Holland myli fikcję z rzeczywistością? Według niej "teoria zamachu" w Smoleńsku jest potrzebna do "okrutnej gry"

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Agnieszka Holland, która pracowała nad trzecim sezonem „House of Cards”, dzieli się z gazetą Adama Michnika refleksjami na temat polskiej sceny politycznej. Według reżyser wszyscy politycy, poza „założycielami naszej współczesnej demokracji”, traktują politykę jako grę, której elementem jest teoria zamachu w Smoleńsku.

Nie wiem o którym ze współczesnych polskich polityków można powiedzieć, że dla niego polityka polega na służbie ludziom. Właściwie po odejściu pierwszego pokolenia ojców założycieli naszej współczesnej demokracji, czyli po Mazowieckim, Kuroniu, Geremku, Chrzanowskim, wszyscy następni traktują to jako grę. A, niestety, coraz bardziej, zwłaszcza w Polsce, chociaż globalnie trend jest podobny, jako grę zero-jedynkową. Nie ma więc mowy o współpracy, solidarności, szukaniu tego, co łączy, a nie tego, co dzieli

— tłumaczy Holland.

To według niej uniemożliwia kompromis i współpracę.

Że niemożliwe jest wyłączenie z bieżącego sporu politycznego strefy wspólnej - albo się przeciwnika (bo oponent jest wrogiem!) wykończy, albo on wykończy mnie. Nie ma nic pomiędzy. A to jest strasznie niszczące. Pamięta pan np., jak kiedyś prowadzono taką właśnie zero-jedynkową grę, a potem wydarzyła się katastrofa smoleńska, i nagle nie było wiadomo, jak się zmierzyć z tym nieszczęściem, wydawało się, że tragedia jest zbyt wielka i wspólna, by potraktować ją w kategoriach gry. Jedna strona powołała więc do życia fikcję: teorię zamachu, bo tylko w ten sposób mogła powrócić do okrutnej gry, którą się wszyscy wydają żywić

— twierdzi reżyser.

Choć zamach w Smoleńsku uważa za fikcję, obecną sytuację na świecie określa jako przedwojenną.

Cały świat coraz bardziej utwierdza się w takim poczuciu, że brakuje dobrego pomysłu na lepszą przyszłość. Nie ma pomysłu, nie ma wiary w tę przyszłość, i cały świat zamarł jakby w oczekiwaniu, że przyjdzie coś, co wytrąci społeczeństwa z marazmu, i załatwi za nas wszystkie nasze problemy. Czekamy na Mesjasza i w międzyczasie obsadzamy w jego roli Franka Underwooda czy Władimira Putina. Niestety, wygląda na to, że sytuacja jest mocno przedwojenna

— podsumowuje Agnieszka Holland.

To zadziwiające, jak mocno teraz biją na alarm ci, którzy ośmieszają polityków i naukowców chcących wyjaśnić, co tak naprawdę stało się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku.

bzm/gazeta.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.