Jak mądrze pokierować historią (kresy i ziemie odzyskane)

fot.Fratria
fot.Fratria

Przeciek z Komisji Weneckiej nie powinien się zdarzyć. A skoro się zdarzył, to powinniśmy przyjąć do wiadomości jedną podstawową informację, że również wiele wcześniejszych faktów wskazuje iż Polska w Europie nie ma przyjaciół, a jeżeli już, to w stopniu niewystarczającym. W związku z tym chcę poruszyć sprawę delikatną i niezwykłej wagi, która może nawet zadecydować o przyszłych losach Polski. Problem jest swoistą kwadraturą koła i swoistym węzłem gordyjskim, którego może przeciąć tylko piastowski miecz. Tą sprawa są kresy wschodnie.

Z jednej strony mamy do czynienia z ponad 600-letnią polską obecnością na tamtych ziemiach, a z drugiej z faktem, że na tym samym terytorium istnieją już, uznane przez polskie rządy, niepodległe trzy państwa. Z jednej strony mamy liczne zabytki (pałace, dwory, kościoły, cmentarze), które trzeba ratować, a z drugiej, pustkę i brak odpowiedzi na ważne i dramatyczne pytanie: komu i czemu te zabytki mają służyć?

To oczywiście paradoks, bo każdy zabytek jest wspólnym dziedzictwem, a każdy uratowany zabytek, jest wspólnym kulturowym sukcesem, ale jednocześnie nie możemy zapominać, że ten sukces, zwłaszcza Litwinom i Ukraińcom, przypomina polską obecność, której nie chcą. Nie chcą, jak twierdzą, dlatego, bo Polska zabrała im elity, zablokowała rozwój ich rodzimych języków i rodzimych kultur. Pomniki kultury polskiej są stare i „pańskie”, ich pomniki są nowe i „chłopskie”. Ba, restauracja polskich zabytków i nauka polskiego języka wzbudzają strach i niepewność wśród chyba większości nowych ukraińskich czy litewskich elit; podsycają też ich obawy, że Polacy zechcą tam wrócić… I kolejny paradoks, tym razem dotyczący Ukrainy: zgoda na odbudowę polskich zabytków wiąże się z nadzieją na wejście tego państwa do Unii Europejskiej. Tak czy siak, brnięcie w ten problem jest utrwalaniem „kwadratury koła” i zarzewiem przyszłych konfliktów.

Ale, gdy tę samą miarę przyłożymy do ziem odzyskanych i granicy zachodniej, to okazuje się, że problem jest całkiem zrozumiały, ponieważ analogiczne obawy Polacy wyrażają w stosunku do Niemców. I nie ma co ukrywać, że po 1989 r., na całym tym obszarze, mamy do czynienia z procesem odrestaurowywana kultury niemieckiej, bez informacji z polskiej strony, że zaledwie metr pod ziemią znajdują się pokłady Polski piastowskiej. Na całym tym obszarze nie istnieje polska polityka kulturalno-integracyjna, o gospodarczej, trudno nawet wspominać. Wszystko, co się dzieje na ziemiach zachodnich podporządkowane jest interesom Niemiec. Do zauważenia tego zjawiska nie potrzebna jest szczególna inteligencja. Lista faktów w tym względzie jest bardzo długa.

Nie ma więc co ukrywać, że obydwa procesy są zbieżne, bo to samo dzieje się na kresach jak i na ziemiach odzyskanych. Mamy więc do czynienia z handlem strachu, fobii i wskrzeszaniem diabłów, które w przeszłości już wystarczająco narozrabiały, aby im przywracać nowy żywot. Zabytki są zabytkami, należy się im szacunek i opieka, ale w świecie, w którym dominuje polityka, nie jest normalne, że jedno państwo na terenie drugiego odbudowuje własne dziedzictwo. Z logicznego i pokojowego punktu widzenia ten handel nie jest nikomu potrzebny ani Niemcom, ani Polakom, ani Ukraińcom, czy Litwinom. Prowadzenie go to zamach na pokojowe współistnienie.

Rzecz obrazoburcza

I teraz rzecz z pozoru najbardziej obrazoburcza. W obecnej kondycji finansowej naszego państwa powinniśmy postawić pytanie: co jest ważniejsze, zabytki na kresach wschodnich, których nigdy nie odzyskamy i które mają się coraz lepiej, czy kresowianie w kraju, którzy mają się coraz gorzej? Ważniejsi są martwi czy żywi? Owszem, zdaje sobie sprawę, że na obecnym poziomie świadomości to pytanie jest tak samo szokujące, jak to które w 1990 r. usłyszałem na kursie przygotowującym do… sprawnego szukania pracy. Kilkunastu jego uczestnikom postawiono pytanie: kto w pierwszej kolejności musi umrzeć, gdy staniemy w obliczu śmierci głodowej? (pytano wówczas, czy takimi pytaniami przygotowuje się nas do członkostwa w UE?). Kilka osób wyszło z sali, kilka zostało, ale tylko niewielu zdecydowało się na wypełnienie ankiety. Dlatego, że pytania nie były z naszego kręgu kulturowego.

Ale wracając do meritum, musimy postawić sobie pytanie o wspólny mianownik obydwu przykładów? W przypadku kresowian oczywiście chodzi o przekaz kodu kulturowego, który jest nośnikiem polskiej wolności i który nie czyni z nas niewolników. Pomysłodawcom kursowych pytań szło prawdopodobnie o prokreację. W jednym i drugim przypadku, niezależnie od intencji, chodziło o przetrwanie. A jeżeli tak, to musimy odpowiedzieć na pytanie, co ma przetrwać: puste zabytki i pustka wokół kresowian, czy ta myśl, która wyniosła Polskę na najwyższy europejski poziom cywilizacyjny? Oczywiście, wszystko zaczęło się od słowa, ale ojcem i matką tego słowa – jest myśl. Musimy więc zdecydować: chcemy się rozwijać, czy chcemy umierać?

Ktoś może zapytać, a kto to są ci kresowianie i gdzie ich szukać? Oczywiście nie wszyscy są nośnikami wartości, które zostały tam wytworzone, ale jest dziś jeszcze spora grupa spadkobierców tej inteligencji, którą kształciły uniwersytety Stefana Batorego w Wilnie i Jana Kazimierza we Lwowie, a także w słynne liceum krzemienieckie. Są też spadkobiercy znakomitej przedwojennej polskiej szkoły. Chodzi więc o te stałe wartości, które były potrzebne do prowadzenia polskiej odrębności cywilizacyjnej na tamtych terenach. W zakres tych przymiotów wchodziła wyobraźnia humanistyczna, niepodległość myślenia, dalekowzroczność, poczucie państwa, wola zrozumienia drugiego człowieka i odmienności kulturowej. W okresie zaborów te cechy oczywiście uległy określonej degradacji, ale nie zostały zniszczone. Świadome lub nieświadome odrzucenie tych cech w obecnej sytuacji kulturowo-geopolitycznej jest kontynuacją eksterminacji polskiej inteligencji z okresu zaborów, II wojny i PRL. Nie chce oczywiście powiedzieć, że Polacy z innych zaborów są gorsi, ale że są inni. Utarło się przekonanie, że Polska wschodnia to nauki humanistyczne, a Polska zachodnia – nauki ścisłe i kult pracy. Nie wnikając w szczegóły, dopiero połączenie tych wspólnych cech pozwoliłoby dogonić wciąż uciekającą konieczność scalenia polskiego narodu – takiego chociażby, jaki dokonał się za Kazimierza Wielkiego i o którym, po utracie państwowości, mówił Tadeusz Kościuszko.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych