Od rządu, który sztandar racji stanu podniósł tak wysoko, mamy prawo wymagać, by wycofał się z fatalnych ustaleń w sprawie przyjęcia tysięcy imigrantów

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Policjant we Francji, listopad 2015 r. PAP/EPA
Policjant we Francji, listopad 2015 r. PAP/EPA

Kilkudziesięciu lewicowych dziennikarzy i aktywistów napisało „List otwarty środowisk twórczych przeciwko wypowiedziom ministrów rządu Beaty Szydło”. Tytuł - obejmujący wszystkie wypowiedzi wszystkich ministrów - dobrze oddaje nastrój środowiska, które drażni sam fakt istnienia rządu Beaty Szydło. Z treści owego doświadczenia wynika jednak, że chodzi tylko o niektóre wypowiedzi ministrów. Konkretnie dwóch: Konrada Szymańskiego i Witolda Waszczykowskiego. Pierwszy oświadczył po zamachach w Paryżu, że „wobec tych tragicznych wydarzeń Polska nie widzi politycznych możliwości wykonania decyzji o relokacji uchodźców”, a drugi słusznie zwrócił uwagę, że młodzi Syryjczycy powinni walczyć o swój kraj, a nie uciekać samotnie, bez swoich rodzin, do Europy.

Lewicowi redaktorzy nie kryją oburzenia. Napisali:

Nie chcemy Polski zamkniętej i ograniczonej, w której przedstawiciele polskiego rządu nie rozumieją zjawisk zachodzących na świecie i mylą uchodźców z terrorystami. Uchodźcy nie są terrorystami. Są ofiarami terrorystów. Nie wolno nam ignorować ich cierpienia. Krew, która płynęła przez Bliski Wschód, rozlała się w końcu w Europie. Na przykładzie Paryża zobaczyliśmy codzienność Bagdadu, Damaszku i Bejrutu. Teraz, gdy doświadczyliśmy przemocy na własnej skórze, musimy być solidarni i racjonalni.

Z jednym wezwaniem należy się zgodzić: musimy być racjonalni. I musimy dostrzegać, że istnieje związek pomiędzy masową imigracją muzułmańską a terroryzmem islamskim. Istnieje nie tylko dlatego, że w masie młodych osadników z Bliskiego Wschodu są ludzie Państwa Islamskiego i innych organizacji. Istnieje przede wszystkim dlatego, że bomby wybuchają wyłącznie w tych krajach, w których są muzułmańskie getta.

To owe getta stanowią zaplecze terrorystów. To w nich mogą się ukryć, w nich mogą szukać rekrutów. To przecież z brukselskiej dzielnicy Molenbeek wyszło ostatnie krwawe uderzenie na Paryż. To tam urodził się i wychował się „mózg” tej operacji terrorystycznej Abdelhamid Abaaoud. Tam został zwerbowany.

Tego związku między masową imigracją a terroryzmem nie sposób rozbić. Nie znaczy to oczywiście, że wszyscy imigranci są terrorystami. Ale też nie znaczy to, że można mieć masową imigrację muzułmańską bez ryzyka islamskiego terroryzmu. Kto uważa, że te sprawy da się rozdzielić, po prostu zamyka oczy na rzeczywistość.

Fakty są takie, że muzułmanie integrują się, mówiąc delikatnie, bardzo, bardzo niechętnie. Sukcesy w tym zakresie dotyczą jednostek, a nie mas. Masy islamskie wolą żyć w swoim świecie, w swoich dzielnicach. Masy islamskie nie szukają demokracji, oświecenia, wykształcenia. Masy islamskie w Europie naszej cywilizacji nie rozumieją i nie uznają.

Skutek jest łatwy do przewidzenia: ideologia głosząca wyższość islamu nad Zachodem zawsze znajdzie jakieś powodzenie w społeczności muzułmańskich gett. Choćby dlatego, że każdy nowy rekrut ISIS czuje się „kimś”, bo jest w końcu „bojownikiem”. Już nie jest bezrobotnym bez przyszłości, sprzątaczem czy stróżem.

Oczywiście, zaraz usłyszymy, że wobec takich wyzwań należy zapewnić młodym muzułmanom dobrą przyszłość. Problem w tym, że skoro nie udało się to bogatym i zazwyczaj skutecznym państwom Zachodu, to znaczy, że to po prostu nie może się udać.

Przyszli członkowie polskiego rządu dali zatrważający popis niekompetencji i ignorancji, przypochlebiając się panującym w Polsce ksenofobicznym, lękowym nastrojom -

— stwierdzają autorzy „Listu Otwartego…”. Na szczęście są w tym poglądzie bardzo, bardzo osamotnieni. Zdecydowana większość Polaków rozumie więcej niż redaktorzy lewicowych pism, i w tej sprawie jest po stronie nowego rządu. Co już widać w sondażach.

Oczywiście, łatwo nie będzie. Presja na przyjęcie imigrantów już jest duża, a będzie jeszcze większa. I nie chodzi o kilka tysięcy osób. Nie mam żadnych wątpliwości, że jeśli zgodzimy się na 7 tysięcy, za chwilę będziemy mieli 70 tysięcy, a pojutrze 700 tysięcy. A wówczas polityczna poprawność tak nas sparaliżuje, że nawet nie piśniemy słówka sprzeciwu.

Warto jednak tę presję wytrzymać. Więcej nawet: to podstawowy obowiązek rządu, który tak wysoko podniósł sztandar racji stanu. Mamy prawo wymagać, by walczył o sprawę zupełnie podstawową. Nawet jeśli będzie bardzo niemiło.

PS. W najnowszym numerze tygodnika „wSieci” (właśnie w kioskach) polecam Państwu bardzo ważny wywiad z prof. Mieczysławem Rybą. M. in. o wojnie kulturowej i nieuchronnym końcu Zachodu - o ile nie przyjdzie otrzeźwienie.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych