Gdybym tylko mogła

Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

Czasem budzę się rano z przekonaniem, że gdybym tylko mogła, to zmieniłabym świat. Na lepsze oczywiście! Wstaję pełna niezwykłej energii i rzucam wyzwanie wszystkiemu, co mi się nie podoba. A nie podoba mi się wiele rzeczy.

Na przykład to, że dzieciaki za długo grzebią się z wyjściem do szkoły. Albo, że na pytanie „na którą lekcje idziesz?” odpowiadają „a która godzina?”. Nie podoba mi się bałagan w pokojach, zalegające stosy prania w ogromnym koszu w łazience, a jeszcze bardziej te w salonie czekające na uprasowanie lub chociażby poskładanie. Zdecydowanie nie podoba mi się mąż, bo spieszy się do pracy i tylko pogania zamiast pomóc. Nawet kot mi się nie podoba mimo, że przecież uwielbiam rude koty. Ale ten ciągle plącze się pod nogami i przeraźliwie miauczy bojąc się, że w zapale zmieniania świata na lepsze zapomnę nalać mu do miski mleka. I nie podoba mi się zapomniany na kredensie rachunek za prąd, za który przelew powinien być zrobiony do wczoraj.

Tak więc zaczynam zmieniać świat. Na lepsze oczywiście! Najpierw bez pytania o godzinę rozpoczęcia lekcji wyrzucam wszystkich z łóżek. Grożąc okrutnym sankcjami zmuszam do błyskawicznego przygotowania się do opuszczenia domu tych którzy muszą go opuścić, a pozostałych zaganiam do robienia generalnych porządków, „bo skoro macie czas na spanie to i na sprzątanie się znajdzie”. W tempie huraganu, uderzając hałaśliwie plastikową miską o wszystko wokoło, opróżniam pralkę z tego, co właśnie się uprało, a następnie zapełniam ją tym, co wydobyłam z kosza i nastawiam kolejny program. Z prędkością kierowcy formuły pierwszej pojawiam się w salonie i zaczynam składać suche pranie pokrzykując do męża, żeby sam sobie robił kawę, bo ja nie mam czasu, bo przecież jeszcze muszę... Tu następuje lista rzeczy, które powinnam wykonać, by zmienić świat na lepsze. Między innym wymieniam niezapłacony rachunek za prąd i konieczność nalania mleka „temu głupiemu kotu”. W swoim zafiksowaniu na konieczność poprawy świata, gdzieś kątem ucha słyszę, że mąż zapłacił rachunek wczoraj wieczorem, a kot pobrzękuje pusta już miseczką do której jakaś dobra dusza zdążyła mu nalać mleka. Powolutku dociera do mnie, że świat zmienia się na lepsze bez mojego udziału. Dzieciaki wymykają się z domu, pocieszając wzajemnie, że zanim będą z powrotem humor mi wróci. Mąż zabiera najmłodszych do samochodu bez wypicia porannej kawy. Kot śpi w swoim ulubionym miejscu na sofie. I tylko stosy, prania do poskładania wciąż czekają na swoje miejsce w szafach. W głowie plącze mi się pytanie co takiego zmieniłam dzisiaj w świecie na lepsze?

Eh, chyba jutrzejszą zmianę świata zacznę od siebie. Może jakaś dieta, albo fryzjer? Albo nie. Lepiej zastosuję zasadę moich dzieci – „jak wstajesz z wyra to pamiętaj... najpierw prawa gira’. Przekładając to na bliższy memu patrzeniu na świat język, jutro zacznę dzień od podziękowania Stwórcy za wszystko, co mi daje, od prośby o cierpliwość i siły, o umiejętność kochania najbliższych i rezygnacji z siebie w każdej sytuacji. Bo zmiany na lepsze chyba zawsze najlepiej zaczynać od siebie.

Dagmara Kamińska

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych