Olbrychski i jego żona po raz kolejny dowodzą, że aktor mówiący własnym tekstem to dramat

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Bez mądrości takich osób jak Daniel Olbrychski dzień byłby stracony, a już szczególnie dzień świąteczny.

Mieliśmy więc świątecznego Olbrychskiego w TVP Info. A właściwie Olbrychskiego w dwóch osobach, bo z żoną Krystyną Demską. Od jakiegoś czasu występuje ona jako egzegetka myśli męża. Nie jest to zresztą oryginalne, bo Olbrychscy powtarzają patent Wajdów, gdzie Krystyna Zachwatowicz od dawna wie lepiej, co myśli jej mąż i daje temu stosowny wyraz. I tak się składa, że czasem ta egzegeza, a wręcz wyprzedzanie myśli męża idzie za daleko w szczerości. Krystynie Demskiej wyrwało się więc: „uważamy ich za kretynów”, co miało się odnosić do opozycji politycznej w Polsce. Dla równowagi natychmiast stwierdziła: „jesteśmy dumni z Donalda Tuska”. Czyli po jednej stronie są „kretyni”, a po drugiej „duma” z tych, którzy kretynami nie są.

Krystyna Demska chyba mimowolnie wysypała się przed telewizyjną widownią, jak wyglądają „intelektualne” rozważania w domu Olbrychskich. I nie jest to wcale obrazek jednostkowy, bo ci, którzy uważają się za elitę III RP w wersji Platformy Obywatelskiej taki mają właśnie stosunek do reszty rodaków. Nie kochasz naszych idoli i masz inne poglądy, to jesteś kretynem. My zaś kretynami nie jesteśmy, bo wiemy, że Donald Tusk wywołuje dumę. I w miejsce Tuska można podstawić dowolną osobę, byleby miała odpowiednią legitymację partyjną. I poglądy skrojone na miarę możliwości pani Demskiej i jej męża Daniela Olbrychskiego, którzy w domowych zaciszu lub w towarzystwie takich jak oni ustalają, kto jest kretynem, a z kogo powinno się być dumnym.

Znany aktor (wraz ze swoją żoną egzegetką) należy do tej grupy twórców, którzy mają na wszystko odpowiedni pogląd i nigdy nie przychodzi im do głowy, że ten pogląd składa się najbanalniejszych, najbardziej trywialnych i politycznie poprawnych oczywistości, jakie można sobie wyobrazić.

Byleby były dobrze odbierane przez władzę. Nie każdą oczywiście, tylko tę słuszną. Olbrychski na przykład świetnie się czuł w czasach Edwarda Gierka, dlatego pozdrawiał go maszerując 1 maja w pochodzie, co w 1975 r. uwieczniła Polska Kronika Filmowa. Jego mistrz, Andrzej Wajda, maszerował zresztą w tym samym pochodzie. Duma z Donalda Tuska jest zrozumiała, tak jak wcześniej duma z Edwarda Gierka, bo obaj mieli gigantyczne osiągnięcia. W propagandzie nieistniejącego sukcesu.

Nie ma nic zabawniejszego i jednocześnie zawstydzającego niż występowanie aktorów w niereżyserowanych rolach. Kiedy mają powiedzieć to, co zostało zapisane w scenariuszu, to najwyżej zrobi się dubel, gdy się pomylą, ale zasadniczo wypowiadane zdania mają jakiś sens. Kiedy aktor improwizuje bez reżysera, uważając, że wtedy jest szczery i mówi z serca, odbiorcy czują się nieswojo. Bo role najczęściej lubią i cenią, a teksty własne to już sfera, którą lepiej przykryć milczeniem. Trudno powiedzieć, czy to dlatego, że gdy całe życie mówi się tekstami innych, własne stają się jakimś skrajnym minimalizmem myślowym. W każdym razie efekt jest taki, że zaledwie kilku aktorów mówiących własnym głosem da się słuchać, zaś reszta to dramat, choć niezamierzony.

Pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego akurat aktorzy uważają się za osoby odpowiednie do tego, żeby tłumaczyć innym, jak mają myśleć. Może to przyzwyczajenie wyniesione ze sceny, gdy widownia słucha ich z uwagą? Ale przecież wtedy nigdy nie mówią własnym tekstem i dlatego są słuchani z uwagą. Połączenie tych dwóch rzeczy widocznie jest zbyt trudne, stąd maniera przemawiania do narodu poza sceną i skłonność do egzaltowanej dydaktyki. Można by oczywiście na to wszystko machnąć ręką, gdyby nie to, że z niewiadomych powodów (albo dlatego, że wcielają się w różne postacie, często mądre) aktorzy są traktowani jak ludzie mający coś ważnego do powiedzenia. Być może widzowie nie chcą zauważać i odróżniać tych sytuacji, gdy mówią własnym głosem. W efekcie mamy błędne koło: aktorzy sądzą, że występują w napisanych dla nich rolach, choć tak nie jest, zaś widzowie tak ich odbierają, gdy mówią własnym tekstem, choć tak nie jest. W sztuce to się nazywa amatorszczyzną i tym właśnie jest, choć wszyscy udają, że zachowują się profesjonalnie.

CZYTAJWNIEŻ: Platforma wyśle Olbrychskiego do Parlamentu Europejskiego?! Aktor mówi o ofercie i cmoka w TVP: „Polska przeżywa najlepszy okres w historii - porównywalny do Kazimierza Wielkiego!”

Szczerze mówiąc widzowie odnieśliby jakiś pożytek słuchając ślusarza, spawacza czy rolnika, bo stoi za nimi jakieś autentyczne doświadczenie zawodowe. Za aktorami stoi imitacja oraz powtarzanie cudzych tekstów. Ale to oni są znani z tego, że wcielają się też w role ślusarza, spawacza czy rolnika.

Współczesna telewizja polega przede wszystkim na tym, żeby coś odgrywać. I im bardziej to coś jest oderwane od życia, tym bardziej jest traktowane jako życiowe i prawdziwe. Dlatego Krystyna Demska, jej mąż Daniel Olbrychski i mnóstwo ich kolegów mogą się wypowiadać na każdy temat i w żadnej poważnej sprawie mogą nie mieć nic do powiedzenia.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.