Muniek Staszczyk o Bogu: "Nie mam zamiaru się mądrzyć. Po prostu czuję, że On mnie kocha"

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Nie ma nic lepszego niż Dekalog, który w jakiś sposób ustawia cię do pionu – mówi w rozmowie z KAI Muniek Staszczyk. Lider zespołu T.Love, który zaangażował się w promocję tegorocznego „Rajdu dla Życia”, organizowanego przez Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, wyznaje też: „Dużo w życiu nabroiłem, bardzo dużo. Może udział w tej akcji to taki rodzaj mojej pokuty?”

Staszczyk opowiada o tym, jakim jest ojcem i w jaki sposób zaszczepia wiarę swoim dzieciom.

Nigdy nie stosowaliśmy z żoną takiego nacisku wychowawczego. Nikt nikogo nie zmuszał do chodzenia do kościoła, chociaż my z żoną chodzimy. Ale mam wrażenie, że to często przychodzi samo. Na przykład mój syn, który studiuje italianistykę i jest teraz na Erazmusie we Włoszech, bardzo długo był taki… no, wiadomo. Przez jakiś czas kompletnie to wszystko olewał. Chodził do bardzo liberalnej, prywatnej szkoły i kiedyś na lekcji poróżnił się z pewnym dominikaninem o „te sprawy”. Zawsze mówiłem mu, że Jezus Chrystus, Bóg, mówiąc po ludzku, to naprawdę nasz najlepszy kumpel (śmiech). Ale bez żadnego nacisku

— zaznacza muzyk.

Wspomina, że kiedyś odwożąc syna na lotnisko, skąd miał lecieć do Sardynii, dał mu na drogę krzyżyk franciszkański, który otrzymał od kolegi zakonnika na Jasnej Górze. Powiedział mu wtedy: „Pewnie będziesz się ze mnie śmiał, ale dam Ci na drogę krzyżyk franciszkański, żeby Cię dobro otaczało”.

A on mi na to: „Tato, wcale się nie będę śmiał, założę go”. Poleciał na tę Sardynię, następnego dnia przybył tam papież, a mój syn poszedł na to spotkanie z Franciszkiem. Nie jest jakiś mega rozmodlony, ale wiele rzeczy się w jego postawie zmieniło

— twierdzi Staszczyk.

Według niego w mediach lansowane są błahostki, a chrześcijaństwo i katolicyzm przedstawia się jako tępotę, ciemnogród i zacofanie. Jest całkowicie odmiennego zdania.

To, co ja widzę w Piśmie Świętym to otwartość, wolność – mimo że niektórym to się wydaje niewolą – zrozumienie drugiego człowieka, nieocenianie go, niesądzenie – bo to jest domena tego naszego Złego Przeciwnika. Ja nie jestem żadnym świętym, jestem człowiekiem, który się potyka. Mam swoje słabości i nie będę nigdy perfekcyjny do końca, ale wybrałem raczej jasną stronę mocy

— śmiejąc się dodaje wokalista.

Właśnie dlatego zgodził się włączyć w promowanie „Rajdu dla życia”.

Stwierdziłem, że dużo w życiu nabroiłem, bardzo dużo. Może udział w tej akcji to taki rodzaj mojej pokuty? Oczywiście wahałem się, zawsze jest ten drugi podszept: po co ci to? Co się będziesz wygłupiał? Co będziesz z siebie robił jakiegoś Zygmusia rozmodlonego… Ludzie podchodzą do kwestii takich, jak np. aborcja, w sposób lekki. To jest temat bardzo trudny. Pomyślałem sobie, że jeśli jestem osobą znaną, może nawet nie kojarzoną w ten sposób, to dlaczego mam nie zrobić czegoś dobrego?

— pyta Muniek Staszczyk.

Zdaje sobie z tego sprawę, że nie wszystkim się to podoba.

Takie postawy są dziś generalnie pod prąd. Dużo agresji wzbudza to w ludziach, co widać zwłaszcza dziś, w dobie internetu. „Jak to, taki pijak, narkoman, rock and roll’owiec? Co on się wygłupia, kłamie!”

Nie boi się tego, że zostanie zaszufladkowany.

Jestem otwarty na wiele rzeczy. Mam kolegów buddystów, ateistów, ultrakatolika. Ani nie nawracam, ani się nie wypieram. Kiedy ktoś pyta, mówię, że jestem wierzący. Bo czego mam się wstydzić?

Opowiada się za życiem, czemu stara się dawać wyraz w swoich piosenkach pomimo tego, że zespół T. Love śpiewa o „różnych mrocznych, szarych i ciemnych kolorach człowieka”. Uważa, że przed Kościołem jest jeszcze dużo pracy, aby przyciągnąć do siebie młodzież. Tym bardziej że - według niego - „Kościół jest zagubiony po śmierci Jana Pawła II”.

Generalnie katolicyzm jest religią dosyć wymagającą. Dzisiaj, kiedy na pierwszym miejscu stawia się przyjemność i szmal bez jakiejkolwiek refleksji, to katolicyzm wydaje się proponować coś trudnego, wydaje się do czegoś zmuszać

— twierdzi lider zespołu T. Love.

On również nieraz się buntował.

Czasem spotyka się takiego „betonowego” księdza, który jednak w danym momencie twojej drogi życiowej jest „po coś”. Spotkałem się z tym niejednokrotnie. Kiedyś nawet taki właśnie ksiądz nie dał mi podczas spowiedzi rozgrzeszenia. Byłem wkurzony na maksa. Ale on miał wtedy rację. Stałem w tym kościele na Żoliborzu jak banita, czułem się wykluczony. Ale potem moje życie tak się potoczyło, że zrozumiałem, że on miał rację

— przyznaje.

Na pewno nie jest zwolennikiem powiedzenia „róbta, co chceta”.

Gdyby wszystko było można, to w ogóle nie mielibyśmy żadnej „podłogi”. Mamy przecież swoje namiętności, popędy. Musi być jakiś porządek w tym wszystkim. Nie ma nic lepszego niż Dekalog, który w jakiś sposób ustawia cię do pionu

— wyjaśnia.

Zdaniem Staszczyka nie wolno przypadków patologii wśród duchownych odnosić do całego Kościoła.

Podobnie z problemem pedofilii – to jest bardzo krzywdzące, kiedy na każdego księdza patrzy się teraz jak na pedofila. A ludzie myślą tak stereotypowo, jak barany…

— mówi muzyk.

Nie uważa się za kogoś, kto może pouczać innych. Woli mówić o swoich odczuciach.

Ja też jestem zagubiony, nie mam zamiaru się mądrzyć, nie uważam, że mam już w kieszeni zbawienie. Ale po prostu wielokrotnie dostałem od Boga pomoc. To nie jest biznes, Pan Bóg nie jest chłopcem na posyłki. Po prostu czuję, że On mnie kocha

— wyznaje.

Wiadomo, gram rock and roll’a, a rock and roll nie jest zbyt katolicki. Różne strony życia przez niego poznałem, nie jestem dobrym chłopcem. Ale staram się być dobrym człowiekiem

— podsumowuje Muniek Staszczyk.

br/KAI

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.