Choć w dodatku historycznym naszego portalu ukazała się już wzmianka o 200 rocznicy bitwy pod Waterloo, to postanowiłem dodać do niej jeszcze kilka słów. W końcu taka okazja trafia się tylko raz na 200 lat. Ostatni bój Imperium Napoleona I i jego Wielkiej Armii chyba na to zasługuje.
Z tą bitwą wiąże się wiele nieporozumień. Przyczynili się do tego sami historycy, którzy opisywali tamte wydarzenia przez pryzmat swoich narodowych sympatii, ale też i braku zrozumienia wojskowej strategii. Pierwszym i najpoważniejszym błędem, dotyczy to głównie badaczy przeszłości pochodzących z Wielkiej Brytanii, było celowe pomijanie roli Prusaków dowodzonych przez wówczas 76-letniego feldmarszałka Gebharda Leberechta von Bluechera i przypisanie wszelkich zasług w wygraniu tego starcia wodzowi angielskiemu Arthurowi Wellesleyowi księciu Wellington. Drugą nieścisłością, skorygowana zresztą przez współczesnych historyków w ostatnich latach, stała się teza, że winę za nieskoordynowany z piechotą i artylerią, jeden z najpotężniejszych ataków francuskiej kawalerii wszechczasów, który miał rozstrzygnąć losy bitwy na korzyść Napoleona ponosi cierpiący na SZB (syndrom zmęczenia bojowego) marszałek Michał Ney, książę Moskwy. I trzeci, ale za to najważniejszy punkt, którego praktycznie nikt nie zauważa. Uznawany za dobrego fachowca książę Wellington (gdzie mu tam było do artysty i geniusza strategii za jakiego uważa się i słusznie jego adwersarza) tym razem stanął na wysokości zadania, wygrywając bitwę zanim się zaczęła. Swoją decyzją rozpoczęcia walki w odpowiednim miejscu i czasie zaszachował Napoleona. Postawił go w sytuacji bez wyjścia narzucając mu swoją narrację pola walki. Narrację wymuszającą łatwo przewidywalne ruchy przeciwnika, bowiem tak nakazywała logika. Ale po kolei.
Napoleon praktycznie przegrał Waterloo dwa dni wcześniej. Jego armia wbiła się klinem pomiędzy Anglików i Prusaków rozpoczynając klasyczny manewr „po liniach wewnętrznych”. Najpierw całą siłą uderzamy w jedno zgrupowanie, a potem rozbijamy drugie. Tak miało się stać w dwóch rozegranych symultanicznie bitwach pod Ligny (z Prusakami) – głównodowodzący Napoleon i pod Quatre Bras (przeciwko Anglikom) – marsz. Ney. Cesarz rozbił Prusaków, ale nie na tyle, by się nie mogli pozbierać. Bluecher rozpoczął odwrót na północny wschód w kierunku na Wavre. W ten sposób oddalał się stopniowo po kątem mniej więcej 40 stopni od głównej osi działań sił brytyjskich – drogi północ – południe (Quatre Bras – Waterloo - Bruksela). Tymczasem pod Quatre Bras marsz. Ney nie mógł sobie poradzić z silniejszymi Anglikami. Wezwał więc na pomoc prawie 20 tys. korpus gen. Hrabiego Druet’a d’Erlona. Problem polegał nas tym, że wcześniej d’Erlona ściągnął rozkazem na drugie pole bitwy - pod Ligny, sam Napoleon. Jego przybycie rozbiło by Prusaków w proch i pył, czyli Waterloo nie byłoby już potrzebne. Jednak kiedy do maszerującego w kierunku Ligny gen. d’Erlona dotarł kurier od marsz. Ney’a, ten popełnił niewybaczalny błąd i … zawrócił swój korpus w stronę Quatre Bras, by pomóc księciu Moskwy. Oczywiście nie zdążył i w efekcie jego wojsko nie wzięło udziału w żadnej z bitew. Te manewry przeszły do historii wojskowości pod nazwą „spaceru d’Erlona”. Nad ranem Napoleon rzucił prawię całą armię przeciwko Wellingtonowi, a pościg za Prusakami zostawił stworzonej ad hoc 35 tysięcznej grupie operacyjnej marsz. markiza Emannuela Grouchy. Wellington rozpoczął odwrót na Brukselę, a ścigany przez Francuzów Bluecher cofał się w kierunku Wavre. Na noc przed bitwą pod Waterloo sytuacja wyglądała jak następuje.
Wellington, który jeszcze trzy dni temu szedł tą samą drogą z Brukseli na Quatre Bras znał zalety wyżyny Mont Saint Jean rozciągającej się na południe od wsi Waterloo. Łagodne wzgórza umożliwiały zastosowanie ulubionej taktyki Anglików – chowania za nimi sił głównych i przeczekiwania nawały ognia artylerii, którą na ogół Napoleon rozpoczynał bitwę. Wadą pozycji był położony na tyłach Anglików las Soignes, przez który wiodła tylko jedna droga – do Brukseli. W razie niepowodzenia siły Wellingtona mogłyby zostać totalnie unicestwione z powodu braku innych dróg odwrotu. Jednak książę Wellington wie, że już zdobył przewagę nad Cesarzem Francuzów. Jeśli podejmie decyzję o rozpoczęciu bitwy tej nocy, wyśle kuriera do Prusaków i Bluecher przybędzie na wyżynę Mont Saint Jean około godz. 13-15 następnego dnia. Napoleon dopiero rano, kiedy zobaczy formującą się do bitwy armię brytyjską będzie mógł wysłać kuriera do ścigającego Bluechera marsz. Grouchy z prośba o pomoc. Tak więc Wellington zdobywa kilka godzin przewagi. Posiłki Napoleona nie mogą dotrzeć przed Prusakami. Poza tym Napoleon nie wie czy Wellington wyda mu bitwę w oparciu o las Soignes, czy też czmychnie w kierunku Brukseli, by połączyć się tam z Bluecherem. Odpowiedź na to pytanie mógł przynieść tylko poranek. I przyniósł. Po wschodzie słońca Napoleon dowiedział się, że musi rozprawić się z Wellingtonem do przyjścia Bluchera. Jeśli tak, to szybkie rozstrzygnięcie móże przynieść tylko atak i rozbicie centrum armii brytyjsko-niderlandzkiej. Być może udałoby się to, ale potworny pech, który tego dnia miał prześladować Cesarza Francuzów uniemożliwił mu to. Ponieważ przez całą noc lało jak z cebra potężna, prawie 100 działowa bateria francuska nie mogła rozpocząć huraganowego ognia na środek pozycji brytyjskich. Mokra ziemia uniemożliwiała rykoszetowanie kul, które tylko w ten sposób mogły siać spustoszenie w szeregach przeciwnika. Stracono kilka cennych godzin. Potem lewe skrzydło pod dowództwem nieudolnego brata Napoleona Hieronima miało pozorować atak na kompleks budynków zameczku Hougoumont. Celem było wywabienie oddziałów angielskich z centrum pozycji. Wódz brytyjski nie dał się złapać, a Hieronim zamiast pozorować walki wdał się „na całego” w awanturę na lewym skrzydle, osłabiając w ten sposób przyszłe ataki francuskie na środek pozycji wroga. Pierwsza próba osiągnięcia powodzenia w centrum - frontalny atak korpusu d’Erlona zakończyła się fiaskiem. Szturm został rozjechany przez brytyjska kawalerię gwardii. Elitarna konnica, co prawda, została w efekcie unicestwiona, ale zdezorganizowani żołnierze piechoty d”Erlona musieli się formować od nowa przez następne godziny. Wczesnym popołudniem Napoleon musi zejść z pola bitwy na skutek dolegliwości żołądkowych. W tym czasie dwie brygady jazdy francuskiej dostają od marsz. Ney’a rozkaz rozpoznania przedpola do przygotowywanego potężnego ataku kawalerii. Ruch ponad tysiąca jeźdźców pozostali dowódcy odczytują błędnie jako sygnał do totalnego ataku i prawie cała kawaleria rusza przypadkiem do kompletnie bezsensownej szarży. Przerażony Napoleon, który poczuł się lepiej łapie się za głowę. Pada słynne – Zostawić ich na godzinę samych. Czworoboki Anglików i Szkotów stoją nieporuszone, a wściekli polscy szwoleżerowie nie mogąc ich przełamać ciskają w nie lancami niczym oszczepem. Bez artylerii i piechoty sama jazda nie może dać rady zimnokrwistej brytyjskiej piechocie. W końcu na tyłach armii francuskiej pojawiają się pierwsze oddziały posiłków pruskich. Na razie powstrzymują je elitarne oddziały młodej gwardii. W centrum sytuacja poprawia się na korzyść Francuzów. Pada bohatersko broniona przez niemieckie oddziały Wellingtona farma La Haye Sainte. Brytyjski środek zaczyna się chwiać. „Gwardia w ogień”- pada rozkaz Napoleona. Ale ostatnia doborowa rezerwa Francuzów myli drogę. Uderza zamiast w osłabione centrum za bardzo w lewo. Prosto w ukrytą w trawie gwardią brytyjską. Padają dwie mordercze salwy (słyną z nich Anglicy) i stare wąsate wiarusy po raz pierwszy w historii epopei napoleońskiej staja w miejscu. Zaczynają się cofać. Wzdłuż francuskich linii wybucha panika. – La garde recule! Nous somme trahis! (Gwardia się cofa! Jesteśmy zdradzeni!) – Francuzi krzyczą jeden przez drugiego i podają tyły. Szturm Bluechera dokańcza dzieła zniszczenia. Napoleońska epopeja dobiegła końca.
P.S. W niedzielę na polach wyżyny Mont Saint Jean nieopodal Waterloo odbędzie się potężna rekonstrukcja słynnej bitwy z udziałem ok. 5 tysięcy rekonstruktorów. Ma ją transmitować TVP.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/256496-kilka-uwag-w-zwiazku-z-200-leciem-bitwy-pod-waterloo