Stuhrowie o Polakach: Antysemici, płytcy katolicy i histeryczni patrioci

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Kocham w sobie polskość i jej nienawidzę. Męczę się z nią” - skarży się Jerzy Stuhr w rozmowie z „Newsweekiem”. Wtóruje mu syn Maciej: „Polskość to pomieszanie ogromu kompleksów z jeszcze większą dumą narodową”.

Polskość to nienormalność - stwierdził kiedyś Donald Tusk. Tę myśl w niemal każdym wywiadzie niezwykle twórczo rozwijają Jerzy Stuhr i jego syn. Tym razem w wywiadzie dla tygodnika Tomasza Lisa, w którym opowiadają o swoim najnowszym filmie „Obywatel”.

Jerzy Stuhr rozbiera przeciętnego Polaka na „czynniki pierwsze”. I co widzi? Antysemityzm, płytki katolicyzm i histeryczny patriotyzm.

Antysemityzm. Absurdalny, bo Żyda już nie ma, ale uczucie niechęci do niego pozostało. W dziwny sposób przekazywane. Półsłówkami, podsłuchaną przez dziecko rozmową wpajanym lękiem

— rozkręca się Stuhr.

Potem rozprawia się z Polakiem-katolikiem. Co mu przeszkadza?

Płytki katolicyzm. Taki na niedzielę. Po wyjściu z kościoła od razu możesz iść pod budkę z piwem

— twierdzi aktor.

Denerwuje go, że w naszym kraju księża nie tłumaczą Ewangelii, ale czytają „wytyczne biskupów”. Mimo wszystko łaskawie stwierdza, że „polski katolicyzm ma dużą szansę na odrodzenie”, o czym świadczą młodzi wolontariusze, których spotyka przy okazji akcji charytatywnych. Stuhr wie najlepiej, jaki powinien być Kościół.

Oni potrzebują Kościoła, tyle że uwolnionego od niedzielnych rozkazów biskupa, od tej doktrynersko-politykierskiej stęchlizny, która rozpanoszyła się w polskim katolicyzmie

— ocenia Stuhr.

W swoim filmie obśmiewa również „histeryczny patriotyzm” Polaków. Lekarzu, ulecz się sam - chce się powiedzieć czytając dalsze, momentami komiczne przemyślenia Stuhra na temat własnego patriotyzmu.

W naszej skłonności do martyrologii najważniejsze jest to, żeby dać się pobić. (…) Z Falkiem, Kieślowskim nieraz mówiliśmy z dumą: jak w nas walą, to wiadomo, że jesteśmy po właściwej stronie. W Polsce lepiej być ofiarą. To mi ciąży

— żali się.

Chętnie wspomina swoją opozycyjną kartę, choć najwyraźniej nie jest z niej zadowolony, co może być kluczem do zrozumienia jego kompleksów.

Działaczem Solidarności byłem marnym, wybrali mnie do zarządu krajowego przez pomyłkę. Pojechałem na zjazd na Wybrzeże, ktoś rzucił „Ja tu widzę kolegę Stuhra” i pięć minut później byłem w komisji krajowej ds. kultury

— opowiada.

A tak charakteryzuje pokolenie swoich dzieci:

Oni są po prostu inni. Udało im się wyrwać z tej zamurowanej, zakompleksionej prowincji. To jest największe osiągnięcie wolnej Polski: młodzi ludzie czują się równoprawnymi obywatelami całej Europy, to ich wielka ojczyzna. Pracują w niej, mieszkają, zdobywają szacunek. To mi imponuje. Ja przez lata dostawałem po łbie i uznawałem to za swój los.

Skoro mowa o młodych ludziach, „Newsweek” oddaje głos również synowi aktora. Tematyka podobna, choć palmę pierwszeństwa w „tworzeniu przepisu na przeciętnego Polaka” Maciej Stuhr woli pozostawić ojcu.

Niech maluje ten portret i spiera się potem z prawicowymi portalami na temat tego, kto jest prawdziwym patriotą. Ja już swoje przeszedłem

— stwierdza wspominając rolę w „Pokłosiu”.

Aktorowi trudno się pogodzić z tym, że nie wszyscy go za to lubią. Choć - co oczywiste - nie widzi w tym swojej winy.

To są pewnie reakcje podszyte lękiem, bolesnym dotknięciem prawdy, ale dla mnie nauczka, że szukać należy wśród tych, którzy myślą podobnie. Z nimi żyć, dla nich się wypowiadać, dla nich grać

— rozmarzył się Maciej Stuhr.

No i wreszcie jakiś głos rozsądku. Więc może już najwyższy czas zacząć kręcić filmy o tych, którzy „myślą podobnie”? Panom Stuhrom będzie łatwiej żyć i my nie będziemy musieli na okrągło wysłuchiwać, jakimi to Polacy są okropnymi antysemitami, patriotami i katolikami.

bzm/”Newsweek”

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.