Cenzura i Tomasz Strzyżewski

Cenzura to jeden z tematów mniej chętnie podejmowanych w III RP. Samo słowo pada często, gdy czegoś się komuś zabrania, albo krytykuje czyjąś wypowiedź. Albo gdy redakcja dokonuje skrótów bez porozumienia z autorem, którzy rzadko z nich bywa zadowolony. Wspominają o niej czasem niszowe biuletyny IPN, a także, zawsze żartem, rozmaite kolorowe wydawnictwa, jak „PRL dla początkujących”, „Dla zaawansowanych”, „Dowcipy o PRL” itd. Ot, roześmiać się, zabawić, bo bywało więcej niż śmiesznie.

Rzadko tylko wspomina się o tym, że bywało naprawdę strasznie, a cenzura stanowiła wielopiętrowy, szczelny, doskonale zorganizowany system ucisku wolnej myśli i swobodnej wypowiedzi. Ciekawe, że jakoś ten temat nie trzyma się nawet prasy i wydawnictw tzw. drugiego obiegu, pełnej odkrywaczy prawd zapomnianych czy odplamiaczy historii. Z czasów podziemia w stanie wojennym (1981-1989) pamiętam dwa wydawnictwa. Pierwsze to cieniutka broszurka Kazimierza Bagińskiego napisana na emigracji, w latach 1947-49 pt. „Cenzura w Polsce”, przedruk z paryskich „Zeszytów Historycznych” nr 8, wydany przez NOW-ą gdzieś w latach 80. Opisany przez niego system zniewolenia mentalnego i informacyjnego trwał z niewielkimi modyfikacjami przez 45 lat, uchylony dopiero w kwietniu 1990 roku.

„System dyktatury sowieckiej, który obecnie jest wzorem dla wszystkich krajów za ‘żelazną kurtyną’, uznaje wszelkie drukowane słowo za wyłączny przywilej partii komunistycznej, utożsamionej z władzą państwową. Nic nie może ukazać się w druku, co byłoby sprzeczne z bieżącą polityką partii. Cenzura jednak ma tam zadanie ułatwione, gdyż wszyscy redaktorzy i autorzy są tam mianowani i sami są ‘cenzorami’. Działają w ramach instrukcji, wyraźnych nakazów i zakazów, które otrzymują od swych władz partyjnych. Gorliwość ich jest zrozumiała, gdyż odpowiadają nie tylko swoją karierą, ale i głową. (…) Krytyka odbywa się również na rozkaz z góry, gdy już postanowiona została czyjaś likwidacja”

-– podsumowuje Bagiński esencję zaplanowanego starannie i realizowanego zjawiska cenzury.

Najistotniejsze było powołanie specjalnego urzędu na szczeblu centralnym, wojewódzkich, miejskich (lokalne występy artystyczne itp.) i we wszystkich wydawnictwach prasowych. 19 stycznia 1945 powołano przy MBP Centralne Biuro Kontroli Prasy, wkrótce przeobrażone w Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. W 1946 zatwierdził to dekret Rady Ministrów. Inne posunięcia organizacyjne to wydawanie zezwoleń na wszystkie rodzaje działalności wydawniczej, upaństwowienie i kontrola drukarń i papieru, włącznie z ręcznymi drukarkami używanymi przez prasę podziemną podczas okupacji niemieckiej, oraz - w późniejszych latach - z ograniczeniem dostępu do kserokopiarek tylko do osób upoważnionych. Po upaństwowieniu wytwórni papieru sprzedaż ograniczono do drobnego detalu, na wydawnictwa zaś były przydziały dokonywane także przez Urząd Kontroli, z jednoczesnym ograniczeniem nakładów. Scentralizowano następnie kolportaż. „Cenzura – pisze dalej Bagiński – obejmuje dosłownie wszystko, co jest drukowane. Nie tylko książki i stałe wydawnictwa, ale również programy koncertów, zawiadomienia o balu, nekrologi rozlepiane na kościołach [i drukowane w gazetach – TB], ogłoszenia handlowe, bilety wizytowe”. Obejmowała także nalepki na zapałki, treść znaczków pocztowych, naklejki na słoiki z dżemem, na puszki z konserwą turystyczną i klopsikami z „białka ogólnego”, jak głosił skład. To z tych żartobliwych.

Drugie wydawnictwo dotyczące cenzury to „Czarna księga cenzury PRL” Tomasza Strzyżewskiego („Aneks”, Londyn 1977). Pracował on w cenzurze wojewódzkiej w Krakowie przez 19 miesięcy. Porażony tym, co ujrzał w pracy, postanowił działać przeciw cenzurze i w tym celu w całości ręcznie przepisał tzw. biblię urzędu cenzury, tj. „Książkę Zapisów i Zaleceń GUKPPiW w Warszawie”, bezcenne oryginalne materiały instruktażowe dla cenzorów, i uciekł z nią do Szwecji, gdzie doprowadził do opublikowania materiałów. Strzyżewski, podobnie jak ogromna większość obywateli PRL stykał się z określeniem cenzura, ale nie wiedział o instytucjonalnym jej systemie. Wg Wikipedii zawartość teczek z dokumentami Służby Bezpieczeństwa PRL, dotyczącymi rozpracowywania Strzyżewskiego przez służby bezpieczeństwa PRL jest do wglądu w Internecie pod adresem: „archiwum skanów niektórych” Zbigniewa Lisieckiego – skan zawartości teczki Tomasza Strzyżewskiego otrzymanej z IPN. Strzyżewski zauważył, podobnie jak Bagiński, że cenzura wymagała przede wszystkim autocenzury autorów – dziennikarzy, redaktorów, pisarzy i naukowców. Po 30 latach istnienia w PRL były to już dobrze wytresowane kadry i prawie nie było potrzebne kontrolowanie ich. Nikt nie dyskutował już z zasadami ideologii marksistowskiej, nikt nie polemizował też z autorami zagranicznymi, o ile nie mieli stosownego debitu na rozpowszechnianie w Polsce. Ostatecznie znam sprawę z własnych doświadczeń. W latach 1961-62 moja Matka, Anna Rudzińska, przesiedziała 10 miesięcy w więzieniu, skazana praktycznie za posiadanie siedmiu stron tłumaczenia książki Feliksa Grossa, w której autor wyraził się następująco: „Lenin, podobnie jak Mussolini, uważał, że władzę należy zdobywać siłą”. Chodziło o obrazę, jaką było porównanie Lenina do Mussoliniego.

Niemniej, nie na każdym można było polegać, poza tym instrukcje zmieniały się. Pewne osoby dozwolone musiały na jakiś czas zniknąć, inne pojawiały się nagle. Znikali po 1968 roku naukowcy, których wolno było już tylko cytować w wydawnictwach specjalistycznych, albo wydawać w nakładach 100 egz. w maszynopisie. I nie chodzi tu wcale o wyjeżdżających Żydów, ale i i innych osób, był to okres zaostrzenia sytuacji z różnych względów. Pewne tematy znikały z prasy, inne wałkowano do znudzenia, pewne dowcipy w kabaretach kojarzyły się pozytywnie, inne niepotrzebnie nasuwały wywrotowe myśli widzom. Dlatego konieczne były szczegółowe, zmienne przepisy.

Strzyżewski wydał właśnie po raz kolejny zbiór dokumentów cenzury PRL, tym razem szeroki, pt. „Wielka księga cenzury. PRL w dokumentach”, z wprowadzeniem Zbigniewa Romka i własnym obszernym wstępem. Jest to już trzecia jego książka na ten temat (druga to „Matrix czy Prawda Selektywna? Antycenzorskie retrospekcje”, Wrocław, Wydawnictwo Wektory, 2006). Nawiasem mówiąc, pierwsza dziwnym trafem należy do licznej już biblioteczki książek utraconych przeze mnie w niewyjaśnionych okolicznościach, po prostu znikła z tej czy innej półki w tym czy innym czasie. I to nawet dwa razy. Strzyżewski w „Wielkiej księdze” opisał dzieje swojej pracy w cenzurze, dojrzewanie decyzji o ręcznym przepisaniu książki z instrukcjami i okoliczności wyjazdu na Zachód, a potem trudności z wydaniem „Książki Zapisów i Zleceń”. Trudności te sprawiali przede wszystkim wydawcy z „emigracji postaparatczykowskiej”, jak to określa, przede wszystkim Adam Bromberg, do 1965 roku w PWN i bracia Smolarowie. Kiedy w końcu londyński „Aneks” (Andrzej Koraszewski) zdecydował się wydać „Czarną księgę”, zrobił to bez podpisania jakiejkolwiek umowy ze Strzyżewskim, dokonując zmian na własną rękę. Jerzy Giedroyc opowiadał mi w 1991 roku, że zetknął się z maszynopisem, ale nikt na Zachodzie nie wierzył, że to prawdziwe materiały, podejrzewano ubecką fałszywkę.

„Czarna Księga” zrobiła w Polsce piorunujące wrażenie. Polacy dowiedzieli się, jak metodycznie i systemowo są oszukiwani i jak kręci się im w głowach i sumieniu.

Tomasz Strzyżewski to trudny człowiek o paskudnym charakterze. Znam paru takich, niestety jest ich coraz mniej. Po ponad 30 latach „Czarna Księga” miała zostać oficjalnie wydana przez Narodowe Centrum Kultury, z dotacją Ministerstwa Kultury, a błogosławieństwa udzielił w 2007 roku ówczesny minister kultury, Kazimierz Ujazdowski. Niestety, jak pamiętamy, był to okres pisowski i minister także pisowski. Nic dziwnego, że już po dwóch latach spoczywania odłogiem w NCK, w nowych, lepszych, peowskich czasach, na swojej stronie internetowej oświadczyło ono, że „unieważnia przetarg” na wydanie „Czarnej księgi”, bo nastąpiła „istotna zmiana okoliczności”, mianowicie okazało się, że „wykonanie zamówienia nie leży w interesie publicznym”, a nawet może mu „zagrozić”. Po prostu Strzyżewski nie zgodził się na ocenzurowanie swego wstępu do II wydania książki. W międzyczasie pokłócił się także ze Stowarzyszeniem Wolnego Słowa i wystąpił z niego.

Z nowej/starej „Księgi cenzury” w PRL zacytuję tylko pierwszy passus, wystarczy, żeby się zorientować:

Dział V. Stosunki gospodarcze PRL z zagranicą (handel zagraniczny) (…) 2. W związku z występowaniem na terenie kraju niektórych chorób i szkodników roślin uprawnych, których ujawnienie może spowodować trudności w eksporcie płodów rolnych – nie należy zezwalać na publikowanie żadnych informacji, dotyczących występowania i rozmieszczenia oraz nasilenia w całym kraju (…) następujących chorób i szkodników [łacińskie nazwy pomijam - TB]:

1.Bakterioza pierścieniowa ziemniaka

2.Głownie cebuli

  1. Mątwik ziemniaczany

  2. Ospowatość śliwy (szarka)

  3. Rak bakteryjny pomidorów” itd. I dalej, dotyczące chorób zwierząt:

„3. 1. Pryszczyca

  1. Choroba pęcherzykowa świń

  2. bruceloza

  3. białaczka (…)

  4. nosacizna

  5. pomór świń” itd. Takie drobiazgi. 510 stron tego samego lub podobnego.

Chciałoby się cytować całą książkę, obejmuje ona wszystkie dziedziny życia w kraju, zdrowie, przemysł, kulturę, opiekę socjalną, wyznania i zalecenia. Szkoda tylko, że nie zawiera indeksu nazwisk, a może i nazw własnych i skrótów. Przydałyby się.

Tomasz Strzyżewski, „Wielka księga cenzury. PRL w dokumentach”. Wydawnictwo Prohibita, Warszawa 2014

Recenzja ukazała się na portalu SDP

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.