We Wrocławiu 17 listopada ruszyły zdjęcia do najnowszego filmu Stevena Spielberga, którego roboczy tytuł brzmi „St. James Place”. W stolicy Dolnego Śląska kręcone są sceny plenerowe. Mieszkańcy mają dosyć.

Nie można nas tak terroryzować. Przecież my tu mieszkamy

— mówią.

Wrocław w filmie gra powojenny Berlin. Spielbergowi szczególnie spodobały się kamienice przy ul. Kurkowej. Niestety, mieszkańcy okolicznych kamienic nie mogą zobaczyć reżysera - informuje „Gazeta Wrocławska”.

Nie wolno nam nawet patrzeć przez okna. Gdy tylko się do nich zbliżymy, ochroniarze świecą nam laserami po oczach i wykrzykują przez megafony, by nie otwierać okien

— relacjonują mieszkańcy ulic Kurkowej i Ptasiej.

Kiedy próbowałem zrobić zdjęcie telefonem komórkowym, usłyszałem od ochroniarza, że spotkamy się w sądzie. Że nie wypłacę się do końca życia, i że będę miał zakaz wjazdu do Stanów Zjednoczonych. To skandal. Nie można nas tak terroryzować. Przecież my tu mieszkamy

— relacjonuje pan Stanisław, jeden z mieszkańców.

Na ul. Kurkowej i Ptasiej montaż scenografii trwał ponad miesiąc. Wiązało się to z ograniczeniem ruchu, a ostatecznie z zamknięciem ruchu kołowego i pieszego. Mieszkańcy oraz właściciele zakładów usługowych od samego początku skarżyli się na utrudnienia wywołane przez budowane dekoracje filmowe.

Żyjemy jak w okupowanym Berlinie, kluczymy między zasiekami

— mówili w rozmowie z portalem wroclaw.gazeta.pl.

Czy fakt, że w naszym kraju w 2014 roku można - prawie bez zmian w scenerii - kręcić film, którego akcja dzieje się w latach powojennych, nie powinien być czymś wstydliwym?

ann/gazetawroclawska.pl/wroclaw.gazeta.pl