Karski wspomina spotkanie ze środowiskami żydowskimi z USA nt. Holokaustu. "Goldman nawet nie drgnął. Czy oni zrobili coś w tej sprawie? Nigdy się o tym nie dowiedziałem..."

Fot. wPolityce.pl/Rz
Fot. wPolityce.pl/Rz

Jan Karski w publikowanym po raz pierwszy wywiadzie w „Rzeczpospolitej” opowiada o swojej misji na Zachodzie. W czasie II wojny światowej Karski raportował m.in. o tym, co Niemcy robią z Żydami na okupowanych przez siebie terenach.

Karski relacjonując, w jaki sposób zaczął informować świat o niemieckich zbrodniach na Żydach wspomina:

Przed wyjazdem z Polski przywódcy żydowscy związani z Bundem i syjonistami dwukrotnie przemycili mnie do getta warszawskiego i raz do Bełżca (Karski się myli, to była Izbica Lubelska – przyp. „Rz”). To był obóz przejściowy, w tym czasie już w fazie likwidacji. Trafiłem tam jako ukraiński milicjant. Przywódcy społeczności żydowskiej powiedzieli mi: jedzie pan do świata anglosaskiego, a tam najważniejszym argumentem jest móc powiedzieć, że się osobiście to wszystko widziało. Oni są pragmatyczni. Raporty do nich nie przemawiają.

Karski wskazuje, że wiadomości o tym, co dzieje się w gettach miał „przekazać rządowi polskiemu, wszystkim partiom, ale także Brytyjczykom”.

Najwyżej udało mi się dojść do szczebla ministra spraw zagranicznych, Anthony’ego Edena. Ze względu na kalendarz premiera nie zgodził się, żebym rozmawiał z Churchillem. Ale zapewnił mnie, że wszystko zostanie przekazane gabinetowi wojennemu, najwyższej wtedy instancji. I z dokumentów wynika, że dotrzymał słowa. Spotykałem się też z Selbornem, który był odpowiedzialny za współpracę z organizacjami podziemnymi w całej Europie. Rozmawiałem z przywódcami konserwatystów i Partii Pracy. Z wybitnymi osobistościami, takimi jak H.G. Wells, umówił mnie z nim Antoni Słonimski. Kontaktowałem się ze wszystkimi środowiskami, które mogły być pomocne w sprawach żydowskich: politykami, finansjerą, osobistościami. To mi zabrało przynajmniej trzy miesiące. Pisanie tych niekończących się referatów, powtarzanie tych samych rzeczy

— wspominał Karski.

Pytany o Powstanie w Getcie wskazuje, że dowiedział się o nim już za granicą, w Londynie.

Jedno z poleceń z Bundu było takie, że mam raportować, że się coś szykuje, że młodzież buntuje się w getcie. Jeżeli nic nie można zrobić, oni przynajmniej chcą walczyć. (…) Chcą zginąć w walce. Zwracali się do AK po broń i te negocjacje nie szły dobrze. Rozmawiałem o tym z Grotem-
-Roweckim i on mi mówi: nie ma w tej kwestii żadnego konfliktu. Ale problem jest taki. Ja jestem dowódcą Armii Krajowej, mam mało broni, a jestem odpowiedzialny za działania wojskowe. Każdy pistolet jest dla mnie cenny. Moje zadanie nie ma ani celów politycznych, ani moralnych. Z całego serca chciałbym wesprzeć walkę Żydów. Stali się ofiarami niewyobrażalnej zbrodni, ale z punktu widzenia wojskowego to jest beznadziejne. Oni wszyscy zginą, nie ma dla nich żadnej szansy w tym starciu. Jeśli chodzi o ratowanie Żydów, to i tak pomagamy, jak możemy. Ale broń dla powstania w getcie to decyzja czysto wojskowa. Podziwiam ich bohaterstwo, ale chcę, żeby tę kwestię rozstrzygnął generał Sikorski.

I Karski w tej sprawie udał się do Sikorskiego.

To była jedna z moich misji. Poszedłem z tym do Sikorskiego. Wysłuchawszy, co mam do powiedzenia, mówi: „panie poruczniku, wiem, że pan wraca do kraju. Chcę, żeby pan wiedział w swoim sumieniu, że podjęta zostanie decyzja sprawiedliwa. Taka, która oddaje sprawiedliwość wszystkim obywatelom Polski”. Dał mi do zrozumienia, że wesprze powstanie

— tłumaczył.

Opisywał również swoje spotkanie z prezydentem Rooseveltem.

Spotkanie miało trwać 20 minut, a w końcu rozmawialiśmy godzinę dłużej. Pamiętam to tak dobrze, bo polski ambasador Ciechanowski, który mi wtedy towarzyszył, powiedział: „Idziesz na rozmowę do najpotężniejszego człowieka świata. Każde słowo się liczy, uważaj, skoncentruj się na najważniejszych sprawach, żebyś nie stracił nawet minuty”. Ciechanowski uprzedził, że będzie ze mną, bo według protokołu musi mnie wprowadzić, ale nie będzie się odzywał. Prezydent mnie wita słowami: „Wiem, kim pan jest, wiem, co pan robi. Przypuszczam, że naród polski wie, że ma we mnie przyjaciela. Co mi pan ma do powiedzenia, co pan uważa, że prezydent Stanów Zjednoczonych powinien wiedzieć”. Mówi bardzo oficjalnie. On sam jest uroczym człowiekiem, wspaniałym aktorem, jego kalectwo wydaje się zupełnie niewidoczne. Właściwie nie Amerykanin do mnie mówił, ale po prostu przywódca ludzkości. Miał taki styl, że jest ponad wszystko. Ja oczywiście byłem do tej rozmowy przygotowany. Przede wszystkim mówię mu, dlaczego ruch podziemny pojawił się w Polsce w takiej formie. Wyjaśniam, że jesteśmy oficjalną organizacją. W wielu wypadkach nakładamy podatki, mobilizujemy oficerów do wojska czy do rezerwy. To jest państwo polskie. Rząd i zagranica. Przechodzimy do metod niemieckich: niszczenie, mordy, eksterminacja Polaków. Potem problem żydowski. W pewnym momencie Roosevelt mówi: „Granice Polski ulegną zmianie. Na wschodzie i zachodzie. Na wschodzie zmiany będą minimalne”

— przypomina Karski.

Dodaje również, że prezydent Roosevelt przyznawał przed konferencją w Teheranie, że musi „pomóc Stalinowi uratować twarz”. W praktyce oznaczało to, że „zmiany będą, ale niewielkie” na korzyść ZSRS. Roosevelt miał przekonywać, że Polska będzie „znacznie potężniejsza niż przed wojną”.

Karski wspominał również z jak wieloma ludźmi w USA odbył rozmowy o tym, co dzieje się na terenach okupowanych przez Niemców. Odnosząc się do reakcji swoich rozmówców Karski przyznaje:

W wielu wypadkach ludzie nie wierzyli. Co prawda to było już po powstaniu w getcie i cały świat wiedział, że tam się dokonuje zbrodnia. Jednak dla wielu Anglosasów pewne rzeczy były niepojęte. Amerykanie niby siedzieli w obozach. Tyle że ich traktowano zupełnie inaczej niż Polaków. (..) Wielu ludzi rzeczywiście mi nie wierzyło. Inni udawali, że mi wierzą, żeby się wreszcie mnie pozbyć i zakończyć krępującą rozmowę. Wiele osób prawdopodobnie robiło coś w tej sprawie. Gestapo można było przekupić dolarami i złotem. Dało się w ten sposób ocalić poszczególnych Żydów. Pod warunkiem, że mieliby południowoamerykańskie paszporty. Przekazałem to organizacjom żydowskim. Co oni na to? Goldman nawet nie drgnął. Czy oni zrobili coś w tej sprawie? Nigdy się o tym nie dowiedziałem.

KL,Rz

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.