O czasach kiedy w Moskwie Polska miała swoje wpływy i lobbystów

fot. Wikimedia Commons
fot. Wikimedia Commons

Apogeum awanturnictwa i decyzja króla

Z pogromu Polaków w Moskwie ocalał Mikołaj Mielecki, sekretarz Dymitra I, który wybrał tajemniczego Rusina, aby udawał ponownie ocalałego cara. W tego drugiego Samozwańca nie wierzył już absolutnie nikt, nawet zwykli Rosjanie nazywali go „worem” (czyli złodziejem) i wyprawa polskich awanturników ugrzęzła ostatecznie w podmoskiewskim Tuszynie. Jeden z najwybitniejszych mężów stanu i wodzów Rzeczypospolitej, hetman Stanisław Żółkiewski, wspominał uczucie zażenowania tym politycznym teatrem, zwłaszcza gdy Maryna Mniszchówna „rozpoznała” w nowym Dymitrze swojego męża!

Jednak chaos w Wielkim Księstwie Moskiewskim stale się pogłębiał, a w obliczu wojny polsko-szwedzkiej o władzę nad Morzem Bałtyckim Rosja stawała się trzecim graczem, który mógł przeważyć szalę w zmaganiach między Warszawą a Sztokholmem. Nowy car, Wasyl, sprzymierzył się ze Szwedami, tworząc silną koalicję antypolską. Rzeczpospolita miała więc okazać swoją potęgę w wojnie. Choć despotyczni władcy Rosji od wieków przekonują, że Polacy chcieli ich skolonizować i zniszczyć, to prawdziwe intencje króla i sejmu wyraził Paweł Palczowski, który przekonywał do osadzenia na tronie carskim kogoś przyjaznego Rzeczypospolitej. Jak ów pisarz polityczny chciał przekonać posłów i senatorów, by głosowali za wojną? Czy obiecywał łupy i majątki? Czy przekonywał wizją rozbojów i kolonizacji? Dziś wiemy, że w Polsce istniało silne stronnictwo, chcące poszerzyć koncepcję unii jagiellońskiej o dodatkowych członków. Tak jak w 1569 r. Królestwo Polskie zawarło w Lublinie unię z Wielkiem Księstwem Litewskim, tak w 1600 r. kanclerz wielki litewski Lew Sapieha udał się do Moskwy, by podobną unię zaproponować carowi. Zwolennikiem tej koncepcji był kanclerz koronny Jan Zamoyski, mający w pamięci zwycięskie wyprawy Stefana Batorego na Rosję, a także sam król Zygmunt III, marzący o zażegnaniu schizmy pomiędzy katolicyzmem a prawosławiem.

Polacy twierdzili, że tyrańskie rządy carów nie sprzyjają samym Rosjanom: Moskwa barzo są źli gospodarze, dlatego że nie są pewni, jeśliż starania i pracej swej zażywać będą – pisał Paweł Palczowski o braku poszanowaniu własności – gdyż hospodar [władca] według wolej swej jednemu wszystko weźmie, choć jeszcze z pola nie sprzątnął, drugiemu da. Wolni ludzie, Polacy, nie wyobrażali sobie narzucania niewoli obcym narodom; poprzez poszerzenie unii rozumieli nadanie na nowych terenach podobnych praw, jak w Rzeczypospolitej: Naprzód miasta przednie, jako Nowogród Wielki, Psków, Wielkie Łuki, Smoleńsk, Jarosław, Kazań, Astrachań i insze, przykładem miast pruskich – Gdańska, Torunia, Elbinga i inszych – wolnymi uczynić, z wyznaniem jednak najwyższej zwierzchności Króla Jego Mości i pożytkiem jakowym Rzeczypospolitej należącym.

Duch Jagiellonów na Kremlu

Wspominając o wyprawie Stanisława Żółkiewskiego na Moskwę, który ruszył na czele kilku tysięcy żołnierzy na odsiecz dymitriadzie, pamiętamy zazwyczaj brawurowe sukcesy hetmana. 4 lipca 1610 roku Żółkiewski pobił pod Kłuszynem dziesięciokrotnie liczniejszą armię rosyjsko-szwedzką w jednej z najbardziej spektakularnych bitew w dziejach Polski. Brat cara, Dymitr, podczas panicznej ucieczki z pola bitwy zgubił ostrogi i buty, co dla dowódcy było wyjątkową hańbą. Bojarzy w Moskwie sami zaprosili Żółkiewskiego do stolicy otwierając przed Polakami bramy i proponując polskiemu królewiczowi, Władysławowi, koronę carską; chętnie widzieliby ewentualnie na tronie także hetmana Żółkiewskiego, którego się co prawda lękali, ale bardzo szanowali. Na domiar chwały Rzeczypospolitej hetman wielki koronny ujął i wysłał do Warszawy braci Szujskich, cara i księcia, którzy złożyli hołd Zygmuntowi III.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

Jednak w tym paśmie sukcesów kryła się nowatorska myśl polityczna, bowiem polscy politycy dostrzegali wielkie różnice cywilizacyjne między Rzecząpospolitą a Moskwą. Widzieli oba kraje jako światy na przeciwległych biegunach, gdzie po jednej stronie panuje wolność, szacunek i tolerancja, a po drugiej godność ludzka jest deptana, a własność grabiona. Sami bojarzy moskiewscy mieli dość carów. Dworzanin Zachary Lepunow miał 27 lipca 1610 roku rzucić w twarz carowi Szujskiemu: Długoż dla ciebie będzie się lała chrześcijańska krew? Ziemia opustoszała, nic dobrego się w carstwie za twego hospodarstwa nie dzieje, polituj się nad upadkiem naszym połóż posoch [berło, władza], niech z inszej miary o sobie radzim.

Wizjonerzy unii polsko-moskiewskiej, ze Stanisławem Żółkiewskim i Lwem Sapiehą na czele, widzieli w takim sojuszu potężny blok polityczno-militarny, który zdołałby się oprzeć nie tylko Szwecji, ale i Imperium Osmańskiemu. Państwo polsko-litewsko-moskiewskie byłoby nie tylko największe na świecie, ale dysponowałoby surowcami i ludnością zdolną do zbudowania niewyobrażalnej potęgi. Za fiasko tego przedsięwzięcia obwinia się króla Zygmunta III, który nie chciał się zgodzić na powierzenie swojego syna bojarom moskiewskim, aby wychowali go na cara. Wiemy jednak, że niechęć prawosławnych książąt do wszystkiego co katolickie i zachodnie była najważniejszą ideologią władzy. Moskwa miała być jedynym czystym religijnie państwem niesplugawionym „zepsutą” wiarą Rzymu. Carowie do tego stopnia manifestowali swoją wyższość, że po każdej audiencji, na której gościli zachodnich dyplomatów, demonstracyjnie myli ręce, chcąc pozbyć się „nieczystych” więzi. Ta nienawiść stanęła murem dla porozumienia między Warszawą a Moskwą – nie pierwszy i nie ostatni raz…

Intelektualny podbój Moskwy

Wiosną 1611 r. wybuchło w Rosji antypolskie powstanie, na czele którego stali kupiec Kuźma Minin i kniaź Dymitr Pożarski. Rok później, w listopadzie 1612 r., wygłodzona załoga polska na Kremlu, osadzona tam przez hetmana Żółkiewskiego i stacjonująca od 9 października 1610 r., podpisała akt kapitulacji i opuściła Moskwę. Następny raz polskie sztandary zawisną w stolicy Moskwy w czasach Napoleona Bonapartego. Siły Rzeczypospolitej szlacheckiej topniały z każdą kolejną wojną: z Turkami, Kozakami, Szwedami czy właśnie Moskwą. W 1654 r. Kijów przechodzi pod panowanie rosyjskie, co strona Polska uznała ostatecznie w 1686 r. Jednak paradoks historii sprawił, że zajęcie potężnego środka intelektualnego, jakim była Akademia Mohylańska w Kijowie, przyczyniło się do częściowej… polonizacji elit rosyjskich.

Gdy w 1632 r. metropolita kijowski Piotr Mohyła zakładał Kolegium Kijowskie, nie miał zamiaru nauczać poddanych cara. Rzeczpospolita dość miała prawosławnych mieszkańców, by chcieć wykształcić wśród nich światłe elity, które nie będą odrzucać naukowych osiągnięć Zachodu – jak czynili to Rosjanie. Szkoła była właściwie pierwszym uniwersytetem w tej część Europy, gdzie uczono języków, retoryki, nauk ścisłych czy prawa. Wielkim szacunkiem darzono tam polską kulturę, zwłaszcza poezję i literaturę piękną. Studiowano nie tyklo poszczególne utwory, ale też styl pisarski, retorykę, sztukę formułowania zdań. Gdy w 1654 r. wojska moskiewskie przekroczyły Dniepr, nie zlikwidowały Kolegium, a duchowni prawosławni korzystali z nauk Akademii, by zdobyć prawdziwe wykształcenie. I tak w czasach, gdy Moskwa stawała się potęgą militarną i odrywała od Rzeczypospolitej kolejne ziemie, we wszystkich krańcach państwa carów pojawiali się pisarze czy hierarchowie prawosławni, uznający Polskę za kraj wysokiej kultury. Pierwszy dramaturg rosyjski, Symeon Połocki, studiował dzieła Jana Kochanowskiego, a nawet tworzył w języku polskim! Poznając w Kijowie polską literaturę kolejni pisarze rosyjscy zamarzyli o zaszczepieniu polskich wzorców w kulturze rosyjskiej: Dymitr Rostowski pisał dramaty przypominające polskie sztuki, a także tworzył kroniki historyczne, zbliżone w formie do dzieł Macieja z Miechowa czy Marcina Bielskiego. Biskup Filoteusz zaczął zakładać szkoły przycerkiewne do złudzenia podobne do tych, jakie istniały w polskich parafiach. Stefan Jaworski, zanim został prawosławnym biskupem, oprócz studiów w Kijowie, udał się na nauki do Lwowa i Lublina, a powróciwszy do Rosji reformował akademie teologiczne tak, aby swoją formą przypominały zachodnie odpowiedniki.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

==

Wreszcie jednak kultura polska rozlała się z elitarnych kręgów na niższe warstwy społeczne – w Moskwie zaczęto czytać polskie fraszki, dramaty czy tłumaczenia psalmów, zachwycając się rytmem, językiem i stylem. Apogeum popularności polskiej kultury w Moskwie przypada na lata 80. XVII wieku, kiedy za wykształconego moskwicina uważano tego, kto umiał czytać i pisać po polsku. Niemałe wrażenie na Rosjanach wywoływała propaganda czasów Sobieskiego – jako obrońcy chrześcijaństwa i nieustraszonego pogromcy Turków. Car Aleksy Michajłowicz poślubił nawet przedstawicielkę jednego z najbardziej polonofilskich rodów rosyjskich: Natalię Ordin-Naszczokinę, a gdy w 1679 r. dyplomaci Jana III negocjowali w Moskwie korektę granic porozumiewali się z urzędnikami cara w języku polskim!

Ten rozwój fascynacji polską kulturą przerwały rządy cara Piotra I (1672-1725), który także dostrzegał konieczność zmodernizowania kraju, ale na modłę już nie polską, lecz niemiecką. Urzędnicy niemieccy, zwłaszcza z Kurlandii i Inflant, zastąpili sympatyków Rzeczypospolitej, choć jeszcze przez wiele dekad można było spotkać w Moskwie carskich dworzan, z uznaniem wyrażających się nie tylko o naszej literaturze, ale także ustroju politycznym. Przy rosnącej potędze Imperium Rosyjskiego, trudno postrzegać Polaków jedynie jako wrogów z Zachodu – co jakiś czas na Wschodzie z westchnieniem wspominano tę wartość, której nigdy nie brakowało nad Wisłą, a której nie zaznano w Rosji: wolność osobista pozostaje tam towarem luksusowym. Być może w tym przypadku polski wpływ będzie jeszcze kiedyś potrzebny.

Jakub A. Maciejewski

Autor jest publicystą miesięcznika Wpis. Cały artykuł można przeczytać w aktualnym numerze miesięcznika Wpis (5/2016).

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.