Rewolucja jest opium inteligencji

fot. wikimedia commons
fot. wikimedia commons

Łódź, 19 XII 2015 roku, południe. W mieście już pachnie Świętami. W hali dawnej Wytwórni filmowej zaczyna się kameralne spotkanie z okazji 34. rocznicy Strajku studentów (wybuchł zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego i trwał dwa dni, brutalnie rozpędzony przez milicję). Przemawiają – między innymi – wicepremier Piotr Gliński, prezes IPN-u Łukasz Kamiński, spora liczba uczestników tamtych wydarzeń, historycy, dziennikarze… Siedzę z tyłu widowni, a pamięć przywołuje obrazy suk jeżdżących obok mojego bloku i grupek ZOMO-wców biegających bez celu po Parku Staszica (mieszkam w sąsiedztwie Wydziału Prawa, gdzie trwał strajk).

Godzinę przed rocznicowym spotkaniem – mijając Plac Dą-browskiego – widzę, zbierającą się przed Teatrem Wielkim, demonstrację KOD-u. Naprzeciw niej, odgrodzona policyjnymi płotkami – gromadzi się kontrdemonstracja zwołana przez Ruch Narodowy. Tych z KOD-u wyraźnie więcej, ale – pocieszam się – może nasi jeszcze dojadą, podobno zaczęli się zwoływać dopiero wczoraj, informuje mnie koleżanka. Mam ogromną ochotę, zaparkować auto i zostać z nimi. Jednak światła zmieniają się i jedziemy do Wytwórni. Kiedy potem słucham wystąpienia wicepremiera Piotra Gliń-skiego, uderza mnie niesamowite odkrycie: paradoks na miarę dzi-siejszych czasów… Ten Rząd jest rządem dysydentów! Tak jest – tradycyjne role polityczne się odwróciły! Ministrowie tego Rządu przypominają mi grupkę studentów zabarykadowanych w grudniu 1981 roku, na Wydziale Prawa UŁ. Zaś dzisiejsi demonstranci – ci spod Teatru Wielkiego i z innych miejsc w Polsce – są jak oblegające ich kordony milicji… Problem polega na tym, że „milicjantom” wydaje się, iż nadal wszystko im wolno, zaś „studentom” odmawia się prawa do czegokolwiek. Na przykład – tym pierwszym wolno miotać najbardziej irracjonalne i najpodlejsze insynuacje, zaś ci drudzy nie mogą się nawet odszczeknąć (nie mówiąc o podejmowaniu obowiązków wynikających ze sprawowania władzy). Paradoks obecnej sytuacji politycznej jest uderzający:

Rewolucyjnie i wolnościowo usposobiona ulica stoi po stronie konformistycznego establishmentu, dając poparcie skostniałym siłom reżimu, który przez osiem minionych lat neutralizował – jak mógł – niepokornego ducha narodu. Natomiast non-konformistycznie nastawiony Rząd jest dziś wyrazicielem woli słabych, odrzuconych i pokrzywdzonych przez (wszechwładne) państwo. Składa się z klasycznych, nieuleczalnych dysydentów. Czyli (mentalnie) nadal tkwi… nie bójmy się tego słowa… w opozycji!

Ta zuchwała myśl nie daje mi spokoju w ciepłej i przytulnej sali łódzkiej Wytwórni. Brzmi dosyć strasznie – prawda? Na pewno jest niepoprawna politycznie, obrazoburcza. Ale efektowna – trzeba przyznać. Nie wiadomo jednak, czy przebije się do opinii publicznej. Dysydenci z Rządu nie mają żadnego dostępu do mainstreamu, media „głównego nurtu” ich zwalczają, a dla wielu Polaków to, co „stojało w Gazetce” i o czym „kłamali w TVN-ie”, znaczy więcej, niż fakty.

Oczywiście – między rokiem 1981 a 2015 są też różnice, po-ważne różnice. W stanie wojennym atakujący ZOMO-wcy brali psychotropy i byli na haju. Dzisiaj, wysłuchując sejmowych ataków opozycji (szczególnie posłów „nowoczesnych”, a zwłaszcza posłanek – młodych posłanek dwojga nazwisk), mogę się tylko zachwycić ich legendarnym już opanowaniem, kulturą wypowiedzi i precyzją myśli. Nie mówiąc o wyrafinowanym poczuciu humoru: chichram się z każdej bez wyjątku wypowiedzi, która pada z „drużyny posłanek dwojga nazwisk” (chodzi oczywiście o nazwisko panieńskie plus, „na przyprząźkę”, nazwisko męża).

Stan umysłu walczących i zbuntowanych, stan ich emocjonal-nego pobudzenia i rewolucyjnej czujności, świetnie opisał Dostojewski, nie gdzie indziej, jak na kartach „Zbrodni i kary”. Nieszczęsnego Raskolnikowa aż do morderstwa zawiodą fantazmaty modnych, europejskich idei (właśnie wkraczających do Rosji) oraz poczucie wyższości moralnej nad maluczkimi. Pisarz diagnozuje sposób jego myślenia słowami prokuratora Porfirego Pietrowicza (zbieżność nazwisk przypadkowa): „To sprawa fantastyczna, mroczna sprawa współczesna, w stylu naszego stulecia, kiedy się ludzkie serce zmąciło, kiedy się głosi życie ułatwione. Mamy tutaj książkowe rojenia, mamy serce rozjątrzone teorią…” Nie sugeruję bynajmniej, że teorie i rojenia muszą od razu prowadzić do zbrodni. Ale wystarczy – jeśli już do niej doszło – że będą prowokować do szyderstw i nagrawań, także na ulicach.

Jednak najcelniejszą syntezą stanu ducha sejmowych „etato-wych rewolucjonistów” (i ich akolitów z ulicy) niech będzie inny cytat – jedno zdanie z filmu Lindsaya Andersona „O, lucky man!” W końcówce, na ścianie domu w dzielnicy nędzy, widzimy graffiti – to genialna trawestacja Marksa: „Rewolucja jest opium inteligencji” (Revolution is the opium of intelligentsia). Jedno z takich zdań, które zapadają na całe życie w pamięć i wyznaczają kurs krytycyzmu wobec prawd „objawionych”, politycznie poprawnych jak jasna cholera. Jedną z nich jest dość powszechne przekonanie, że obecny establishment został tylko na chwilę odsunięty od władzy, na skutek ślepego przypadku i nieszczęśliwego zbiegu okoliczności (ktoś tam, czegoś tam nie przypilnował). Natomiast generalnie władza należy się mu jak psu zupa, czyli bezwarunkowo i dożywotnio. W obiektywach „zaprzyjaźnionych telewizji” nie mają zatem żadnego znaczenia dziesiątki (a może tysiące) kompromitujących faktów, afer, ujadań i nadużyć poprzedniej władzy. Podczas gdy jedna próba napra-wienia błędu poprzedników, podjęta przez obecny obóz rządzący (dobra, załóżmy nawet, że niezręczna) spotyka się z furią kilotono-wych bombardowań.

Lecz czy któryś z zawodowych manipulatorów domyśli się, że facet, który zabiera na demonstrację swoje dzieci, wyposażone w tekturę z napisem: „Kaczor pod celownik”, uległ jego dziennikarskiej histerii, że stał się ofiarą? Że śmiertelnie skażona została nie tylko polska „logosfera”, ale i ogólne morale społeczeństwa? Wszak z tego rozchwiania i upadku, z odmętów kłamstw i abnegacji, będziemy się dźwigać może i latami…

W łódzkiej Wytwórni dobiega końca konferencja dotycząca 34. Rocznicy studenckiego strajku. Wicepremier Gliński chciałby podsumować spotkanie nutą optymizmu. Mówi (cytuję z pamięci): Wiele razy w naszej historii było źle. Ale zawsze jakoś z tego wychodziliśmy, prędzej czy później. Zwróćcie państwo uwagę: oni ciągle podkładają nam nogę, a my ciągle wstajemy… Wstajemy.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.