Czy generał Bór wygrał bitwę? Każdy następny dzień powstańczej walki był dla bolszewików kolejną porażką

Fot. bundesarchiv.de
Fot. bundesarchiv.de

Z Józefem M.* o sensowności, militarnych szansach i skutkach politycznych Powstania Warszawskiego

Decyzja o przeprowadzeniu powstania w Warszawie zapadła dopiero pod koniec czerwca 1944 roku. Chyba zbyt późno, jeśli uznać, że antyniemiecki zryw w stolicy Polski miał mieć jakiś militarny czy geopolityczny sens?

Plan był taki: ponieważ dalsza bierność wobec bolszewików wkraczających do Warszawy staje się rzeczą niemożliwą, zatem, żeby nie drażnić koalicji Zjednoczonych Narodów oporem przeciw Sowietom, należy wywołać powstanie przeciwko Niemcom. Ale trzeba wywołać je dopiero w ostatniej chwili dla uniknięcia niepotrzebnych ofiar i wnieść przez to swój wkład do wspólnej puli wojennej Zjednoczonych Narodów…

…zadając tym samym kłam sowieckim zarzutom o staniu z bronią u nogi.

Także po to, żeby w opanowanej już przez wojsko i władze polskie stolicy, przyjąć oddziały Czerwonej Armii, stawiając zarówno Sowietów, jak też cały świat, przed faktem dokonanym. Plan był raczej rozumny i pod każdym względem politycznie moralny.

Żeby tak jeszcze Piotr Zychowicz chciał dać posłuch Pańskim argumentom… Z drugiej jednak strony, zarzuca się dowództwu AK, że niepotrzebnie pośpieszyło się z decyzją o godzinie W.

Powstanie wybuchło 1 sierpnia 1944 roku. Nieprawda, że wybuchło przedwcześnie, że zadziałała tu „zbrodnicza lekkomyślność generała Bora”. To samo radio londyńskie, które później mówiło o „przedwczesności”, w sobotę wieczorem, 29 lipca, nadało taki komunikat: Wojska rosyjskie w całej swej masie stoją w odległości pola widzenia od Warszawy. Pierwsze czołgi rosyjskie wkroczyły na przedmieścia Warszawy, gdzie toczą się zacięte walki. Generał Rokossowski przeniósł swą kwaterę w bezpośrednie sąsiedztwo Warszawy.

To był chyba przesadny optymizm Londynu?

Wprawdzie wiadomość o walkach na przedmieściach okazała się kłamstwem, ale już następnego dnia wojska sowieckie stały w odległości 20 km od Pragi. Niemcy przystąpili do niszczenia urządzeń kolejowych. Z dworców działał tylko jeden, Zachodni. W mieście rozlepiono bez przeszkód odezwy Delegatury Rządu, wokół których gromadziły się tłumy. Nastrój był typowy dla okresu przejściowego…

…czego chyba nie biorą pod uwagę dzisiejsi krytykanci decyzji o wybuchu powstania.

Po niebie przewalał się huk armat. Bolszewików oczekiwano już nie z dnia na dzień, a z godziny na godzinę. Powstanie wybuchło we wtorek o wyznaczonej godzinie, a… bolszewicy się nie ruszyli. Zdrada wyszła na jaw w całej pełni dopiero po kilku dniach.

Militarnie powstanie skierowane było przeciwko Niemcom, ale jego polityczny wektor był niewątpliwie antysowiecki, więc może zamiast o zdradzie Sowietów, trzeba mówić o politycznym realizmie Stalina?

Od roku 1941 wszystkie radiostacje sowieckie nawoływały naród polski do powstania. Zaczęło się od tego, że sygnałem Moskwy po polsku były słowa: Polacy! Bijcie mocno! Bijcie bezlitośnie! Od 1942 roku radiostacja sowiecka im. Tadeusza Kościuszki, która po częściowej ewakuacji Moskwy przeniesiona została do Taszkientu, a podawała się za tajną radiostację polską, w codziennych swych audycjach nadawała „podręcznik sabotażysty i powstańca” na użytek Polaków. Od roku 1943 Moskwa po polsku wołała wielkim głosem: Polacy! Tylko zdrajcy i tchórze każą wam czekać w bezczynności! Polacy, wzorem bohaterskich partyzantów sowieckich, jak jeden mąż chwytajcie za broń! Zaprzedana Hitlerowi klika reakcjonistów polskich z Raczkiewiczem i Sosnkowskim na czele namawia was na wyczekiwanie…

Zgoda, to są przekonujące argumenty.

Tymczasem, gdy powstanie wybuchło naprawdę, bolszewicy umyli ręce, oświadczyli, że „przedwcześnie”, że to Bór jest zdrajcą… Tak, to była bezprzykładna zdrada, ale ze strony Sowietów. To było najcyniczniejsze wydanie Warszawy na łup niemiecki, nb. w formie, która zaćmiła wszystkie klęski, jakie na to miasto wcześniej padły.

Ale Niemcy nie musieli robić z miasta twierdzy, mogli się po prostu wycofać. Losy Warszawy i jej mieszkańców potoczyły się wtedy całkiem inaczej.

– Prawda? Cóż prostszego i dogodniejszego dla ich polityki, jak wycofać się z Warszawy i rozdmuchać konflikt sowiecko-polski, wyciągając w ten sposób korzyści z nieuchronnych powikłań… Niestety, brutalna jednostronność polityki niemieckiej nie była zdolna do tego rodzaju elastycznej koncepcji myślowej. Zamiast tego w Völkischer Beobachter ukazał się gwałtowny passus, który na przestrzeni stu wierszy druku piętnaście razy przezywa „bandytami” tych, których bolszewicy przezywają „faszystami”.

Czy wobec dwóch wrogich, rozrywających nasz kraj, opasujących Warszawę totalitarnych potęg sierpniowy zryw mógł okazać się pożyteczny, czy musiał być wyłącznie źródłem niewyobrażalnych nieszczęść i strat?

Mimo wszystko, powstanie przyniosło nam ogromne korzyści polityczne. Bóg zechce rozsądzić, czy równoważą one krew, mord, cierpienia naszych rodaków, hańbę kobiet, zniszczenie klejnotów rodzimej kultury, płacz dzieci. Czy ruiny splamione krwią, czy rozwłóczone po ulicach trupy naszych najlepszych, nie przeszkadzają nam w zimnym rachunku politycznym?

Jaki bilans wychodzi z tego rachunku?

Powstanie warszawskie w znacznym stopniu przyczyniło się do rozjaśnienia sytuacji, o co nam chodziło. Odsłaniając z jednej strony istotne oblicze sowieckie, wyniosło poświęcenie polskie na piedestał bohaterstwa i wstrząsnęło sumieniem świata.

We wrześniu ’39 świat też o nas mówił…

Ale nie zawsze w sposób fortunny, gdyż nagły upadek Polski był zbyt niespodziewany dla opinii publicznej, nieprzywykłej jeszcze wtedy do wojen błyskawicznych. Z tych korzyści właściwy wniosek wyciągnął generał Sosnkowski, który trafnie uznał moment za dojrzały do tego stopnia, żeby publicznie wystąpić ze skargą na krzywdę, jaką wyrządzili Polsce jej wielcy alianci.

Niewiele tym uzyskał, bo na wskutek presji Churchilla został zdymisjonowany.

Usunięcie generała Sosnkowskiego w niczym nie przekreśla znaczenia tego momentu, potwierdza jedynie, że rządy sojusznicze w swej ugodowej polityce wobec Sowietów rozeszły się z opinią publiczną w swych własnych krajach.

Tyle że Kreml, skutecznie pertraktując z rządzącymi, niezbyt przejmował się odczuciami zachodnich społeczeństw.

Owszem, bolszewicy, całkowicie lekceważąc opinię publiczną, cynicznie stali w miejscu o kilkanaście kilometrów od krwawiącej Warszawy, odmawiając nawet udostępnienia lotnisk dla samolotów z pomocą dla walczących. Natomiast echo, jakim powstanie odbiło się w całym świecie było naprawdę imponujące. Nieomal cała prasa, zarówno państw wojujących, jak i neutralnych, opowiedziała się po naszej stronie, a przeciwko Sowietom. Major Elliot w New York Herald Tribune napisał wprost:

Nasza wina wobec dalej niestrudzenie walczących Polaków jest tak wielka, że jej nigdy nie okupimy. Jest to wina, o której nigdy nie będziemy w stanie zapomnieć.

Pytanie, czy potrafimy wystarczająco zręcznie sojusznikom o tym przypominać. Emocje społeczne szybko przecież gasną, a decyzje podejmowane w ciszy gabinetów, są motywowane czymś zupełnie innym.

Jednak tym razem bolszewicy przeliczyli się w swoim cynizmie. Powstanie dowiodło, że mimo niesprzyjającej koniunktury opinię publiczną świata można przeciwko nim zmobilizować. Każdy następny dzień powstańczej walki był dla bolszewików kolejną porażką. Generał Bór-Komorowski odniósł pierwsze zwycięstwo.

*ze względu na restrykcyjną politykę GIODO / ostrożność procesową (niepotrzebne skreślić) nie ujawniam na razie tożsamości rozmówcy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.