Nie ma ucieczki od seksedukacji?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Sxc.hu
Fot. Sxc.hu

Odbierając wczoraj syna z przedszkola znalazłam w jego szafce bezpłatny magazyn "Mój przedszkolak", a w nim bardzo "ciekawą" lekturę. Wywiad z Panią dr Moniką Zieloną - Jenek z Pracowni Seksuologii Społecznej i Klinicznej pt. "Od edukacji seksualnej nie da się uciec". Czy oni wszyscy powariowali?

Pani Zielonka - Jenek uważa, że polskim dzieciom pilnie potrzebna jest instytucjonalna edukacja seksualna od przedszkola.

Rodzice budują relacje z dziećmi głównie w oparciu o własne doświadczenia życiowe. Bywa, że wyniesiona z nich wiedza i kompetencje są niewystarczające do radzenia sobie z niektórymi zadaniami wychowawczymi. W wielu tradycyjnych społeczeństwach role płciowe czy sposób regulowania zachowań seksualnych były od wieków przewidywalne. Rodzice przy wychowywaniu własnych dzieci mogli wtedy opierać się na nieformalnych źródłach wiedzy, na przykład radzić się starszego pokolenia.(...) Wiedza starszego pokolenia jest cenna, ale bywa niewystarczająca w sytuacji społecznej zmiany -

mówi Monika Zielonka-Jenek dla "Mój Przedszkolak".

Zdaniem ekspertki w sytuacji, gdy zadanie wychowania dzieci przerasta rodziców, seksedukacja ma być dla nich wybawieniem.

W tej chwili nasze środowisko społeczne dość dynamicznie się zmienia. Częściowo ze względu na globalizację i coraz częstsze stykanie się różnych kultur, odmiennie regulujących zachowania płciowe, a częściowo ze względu na duże przemiany społeczne związane z pojmowanie ról płciowych i seksualnych. Warto zatem pomyśleć o instytucjonalnej edukacji seksualnej jako wsparciu dla rodziców.

Według Pani Moniki Zielonki-Jenek wielu z nas - rodziców zmaga się z problemem "tabu seksualnego". Sami więc nie uświadomimy kilkulatków. Musi to zrobić za nas instytucja, tudzież przedszkole. Inaczej nasze dzieci wyrosną na osoby niedojrzałe seksualnie, niegotowe do miłości i fizycznej bliskości z drugim człowiekiem. Pani Monika ma dla garść rad: kiedy jednak już rozmawiamy z przedszkolakiem o seksie, to używajmy odpowiednich określeń.

Nie ma sensu tworzyć słów specyficznych. (...) mają one służyć dziecku do komunikowania się z innymi. (...) Dlatego lepiej nazywać penisa penisem.

Podobno dziecko musi nauczyć się tych słów, by później móc porozumieć się z "lekarzem rodzinnym, innym specjalistą czy seksualnym partnerem".

Pani Zielonka-Jenek uspakaja rodziców, że miłość homoseksualna w przedszkolu nie jest powodem do niepokoju, jest bardzo naturalna i nie należy się jej bać, bo jest tylko zabawą.

W okresie przedszkolnym dzieci podejmują wiele niedojrzałych zachowań seksualnych, to czas kiedy ekspresja seksualna dzieci jest naprawdę zróżnicowana. Seksualne zachowania interakcyjne, a więc te w których dziecko podejmuje kontakt dotyczący sfery intymnej z inną osobą (...) dostarczają mu przyjemnego pobudzenia, zaspakajają ciekawość. (...) Dzieci tak samo podejmują zachowania w relacjach chłopiec-dziewczynka, jak i w relacjach jednopłciowych. (...) Wspierajmy rozwój seksualny dziecka tak, by ułatwić mu radzenie sobie w relacjach z innymi ludźmi.

Przeciwstawne temu jest twierdzenie Pani Doroty Dziamskiej, metodyka nauczania początkowego z Pracowni Pedagogicznej im. prof. Ryszarda Więckowskiego, która w wywiadzie dla wSumie.pl o szkodliwości ideologii gender powiedziała:

Edukacja człowieka polega na tym, że jeśli się "dziś" czegoś nauczy, to "jutro" zaczyna stosować. Łatwo wyobrazić sobie skutki.

Dowodem na słuszność tezy, według pani Zielonki-Jenek, że na edukację seksualną nigdy nie jest za wcześnie jest to, że

rozwój seksualny trwa od początku życia każdego człowieka aż do końca.

Nie wiem czemu wszyscy promotorzy seksedukacji zapominają, że poziom hormonów płciowych, testosteronu i estrogenu, jest wysoki od urodzenia do dwóch miesięcy. Według socjolog Gabriele Kuby, przeciwniczki wprowadzania ideologii gender i seksualizacji, medycyna potwierdza, że po dwóch miesiącach od narodzin poziom hormonów u dziecka spada i „czeka” aż do okresu pokwitania. Rozbudzanie i stymulowanie go na siłę, wbrew biologii i naturze, prowadzi do zaburzeń osobowości.

Czytając ten wywiad i jemu podobne opracowania, dochodzę do wniosku, że ktoś usilnie próbuje nam wmówić niekompetencję wychowawczą i ułomność wynikającą z tradycyjnego wychowania w prawidłowym modelu rodziny. Dlaczego do uczenia tolerancji naszych dzieci trzeba posuwać się do takich metod, które zniekształcają, czy wręcz ośmieszają ten model?

Nasi rodzice i my sami świetnie, jak dotąd, dawaliśmy sobie radę bez edukacji seksualnej w przedszkolu i szkole. Świadczą o tym statystyki o ciążach nastoletnich i aborcjach w Polsce na tle Europy. Potrafimy bez ideologii gender nauczyć dzieci tolerancji i szacunku do wartości. Instytucjonalna edukacja seksualna nie służy dobru naszych dzieci. Ktoś na siłę próbuje zmienić polską obyczajowość w sposób nieadekwatny do naszej rzeczywistości wynikającej z natury. W czym może pomóc uczenie dziecka, że należy przekraczać granice i wyzbyć się wszelkich zahamowań? Czy to możliwe, że tego typu artykuły są napisane na zamówienie dla lobby pedofilskiego, żeby uśpić czujność rodziców?

Czytaj także: "Siusiaki" i "pisie" w przedszkolu

Katarzyna Kawlewska

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych