Nie chcemy prowadzić polityki historycznej? Nasi sąsiedzi zrobili to za nas

Fot. PAP/Bednarczyk
Fot. PAP/Bednarczyk

I dlatego w świecie mówi się o niemieckich samochodach, niemieckiej piłce nożnej, niemieckiej technologii. Ale ani słowa o niemieckich obozach zagłady. Zostały z niemiecką precyzją wykasowane.

I znów zawrzeliśmy oburzeniem: w relacjach z 70 rocznicy wyzwolenia Auschwitz w światowych mediach pojawiły się określenia „polskie obozy”. Możemy się zastanawiać, ile w tym złej woli, a ile ignorancji. A także pisać do redakcji zachodnich gazet kolejne protesty.

W pewien sposób protesty są skuteczne: gazety często przepraszają, a w każdym razie usuwają ze swej internetowej strony fatalne określenie. A jednak w tych samych gazetach, za pewien czas, czytelnicy znów przeczytają o „polskich obozach ”.

Korzenie zła tkwią głęboko. To była gigantyczna operacja, która zakończyła się sukcesem. Zaczęła się pod koniec lat pięćdziesiątych, od akcji przeprowadzonej przez specjalną komórkę działającą w ramach zachodnioniemieckiej agencji wywiadowczej. To dawni naziści zaproponowali używanie określenia „polskie obozy ”. Ale wtedy zbyt świeża była jeszcze pamięć II wojny światowej, by mogło się to udać.

Narracja o II wojnie światowej zaczęła się kształtować później.

Gra toczyła się nie tylko o pamięć historyczną ale i współczesność. Przez wiele lat Niemcy były największym eksporterem w świecie. Walczyły o niemiecką markę. Byłoby fatalnie, gdyby Siemens AGD nie kojarzył się z cichymi zmywarkami, ale z projektowaniem krematorium w Auschwitz i urządzeniami do gazowania więźniów. Niemcy miały do dyspozycji olbrzymie środki. Nie musiały nawet korumpować zachodnich elit intelektualnych, ludzi, którzy kształtują opinię publiczną. To wszystko odbywało się bardziej subtelnie. Śmiem twierdzić, że nie ma na świecie państwa, które rozdałoby tyle stypendiów i grantów, zapraszało tylu dziennikarzy, co Niemcy. Gdyby prześledzić CV wielu wpływowych osób ze świata mediów, znalazłby się w nim niemiecki ślad.

To wykreowało pewną specyficzną wrażliwość. Barierę psychologiczną, która sprawiła, że zaczęto mieć opory przed pisaniem „niemieckie obozy zagłady”. Nie chciano urazić sympatycznych i hojnych gospodarzy, cóż wspólnego mogli mieć oni z ponurymi czasami zagłady i ludobójstwem.

Wtedy właśnie ukształtował się termin„ nazistowskie obozy”, arcydzieło poprawności politycznej. Nikogo nie stygmatyzowano, nie wskazywano palcem winnych. Poza oczywiście niewiadomej narodowości nazistami, którzy w miarę upływu lat stawali się coraz bardziej mglistym bytem. To był kamień milowy. A stamtąd już tylko jeden krok prowadził do „polskich obozów”.

Przez wiele lat, z żelazną konsekwencją Niemcy realizowali swoją politykę historyczną.

Nie tylko nie zdołaliśmy jej przeciwstawić swojej narracji, ale nawet nie próbowaliśmy.

To zdumiewające, jak znaczna część polskich elit uparcie stara się przekonać Polaków, że polityka historyczna jest zaściankowym anachronizmem.

Sugeruje, że historia jest czymś, co należy wstydliwie ukryć, a w każdym razie nie należy się nią afiszować w nowoczesnej, zjednoczonej Europie. Taka postawa to w rzeczywistości pełne kompleksów prowincjonalne myślenie, mit, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

„Polskie obozy ” to cena, jaką zapłaciliśmy za brak polityki historycznej. Za to, że nie chcemy i nie umiemy przedstawić światu prawdy o najnowszej historii,

Korzystamy z każdej okazji, by milczeć. Obchody 70 rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz są tego najlepszym przykładem.

Jak mogło dojść do tego, że na uroczystość nie zaproszono dzieci rotmistrza Pileckiego? Każdy, kto choć trochę zna sposób, w jaki funkcjonują media, wie, że powstałaby pasjonująca story o polskim heroizmie, przedrukowana przez gazety całego świata. Wystarczyłoby reporterom światowych agencji przedstawić potomków rotmistrza i opowiedzieć, kim był.

Fakt, że ich tam nie zaproszono, jest nie tylko niewybaczalną gafą,. To sabotaż polskiej racji stanu.

Dyrektor muzeum w Auschwitz, Piotr Cywiński uważa jednak że to drobiazg pozbawiony znaczenia —przecież miejsc na obchodach nie było wiele, a poza tym rodzina rotmistrza Pileckiego mogła się o zaproszenie postarać. Bo on nie może o wszystkich pamiętać.

W normalnym państwie już dawno nie byłby dyrektorem. Może nawet sam znalazłby w sobie odrobinę przyzwoitości i podał się do dymisji. Ale nie u nas. To jeden z powodów, dla których przegrywamy stale z Niemcami.

—————————————————————————————————————-

Dziennik zdarzeń, przeżyć, nastrojów pod nienawistną okupacją i terrorem germańskiego najezdnika: „Niemcy w Krakowie Dziennik 1 Ix 1939 - 18 i 1945”. Książka dostępna wSklepiku.pl. Polecamy!

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.