Polska może stracić bohatera. Jan Karski jako samotny szeryf. Scenariusz: nie istniało państwo polskie walczące z Niemcami, istniały „polskie obozy śmierci”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
IPN
IPN

Dziś mijają 72 lata od dnia, gdy najpotężniejszy wówczas polityk na świecie, prezydent wschodzącego supermocarstwa Franklin Delano Roosevelt rozmawiał w Waszyngtonie z Janem Karskim – pierwszym naocznym świadkiem dokonywanej przez nazistowskie Niemcy zagłady Żydów, który przedostał się do państw alianckich.

Z biegiem dziesięcioleci rozmowa Karski-Roosevelt w Białym Domu 28 lipca 1943 roku nie popada w zapomnienie – przeciwnie, nabiera znaczenia i mityczności. Umacnia się wersja mitu, w której Polak katolik Jan Karski samotnie ujrzał trwający Holokaust, po czym samotnie wyruszył do Wielkiej Brytanii i Ameryki, aby ostrzec ludzkość i skłonić mocarstwa do działania w obronie Żydów Polski i Europy. Lecz głos jedynego sprawiedliwego okazał się daremny wśród zaskoczonych, niedowierzających i obojętnych liderów i elit.

Źródła naukowe amerykańskie, brytyjskie, izraelskie i inne podają – podobnie jak polskie – że Jan Karski (nazwisko przybrane podczas wojny zamiast Kozielewski) był porucznikiem Armii Krajowej, wysłannikiem władz Rzeczypospolitej Polskiej, istniejących w podziemiu w Warszawie i na uchodźstwie w Londynie. Ale takie fakty nie przebijają się do mitu. Nie przebija się również, że przyjęcie Karskiego przez Roosevelta uzyskał – i w rozmowie uczestniczył – ambasador RP w Stanach Zjednoczonych Ameryki Jan Ciechanowski (zawodowy dyplomata, nie historyk o tym samym imieniu i nazwisku). Że długa rozmowa dotyczyła wielu spraw, w tym ogólnej sytuacji politycznej, społecznej, gospodarczej i wojskowej w Polsce i wokół Polski, planów na epokę powojenną, działalności polskiego podziemia i współpracy AK z organizacjami żydowskimi. Że Karski bez działających w kraju i świecie struktur i służb państwa polskiego nie zdołałby dostać się do prezydenta USA, a wcześniej do brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Anthony Edena. Że nie mógłby wyjechać z Polski i Europy pod niemiecką okupacją. Ani że nie mógłby wejść do Getta Warszawskiego i obozu tranzytowego w Izbicy koło obozów zagłady w Bełżcu i Sobiborze na Lubelszczyźnie. Prawdę opisał i opowiedział szczegółowo sam Karski. Lecz paradoksalnie to jego książki, oraz nagrane i spisane wykłady i wypowiedzi, są łatwo zapominane, a mit żyje własnym życiem.

Jeszcze słabiej pamiętany – nawet w Polsce – jest fakt, że państwo polskie ujawniło światu zbrodnie niemieckie na Żydach już 10 grudnia 1942 roku. Wtedy obszerna i wszechstronna nota dyplomatyczna rządu RP w Londynie na temat Holokaustu została podpisana przez ministra spraw zagranicznych Edwarda Raczyńskiego i przekazana rządom Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Związku Sowieckiego, Chin i innych państw walczących przeciw III Rzeszy Niemieckiej i jej sojusznikom. Później na użytek światowej opinii publicznej notę wydano po angielsku – wraz ze związanymi dokumentami – pod tytułem The Mass Extermination of Jews in German Occupied Poland („Masowa eksterminacja Żydów w okupowanej przez Niemcy Polsce”). Nota powstała na podstawie raportów Jana Karskiego i innych materiałów Referatu Spraw Żydowskich Komendy Głównej AK. Referat posiadał między innymi pierwsze meldunki z misji rotmistrza Witolda Pileckiego, który przeniknął do wnętrza obozu Auschwitz i zorganizował tam sieć oporu i wywiadu.

Wbrew wszystkim tym historycznym faktom, Jan Karski jest coraz częściej przedstawiany jako samotny szeryf w walce ze złem świata. Przykładem tytuł wydanej w 1994 roku książki „Karski. Jak jeden człowiek próbował zatrzymać Holokaust” (w oryginale angielskim Karski: How One Man Tried to Stop the Holocaust), którą napisali E. Thomas Wood i Stanislaw M. Jankowski. Podobnie opisał Jana Karskiego prezydent Barack Obama podczas uroczystego wręczania amerykańskich Medali Wolności w Białym Domu 29 maja 2012 roku. Obama powiedział, że Karski – któremu medal przyznano dopiero pośmiertnie – “służył jako kurier polskiego ruchu oporu”, ale nie wspomniał, że tym ruchem oporu kierowało państwo polskie, podczas gdy władze wielu innych państw okupowanych kolaborowały z III Rzeszą. W wersji Obamy nieokreśleni „bojownicy” przemycili Karskiego do getta i “polskiego obozu śmierci”, aby na własne oczy zobaczył zagładę. Potem Karski przekazał tę wiedzę Rooseveltowi i „błagał” świat o podjęcie działań. Ani słowa o Rzeczypospolitej Polskiej i Armii Krajowej. Ogłoszone przez Obamę w formie listu sprostowanie określenia “polski obóz śmierci” na „nazistowski obóz śmierci w okupowanej przez Niemcy Polsce” dotarło do co najwyżej kilku milionów ludzi, głównie Polaków – podczas gdy pierwotna mowa bez sprostowania, transmitowana przez tysiące mediów, do setek milionów w większości krajów świata. Wraz z całą wersją o samotnym szeryfie.

Powstaje obraz fałszywy, lecz atrakcyjny prostotą i spójnością. Jeśli Jan Karski walczył przeciw złu samotnie, nie mając państwa polskiego za sojusznika – to było miejsce na „polskie obozy śmierci”, „polskie obozy koncentracyjne” i ogólnie współudział Polski w Holokauście.

Międzynarodowa sława Jana Karskiego rośnie. Jego pomniki w wielu krajach świata są już prawdopodobnie liczniejsze od pomników Tadeusza Kościuszki i Adama Mickiewicza. Ile prawdy zmieści się w micie, zależy między innymi od polskiej polityki zagranicznej i kulturalnej. To walka nie o przeszłość, lecz o przyszłość. Ta walka rozstrzyga się teraz.

CZYTAJ TEŻ: „Żołnierze Niezłomni”, nie „Wyklęci”. Dialog ze światem wymaga jasności

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych