Kiedyś szalony bluesman, dziś "proboszcz na górce". Ireneusz Dudek: Żyję tak, by zasłużyć na Niebo

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Bluesman Ireneusz Dudek za młodu prowadził burzliwe życie. Opamiętanie przyszło, gdy poznał swoją przyszłą żonę. Ogromną tragedią była dla nich śmierć dziecka. „Bez Boga nie da się tego przeżyć” - wyznaje muzyk w magazynie „Dobry Tydzień”. Okoliczni mieszkańcy nazywają go „proboszczem na górce”, bo odważnie daje świadectwo swojej wiary.

Ireneusz Dudek, znany jako Shakin’ Dudi, wychował się w katolickiej rodzinie. Szybko jednak wciągnęła go kariera muzyczna i życie, które określa „poszukiwaniem dźwięków”, przepełnione zabawą, kobietami i alkoholem. Podobno podczas imprez w hotelowych pokojach z okien leciały kosze, krzesła i banknoty. Grał koncert za koncertem i nie miał czasu na refleksję. Zaczął się zastanawiać, czy ma jeszcze kontrolę nad swoim życiem.

Zapomniałem się aż do trzydziestego siódmego roku życia, kiedy podjąłem decyzję, że chcę założyć rodzinę. Gdy poznałem żonę, oświadczyłem się zaledwie po czterech godzinach

— opowiada.

Ale wybranka postawiła mu twardy warunek - musi przestać pić. Była tak konsekwentna, że gdy na tydzień przed ślubem wrócił z koncertu „wczorajszy”, odwołała wesele. W rodzinie wybuchł skandal, ale nieugięta postawa przyszłej żony wyszła muzykowi na dobre. Zrozumiał, że nie ma wyjścia.

W dniu ślubu przysiągłem przed Bogiem, że nie wezmę alkoholu do ust. I przy wsparciu Opatrzności rzuciłem picie. Zbiegły się wtedy dwie sprawy: stanowczość Iwony i to, że zostałem wychowany po katolicku

— wspomina Shakin’ Dudi.

W latach 80. wyjechali do Holandii. Tam urodziły się im dzieci - Agata i Dorota. Po upadku komunizmu wrócili do Polski i zamieszkali w Bielsku Białej. W 2001 r. przeżyli śmierć siedmioletniej córeczki Dorotki.

Śmierć dziecka to tragedia. Bez Boga nie da się tego przeżyć. Pojawiło się pytanie, dlaczego nasza córka odeszła. Odpowiedź była jedna: Bóg tak chciał. Gdy szliśmy z trumną Dorotki, była piękna pogoda. Pamiętam, że w ogóle nie płakaliśmy. To był konkretny znak opieki Pana Boga

— wspomina pogodzony z tragedią muzyk.

Sąsiedzi podarowali mu kapliczkę, która stoi w jego ogrodzie. Zrobili to w dowód uznania dla artysty, który dziś jest statecznym mężem, ojcem i głęboko wierzącym człowiekiem.

bzm/”Dobry Tydzień”/pomponik.pl


Polecamy „wSklepiku.pl”:„Hiob dla odważnych”.

Publikacja skierowana szczególnie do czytelników poszukujących otuchy w Słowie Bożym.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.