założycielski, to tak będzie niezależnie od wybrzydzania, podważania i sceptycyzmu.

Krytycy mitu Powstania Warszawskiego zawsze mogą oczywiście powiedzieć, że oni opowiadają się tylko za zdrowym rozsądkiem i wyciąganiem nauk z przeszłości, ale zbyt to pachnie poczuciem wyższości, przekonaniem o wyjątkowym wtajemniczeniu i wskazuje na traktowanie przeciętnych ludzi jak głupców, żeby takie tłumaczenia traktować serio.

Zawsze będzie funkcjonowała klasa kapłanów-sceptyków, a nawet cyników, uważających się za sumienie zmanipulowanego narodu, ale bardzo trudno stwierdzić, czy to kwestia prawdziwej troski, czy jednak tylko wyraz megalomanii. Oczywiście historycy dzielą powstańcze włosy na czworo i nie ma w tym nic dziwnego, bo taka jest ich rola. Jest tak z każdym ważnym wydarzeniem historycznym, choćby minęło od niego nawet kilkaset lat. Ale czym innym są dyskusje historyków, a czym innym podważanie mitu Powstania Warszawskiego, jego związku z losem Polaków, jego szlachetności, użyteczności i funkcjonalności tylko dlatego, że stał się mitem narodowym i państwowym, co z jakichś powodów ma być głęboko niesłuszne. Taką postawę uważam nie tylko za zawracanie kijkiem Wisły, ale także za wyraz jakiegoś dziwacznego arystokratyzmu owych sceptycznych wtajemniczonych.

Ciąg dalszy na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.