Zdjęcie dowódcy batalionu „Zośka” na bilecie i co z tego wynikło

Zdjęcie, które towarzyszy temu tekstowi, dokumentuje niezwykłe spotkanie. Ten młody mężczyzna z lewej to Jerzy Majcherczyk, kajakarz, podróżnik i odkrywca, który w maju i czerwcu 1981 r., wraz z kilkoma kolegami, jako pierwsi ludzie  w historii przepłynęli szalenie niebezpieczny kanion rzeki Colca w Peru – najgłębszy na Ziemi. A starszy pan z prawej to Ryszard Białous, ps. Jerzy, jeden z najwybitniejszych instruktorów Szarych Szeregów, podczas okupacji i powstania warszawskiego dowódca legendarnego harcerskiego batalionu „Zośka”. Spotkanie odbyło się w Neugen w Argentynie, gdzie mieszkał po wojnie Białous, w listopadzie 1981 r., a więc kilka miesięcy po pokonaniu Colki przez Majcherczyka i kolegów.

Kajakarz, jeszcze przed wyjazdem z Polski z wyprawą Canoandes 79, zafascynował się powstaniem warszawskim, a w szczególności udziałem w nim batalionu „Zośka”. Przeczytał wszelkie możliwe publikacje na ten temat. Ciągle poszukiwał szczegółów o tym bohaterskim zrywie, co zaowocowało nawiązaniem kontaktu listowego z jednym z bohaterów powstania, Ryszardem Białousem. Majcherczyk utrzymywał ten kontakt także przez cały czas wyprawy.

Tak wspominał spotkanie z dowódcą batalionu „Zośka” (na podstawie wydanej w ub. r. książki jego siostry Eugenii Kosteczki „Jerzy Majcherczyk, Odkrywca z Siewierza”):

Ja opowiadałem o Polsce, czego był bardzo spragniony, a on o swoich przeżyciach na emigracji i o Powstaniu Warszawskim – wszystko to nagrałem na magnetofon. Otrzymałem od niego kilka bezcennych zdjęć z okresu Powstania oraz małą książeczkę pt. „Walka w Pożodze”.

Jerzego Majcherczyka poznałem w Rzeszowie w 1998 r., podczas jego spotkania z uczniami Zespołu Szkół Plastycznych, kiedy opowiadał o zdobyciu kanionu Colca. Zebrałem wtedy materiał do dużego reportażu o Colce, który później przedrukowało kilka gazet. Przez kilka lat Majcherczyk przysyłał mi gazetki Polonijnego Klubu Podróżnika, który założył w USA. Później nasze kontakty się urwały. Aż do poniedziałku po kanonizacji Jana Pawła II, kiedy spotkałem go na Placu św. Piotra, podszedłem, zrobiłem krótki wywiad, a Majcherczyk, kiedy na odchodnym dałem mu swoją wizytówkę, po moim imieniu natychmiast skojarzył mnie i tamto spotkanie sprzed lat. Zaowocowało to bardzo sympatycznym, serdecznym kontaktem mailowym, który trwa od kilku miesięcy.

Dziś (piszę ten tekst jeszcze 1 sierpnia) Jurek Majcherczyk przysłał mi swoje zdjęcia – będą one ilustrować tekst o nim, za którego pisanie właśnie się zabrałem. Były wśród nich dwa zdjęcia ze spotkania z legendarnym dowódcą batalionu „Zośka”. I komentarz Jurka, który pozwolę sobie przytoczyć, bo okazał się jakby dalszym ciągiem przytoczonego wyżej opisu spotkania z Ryszardem Białousem:

Kilka lat temu, gdy po Muzeum Powstania Warszawskiego oprowadzał mnie z synami i rodziną z Polski sam Olgierd Budrewicz – też powstaniec, wydarzyło się coś niezwykłego. Otóż na wykupionym bilecie wstępu tego dnia było zdjęcie i krótki życiorys Ryszarda Białousa. To mnie poraziło – to było jego do mnie przesłanie- zrozumiałem po kilku godzinach, że chce, abym pamiątki, jakie mi podarował wtedy w Argentynie, przekazał do muzeum. I tak też zrobiłem, kiedy odwiedziłem Polskę kilka miesięcy później. Od tego czasu jestem spokojny.

Kiedy to przeczytałem i skojarzyłem z dzisiejszą datą – 1 sierpnia… z miejsca złapałem za klawiaturę laptopa, by się tym drobiażdżkiem podzielić. Tak kojarzą się losy przedstawicieli różnych pokoleń pod różnymi szerokościami geograficznymi. Pod warunkiem, że w ich piersiach biją polskie serca.

A teraz wysyłam ten tekst i…też czuję, że - jak na Jurka Majcherczyka – spływa na mnie spokój.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych