Marcin Wikło recenzuje we "wSieci" film "Powstanie Warszawskie": "Ściska za gardło świadomość, że tak właśnie wyglądał ten zryw"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wSieci
fot. wSieci

Oto reżyser ma już nakręcone zdjęcia, a teraz musi nad nimi usiąść i dopowiedzieć do nich jakąś fabułę. A zawsze jest przecież odwrotnie

w jednym zdaniu określa pracę nad filmem „Powstanie Warszawskie” Marcin Wikło, recenzując obraz na łamach najnowszego numeru Tygodnika „wSieci”

Po walczącej Warszawie w sierpniu 1944 r. krążyło 12 ekip filmowych. Zada- niem operatorów z wydziału propagandy Armii Krajowej było pokazać, co się dzieje w mieście. Z tego powstawały powstańcze kroniki, które wyświetlano w kinie Palladium przy ul. Złotej. Do dziś przetrwało pięć i pół godziny nakręconych wtedy materiałów

— wyjaśnia publicysta. Niestety prawie 1/3 tego, co kręcili przepadła.

Z ruin wychodzi młody postawny mężczyzna. Na niemieckim hełmie ma biało- -czerwoną opaskę. Ogromnym karabinem maszynowym wymachuje jak piórkiem, uśmiecha się szeroko. Koniec ujęcia. To jedno z niewielu zdjęć, o którym wiadomo, kiedy i gdzie zostało nakręcone. Ten mężczyzna to 22-letni wówczas prof. Witold Kieżun, ps. „Wypad”. 23 sierpnia 1944 r. wraz z kolegami zdobył gmach Komendy Głównej Policji w Śródmieściu. A ten cekaem to było najcenniejsze trofeum

— opisuje jedną ze scen Marcin Wikło.

Fabuła „Powstania Warszawskiego” to opowieść o Witku i Karolu - braciach i operatorach, którzy filmują w 1944 Walczącą Warszawę.

Młodszy z nich – Witek – rwie się do walki, kompletnie nie rozumie sensu nagrywania filmu w chwili, gdy ojczyzna wzywa. Starszy Karol dobrze jednak wie, że ciągnąc przez walczącą stolicę brata, ciężki statyw i nieporęczną kamerę, wypełnia misję dziejową.

Wypełniając tę misję bracia nie raz narażali swoje życie. Jak tłumaczy reżyser - starał się ten film oprzeć na micie o Dedalu i Ikarze.

Witek i Karol przedstawieni są jako ludzie, którzy z biegiem czasu przyzwyczajają się do adrenaliny. Pchają się na pierwszą linię walki, gonią za dobrymi ujęciami, myśląc, że kamera ich przed wszystkim uchroni

wyjaśnia.

Realizacja „Powstania Warszawskiego” wymagała zatrudnienia fachowca w dziedzinie odczytania słów z ruchu warg - pisze Marcin Wikło.

Ogrom pracy włożono także w kolorowanie zdjęć. To zadanie ułatwiał fakt, że wiele kronik było kręconych na taśmie o bardzo dobrej jakości

— dodaje.

Ależ Warszawa była kolorowa! I my w po- wstaniu byliśmy kolorowi. Biało-czerwone opaski, mundury, każdy batalion starał się mieć nawet chustę w swoim kolorze

— przypomina tamte czasu prof. Kieżun.

Cały tekst publicysty w najnowszym numerze Tygodnika „wSieci”! POLECAMY!

mc

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych