Kiedy odezwał się do mnie prowadzący na Twitterze profil @MapaPrzeszlosci, sądziłem – obserwując wcześniej ciekawe historyczne, dobrze opracowane posty umieszczane na tym profilu – że rozmawiam z grupą co najmniej kilku osób.
Teraz chodziło o projekt związany z Powstaniem Warszawskim. Pomysł był bardzo prosty, a zarazem robił wrażenie: 63 osoby nagrywają 63 krótkie filmy w oparciu o kartki z kalendarza, które można znaleźć w Muzeum Powstania Warszawskiego. Ludzie do projektu zgłaszali się sami, nie było ograniczeń związanych z sympatiami politycznymi i światopoglądem. Filmy były zwykle kręcone w miejscach, których dotyczyła informacja z danego dnia. Każdy z nagrywanych dostawał do ręki tekst, a na ramię – biało-czerwoną opaskę z „kotwicą”.
Jak wiedzą wszyscy, którzy znają moją publicystykę, mam do Powstania Warszawskiego jako przedsięwzięcia politycznego i militarnego stosunek bardzo krytyczny; zarazem mam wielki podziw i szacunek dla powstańców. Z chęcią więc skorzystałem z zaproszenia i umówiłem się na nagranie na Dworkowej na Mokotowie, gdzie Niemcy wymordowali około 140 powstańców, którzy – zagubiwszy się w kanałach – wyszli na powierzchnię obok komendy niemieckiej żandarmerii, poddając się.
Na miejscu okazało się, że nie ma żadnej ekipy, żadnego oświetleniowca, makijażystki czy dźwiękowca – jest jeden pan Marcin, doktorant prawa, który przyjechał na skuterze i przywiózł z sobą statyw, aparat, mikrofon i tekst do odczytania. Oraz opaskę.
Przepiękna akcja Mapa Przeszłości i… hejt od środowiska Lisa. Przecież macie swoich bohaterów
Zaimponował mi, tak jak imponują mi wszyscy ci, którzy własny czas, wysiłek i pieniądze poświęcają dobremu celowi. Za @MapaPrzeszlosci nie stoi żadna instytucja, żadni sponsorzy, żadna redakcja ani organizacja. To jeden młody człowiek, któremu się chce. I który miał świetny pomysł (o ile mi wiadomo – nie ostatni). Stanąłem zatem na tle pomnika, upamiętniającego pomordowanych powstańców, założyłem opaskę, przeczytałem tekst.
Sprawa wydawała się oczywista i czysta. Nie wyobrażałem sobie, że ktokolwiek może mieć problem z inicjatywą, która w żaden sposób nie jest podłączona politycznie, a której forma nie pozostawia wątpliwości, że jej celem jest oddanie powstańcom hołdu. I która nie ma w sobie ani krzty z mogącej budzić wątpliwości komercjalizacji symboliki Państwa Podziemnego i powstania. A jednak. Po nagraniu dowiedziałem się od pana Marcina, że na Twitterze zaatakował go Tomasz Lis. Wieczorem zaś i następnego dnia okazało się, że szarpiących za nogawki jest więcej. Zarzutów pojawiało się kilka – wszystkie i głupie, i prymitywne.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Kiedy odezwał się do mnie prowadzący na Twitterze profil @MapaPrzeszlosci, sądziłem – obserwując wcześniej ciekawe historyczne, dobrze opracowane posty umieszczane na tym profilu – że rozmawiam z grupą co najmniej kilku osób.
Teraz chodziło o projekt związany z Powstaniem Warszawskim. Pomysł był bardzo prosty, a zarazem robił wrażenie: 63 osoby nagrywają 63 krótkie filmy w oparciu o kartki z kalendarza, które można znaleźć w Muzeum Powstania Warszawskiego. Ludzie do projektu zgłaszali się sami, nie było ograniczeń związanych z sympatiami politycznymi i światopoglądem. Filmy były zwykle kręcone w miejscach, których dotyczyła informacja z danego dnia. Każdy z nagrywanych dostawał do ręki tekst, a na ramię – biało-czerwoną opaskę z „kotwicą”.
Jak wiedzą wszyscy, którzy znają moją publicystykę, mam do Powstania Warszawskiego jako przedsięwzięcia politycznego i militarnego stosunek bardzo krytyczny; zarazem mam wielki podziw i szacunek dla powstańców. Z chęcią więc skorzystałem z zaproszenia i umówiłem się na nagranie na Dworkowej na Mokotowie, gdzie Niemcy wymordowali około 140 powstańców, którzy – zagubiwszy się w kanałach – wyszli na powierzchnię obok komendy niemieckiej żandarmerii, poddając się.
Na miejscu okazało się, że nie ma żadnej ekipy, żadnego oświetleniowca, makijażystki czy dźwiękowca – jest jeden pan Marcin, doktorant prawa, który przyjechał na skuterze i przywiózł z sobą statyw, aparat, mikrofon i tekst do odczytania. Oraz opaskę.
Przepiękna akcja Mapa Przeszłości i… hejt od środowiska Lisa. Przecież macie swoich bohaterów
Zaimponował mi, tak jak imponują mi wszyscy ci, którzy własny czas, wysiłek i pieniądze poświęcają dobremu celowi. Za @MapaPrzeszlosci nie stoi żadna instytucja, żadni sponsorzy, żadna redakcja ani organizacja. To jeden młody człowiek, któremu się chce. I który miał świetny pomysł (o ile mi wiadomo – nie ostatni). Stanąłem zatem na tle pomnika, upamiętniającego pomordowanych powstańców, założyłem opaskę, przeczytałem tekst.
Sprawa wydawała się oczywista i czysta. Nie wyobrażałem sobie, że ktokolwiek może mieć problem z inicjatywą, która w żaden sposób nie jest podłączona politycznie, a której forma nie pozostawia wątpliwości, że jej celem jest oddanie powstańcom hołdu. I która nie ma w sobie ani krzty z mogącej budzić wątpliwości komercjalizacji symboliki Państwa Podziemnego i powstania. A jednak. Po nagraniu dowiedziałem się od pana Marcina, że na Twitterze zaatakował go Tomasz Lis. Wieczorem zaś i następnego dnia okazało się, że szarpiących za nogawki jest więcej. Zarzutów pojawiało się kilka – wszystkie i głupie, i prymitywne.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/301906-powstancza-opaska-niezgody-czyli-o-mapie-przeszlosci-dlaczego-paru-krzykaczy-probuje-zdyskredytowac-swietny-projekt