Opowieść Moniki Jaruzelskiej o "Rodzinie" - trzeba sporo wiedzieć, żeby się nie dać oszukać takim książkom

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Z pozoru to jest opowieść córki o rodzicach. Niesfornej kiedyś małolaty o zasadniczej matce i wciąż nieobecnym w domu ojcu. Choć czasy były trudne - rodzina jeździła sobie za granicę. Ale nie było tylko cukierkowo. Rodzina miała także problemy, jak to w PRL-u - głównie z gosposią, która dobrze czuła się u nich w domu, ale - niestety - była bogobojna i wciąż się modliła.

Były też inne dramaty. Córka Monika postanowiła się raz zabić, ale próba samobójcza się nie powiodła. Co nieco o rodzicach mówi reakcja na ten incydent. Nie zapytali nawet, dlaczego do tego doszło. I już, o samobójstwie właściwie tyle.

Sporo za to jest o zwierzętach, których losem rodzina przejmowała się właściwie bardziej niż ludźmi. Takie można odnieść wrażenie czytając na przykład o tym, jak tata generał mówił o bernardynach, swojej ulubionej rasie psów.

Bernardusie - takie poczciwe oczy mają i ratują ludzi…

Wiele lat później, kiedy generał z małżonką usypiał swoja ukochaną suczkę powiedział ponoć:

Ja, stary frontowiec, a płakałem, jak dziecko

— przytacza córka Monika w książce o rodzinie. Jakby mimochodem przypomina także, że podczas pogrzebu babci, tata generał nie uronił nawet łzy. Stał tylko milczący i wyprostowany.

Takich rozczulających momentów w książce jest sporo, właściwie bardzo dużo. Jest zabawna historyjka jak młody wojskowy Wojtek był skrępowany na pierwszej randce z elegancką tancerką Basią. Jest też anegdotka, jak to generał zaproszony do telewizji przez Monikę Olejnik zabłysnął komplementem, że „do takich nóg to szkoda spodni”. Czyli to nieprawda, że jest taki sztywny, jak większość kojarzy.

Monika w historii o rodzinie przytacza też własne przemyślenia. Opowiada na przykład (w rozdziale o psach), o programie Jakuba Władysława Wojewódzkiego, w którym Marek Raczkowski wetknął w (psią) sztuczną kupę polską flagę. Z ubolewaniem córka swojego ojca zauważyła, że sąd nakazała zapłacić za to telewizji TVN prawie pół miliona złotych.

Od tego czasu społeczeństwo polskie podzieliło się na patriotów i sprzątających psie kupy

— skomentowała z właściwym sobie poczuciem humoru Monika.

Gdzieś w tym wszystkim umyka tylko, że to opowieść o rodzinie Jaruzelskich. Rodzinie generała Wojciecha Jaruzelskiego, odpowiedzialnego za wprowadzenie stanu wojennego i wciąż nieosądzonego za zbrodnie na robotnikach na Wybrzeżu i w kopalni „Wujek”. Jest co prawda fragment, kiedy Monika spotyka się z córką zabitego górnika, ale to chyba tylko walka o zagłuszenie wyrzutów sumienia.

Należałoby zatem zapytać, po co to wszystko? Na to pytanie akurat odpowiedziała Maja Narbutt w poprzednim numerze tygodnika „wSieci” (nr 17-18/2014) w artykule „Generał nie znosi stanu spoczynku”. Przecież książka Moniki Jaruzelskiej to tylko część telenoweli z generałem roli głównej. Jest także cały tabloidowy serial o „amoroso”, który ponoć zdradza żonę z opiekunką. No i miał być jeszcze w TVP wywiad z generałem w czasie kanonizacji Jana Pawła II. To wszystko ma sprawić, żebyśmy Jaruzelskiego kojarzyli bardziej z pidżamą i szlafrokiem niż z mundurem.

Aby historyczna prawda nie odeszła całkiem w niepamięć, czytajmy takie książki jak „Rodzina” Moniki Jaruzelskiej z ostrożnością i nie traktujmy ich jak podręczników historii.

Marcin Wikło

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych