Mam problem z Ukrainą.
Z jednej strony uwielbiam ukraińskie dumki, a jako student nieraz zdzierałem przy ognisku gardło śpiewając „Sokoły” czy „Horyłkę”. Mam kilku kumpli z Ukrainy i dogaduję się z nimi bez problemów na większość tematów. Co krok napotykam w Polsce na ciężko pracujących Ukraińców, co stawia ich w mej ocenie znacznie wyżej niż agresywnych i roszczeniowych „uchodźców” zalewających dziś Zachodnią Europę.
Z drugiej strony niepokoi mnie dzisiejsza polityka historyczna ukraińskiego rządu. Co prawda Petro Poroszenko i Nadia Sawczenko składają dziś deklaracje przyjaźni i kwiaty pod pomnikiem pomordowanych przez UPA Polaków, ale stawianie pomników banderowskim zbrodniarzom i wprowadzanie ich uładzonych, bohaterskich biografii do podręczników szkolnych grozić może w niedalekiej przyszłości odrodzeniem roszczeń terytorialnych wobec Polski.
Trwa wojna na wschodzie Ukrainy. W przeszłości Rosja (carska, stalinowska) dała się nam poznać wielokrotnie z jak najgorszej strony. Stąd szczyt NATO w Warszawie. Jednak wróg mojego wroga nie musi być moim przyjacielem. Ale może nim być. Decyzja jest dziś po stronie Ukrainy…
Poniżej – krótkie przypomnienie faktów. Nie po to, by dzielić. Ale by zrozumieć. I przeciwdziałać takim dramatom w przyszłości.
11 lipca to data upamiętniająca apogeum tzw rzezi wołyńskiej, czyli masowych mordów dokonywanych na Polakach przez Ukraińską Powstańczą Armię. W wyniku starannie zaplanowanej i zrealizowanej z wyjątkowym okrucieństwem zbrodni śmierć mogło ponieść nawet 100 tys. osób.
Po napisaniu utworu „Katyń 1940” sądziłem, że nic bardziej traumatycznego nie może już wyjść spod mego pióra. Setki tysięcy wejść na You Tube, kilkadziesiąt wersji coverowych tej prostej, katyńskiej ballady, niezwykle emocjonujące wpisy internautów – to wszystko uzmysłowiło mi, że dotknąłem wyjątkowo wrażliwej struny polskiej duszy…
I prawie że natychmiast popłynęło z sieci żądanie: „Proszę napisać coś o Wołyniu. Ta krwawa zbrodnia musi zostać upamiętniona! Prosimy! Bo jeśli nie Pan, to kto?…”.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Nie da się ot tak, po prostu – siąść i opisać tego ogromu okrucieństwa, nie mającego odpowiednika w nowożytnej historii; skala wołyńskiej rzezi przekracza wszelkie nasze wyobrażenia o człowieczeństwie…
Parafrazując słowa rotmistrza Pileckiego (porównującego Auschwitz z katowniami UB) można by powiedzieć, że „Katyń przy Wołyniu – to była igraszka”. Doprowadzenie polskich oficerów na brzeg wykopu, strzał w tył głowy – toż to śmierć prawdziwie „humanitarna”, to nie boli…
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Mam problem z Ukrainą.
Z jednej strony uwielbiam ukraińskie dumki, a jako student nieraz zdzierałem przy ognisku gardło śpiewając „Sokoły” czy „Horyłkę”. Mam kilku kumpli z Ukrainy i dogaduję się z nimi bez problemów na większość tematów. Co krok napotykam w Polsce na ciężko pracujących Ukraińców, co stawia ich w mej ocenie znacznie wyżej niż agresywnych i roszczeniowych „uchodźców” zalewających dziś Zachodnią Europę.
Z drugiej strony niepokoi mnie dzisiejsza polityka historyczna ukraińskiego rządu. Co prawda Petro Poroszenko i Nadia Sawczenko składają dziś deklaracje przyjaźni i kwiaty pod pomnikiem pomordowanych przez UPA Polaków, ale stawianie pomników banderowskim zbrodniarzom i wprowadzanie ich uładzonych, bohaterskich biografii do podręczników szkolnych grozić może w niedalekiej przyszłości odrodzeniem roszczeń terytorialnych wobec Polski.
Trwa wojna na wschodzie Ukrainy. W przeszłości Rosja (carska, stalinowska) dała się nam poznać wielokrotnie z jak najgorszej strony. Stąd szczyt NATO w Warszawie. Jednak wróg mojego wroga nie musi być moim przyjacielem. Ale może nim być. Decyzja jest dziś po stronie Ukrainy…
Poniżej – krótkie przypomnienie faktów. Nie po to, by dzielić. Ale by zrozumieć. I przeciwdziałać takim dramatom w przyszłości.
11 lipca to data upamiętniająca apogeum tzw rzezi wołyńskiej, czyli masowych mordów dokonywanych na Polakach przez Ukraińską Powstańczą Armię. W wyniku starannie zaplanowanej i zrealizowanej z wyjątkowym okrucieństwem zbrodni śmierć mogło ponieść nawet 100 tys. osób.
Po napisaniu utworu „Katyń 1940” sądziłem, że nic bardziej traumatycznego nie może już wyjść spod mego pióra. Setki tysięcy wejść na You Tube, kilkadziesiąt wersji coverowych tej prostej, katyńskiej ballady, niezwykle emocjonujące wpisy internautów – to wszystko uzmysłowiło mi, że dotknąłem wyjątkowo wrażliwej struny polskiej duszy…
I prawie że natychmiast popłynęło z sieci żądanie: „Proszę napisać coś o Wołyniu. Ta krwawa zbrodnia musi zostać upamiętniona! Prosimy! Bo jeśli nie Pan, to kto?…”.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Nie da się ot tak, po prostu – siąść i opisać tego ogromu okrucieństwa, nie mającego odpowiednika w nowożytnej historii; skala wołyńskiej rzezi przekracza wszelkie nasze wyobrażenia o człowieczeństwie…
Parafrazując słowa rotmistrza Pileckiego (porównującego Auschwitz z katowniami UB) można by powiedzieć, że „Katyń przy Wołyniu – to była igraszka”. Doprowadzenie polskich oficerów na brzeg wykopu, strzał w tył głowy – toż to śmierć prawdziwie „humanitarna”, to nie boli…
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/300140-wrog-mojego-wroga-problem-z-ukraina-i-rosja-katyn-przy-wolyniu-to-byla-igraszka