Znany bloger Seaman, co tydzień przedstawiał na wSumie.pl „Alfabet Szczerego Przywódcy”. Dziś litera B.
Bartoszewski Władysław
Nie znam nikogo, nawet rodzonego Niemca, kto po niemiecku mówiłby szybciej niż Bartoszewski. Po polsku zresztą także. Co prawda Paweł nosem kręci, że mało kto go słucha, ale tu akurat się z nim nie zgodzę. Sam widziałem, jak Niemcy go słuchają w niemym osłupieniu. Może tą szybkością im tak imponuje? On zresztą jako wykładowca w Monachium także bardzo szybko wykładał, najwidoczniej płacili mu ryczałt, a nie za godzinę. No, to nie dziwota, że mógł się wyrobić po latach. Do mnie trafił, bo Angela kiedyś zadzwoniła, że on się nada do rządu, gdyż w Niemczech wszyscy go znają i w ogóle jest uroczy gawędziarz. Z drugiej strony Bartoszewski wyznaje, że wierzy i ufa w mądrość Putina. Prawdziwy biały kruk z niego, nawet wśród mędrców europejskich. To przechyliło szalę i Paweł powiedział, że taki obrotowy mąż zaufania pasuje jak ulał do naszej koncepcji rządzenia. I na lotnictwie się zna, był przecież w radzie nadzorczej LOT-u. Można z nim porozmawiać na każdy temat, byle nic poważnego i nie po niemiecku, bo wtedy nie sposób nadążyć za słowotokiem. W sumie udany transfer, chociaż nie można powiedzieć, że rozwojowy.
Bąk Józef
Ja wyznaję twardą zasadę rozdziału rodziny od państwa i w domu nie ma zmiłuj się od tego. Owszem, dzieci wspieram bardzo troskliwie, ale wyłącznie jako prywatna osoba. Dlatego tym Bąkiem Józefem zostałem zaskoczony, bo w zasadzie nie wiem więcej, niż wyczyta Paweł co rano w gazetach. Służbom specjalnym taki etos zaszczepiłem, że nie chcę wiedzieć nic ponadto. A tak w ogóle to ten mój chłopak zawsze marzył, aby być kierowcą autobusu. Ale nie wiedzieć czemu, nie poszedł do Pekaesu, lecz do Gazety Wyborczej. Za dzieciakiem nie nadążysz. Jednak nawet wtedy fascynowały go szybkie pociągi, nawet do Chin jeździł oglądać tory. Jakby u nas torów nie było. Ja osobiście uważam, że w ten port lotniczy został wrobiony, przez cały rok go męczyli, żeby wziął robotę na lotnisku. Bo w jakim celu takiego delikwenta - szofera z zamiłowania, dziennikarza z zawodu, a ze specjalizacji kolejarza - ktoś namawia, że by się zatrudnił przy samolotach?! To paranoja jakaś albo prowokacja i to grubymi nićmi szyta, innej możliwości nie widzę. Paweł do dzisiaj twierdzi, że to robota Schetyny. To są w ogóle podłe insynuacje, że skoro w domu sobie nie radzę, to nie powinienem brać się za państwo. Po pierwsze nikt nie jest prorokiem we własnym domu, jak mówili starzy Grecy. Po drugie państwo zdało egzamin, chociaż instytucjom zabrakło refleksu i determinacji. Po trzecie wszyscy na Pomorzu znali zaszarganą reputację Amber Gold. No, może z wyjątkiem kolegi Budynia, ale jaki kontakt z rzeczywistością może mieć człowiek, który własnej żonie daje siedem mieszkań do wyboru? Ja zresztą ostrzegałem chłopaka od dawna. Czekaj no, ty się jeszcze dorobisz na tym lotnisku jak Zawadzki na mydle! - nieraz mu przygadałem, gdy mi się kręcił po domu. Ale bo to młody posłucha? A ja w rodzinie przemocy nie używam, to wbrew konwencji. Wreszcie trzeba mieć na względzie, że Amber Gold działało w świetle prawa, a to nie jest przestępstwem. Są bowiem oszustwa legalne i nielegalne. Mimo wszystko przyznaję, chłopak ma głowę, całkiem nieźle ten nick obmyślił – Józef Bąk - to jednak brzmi jak sól tej ziemi. Ale już kazałem wpisać do programu partii, że podejmiemy rzeczywistą walkę z oszustwami legalnymi.
Biernacki Marek
Wbrew temu, co wypisują o mnie ci pisowscy grandziarze, to ja rzadko się wściekam, ale prawie mnie szlag trafił, kiedy usłyszałem, co on bredzi o tej pornografii w celi pedofila. Pawła dosłownie zagięło jak po zgniłym korniszonie i podejrzewał, że on zwariował. Już nawet chciał dzwonić po doktorów, ale gdzieś zapodziała się książka telefoniczna. Swoją drogą, tyle makulatury się u nas przewala, że potrzebnej rzeczy nie znajdziesz za chińskiego boga. Już mówiłem temu Cichockiemu, żeby jakoś ogarnął sytuację na odcinku papierów, bo sami się w końcu pogubimy w tej kancelarii. Tak było właśnie z ustawą, co to pisowcy mnie pomawiają, że z winy mojej kancelarii minął termin w Monitorze. Monitowali nas ci z Monitora parę razy dziennie, aż w końcu pogonić kazałem - uprze się taki jeden z drugim i daj mu ustawę, a skąd mu wezmę, jak nie ma?! A jak mieliśmy publikować, kiedy jakiś bałwan wyłożył sobie tymi papierami swój biurowy kącik gastronomiczny? Dobrze, że Paweł wpadł po coś do delikwenta i przypadkiem rzucił okiem na parapet. Jakieś szafy niech ten Cichocki zamówi, najlepiej duże, żeby to wszystko gdzieś trzymać. Mogą być nawet łowickie skrzynie, będzie ludowy akcent w kancelarii. Folklor teraz bardzo au courant, jak powiadają Francuzi. Kiedyś telefonowała Angela, to aparatu nie mogliśmy znaleźć, a gdyby nie głośny dzwonek, do tej pory byśmy szukali. Ale wracając do Biernackiego, tak się porobiło, że śmiech był na cały kraj i w końcu to przestało być śmieszne w aspekcie sondaży. Władek Frasyniuk tak się rozsierdził, że apelował do taksówkarzy, żeby Biernackiego nie wpuszczać do aut, bo to idiota i podrzuca pornografię. Moim zdaniem grubo przesadził, bo co ja mam powiedzieć, skoro wiadomo, że to nie jest najgorszy minister w mojej ekipie? Chciałbym widzieć Władka na moim miejscu, musieliby go na rządzie w klatce ze szkła pancernego zamykać, żeby nie wystrzelał ministrów.
Boni Michał
No, Michał to jest tytan pracy i wulkan energii, tylko czasami trochę niepoważny. Jak on napisał ten program „Polska 2030”, to przyszedł do mnie, żebym pierwszy się zapoznał. Dawaj Michał – mówię – to przewertuję w przerwie. Bo akurat Liga Mistrzów leciała, a ja wykorzystuję wszystkie przerwy w meczach na pracę państwową. Taki etos mam. Dla mnie przeczytać dokument wagi państwowej to fraszka, w swoim czasie kończyłem kursy szybkiego czytania. Zresztą kursy szybkiego zapominania również kończyłem, ale to temat na inną dygresję. Wracam jednak do Michała, który wtedy żwawo wybiegł za drzwi i za parę minut przywlókł takie tomiszcze, żeśmy z Pawłem normalnie zdrętwieli ze zgrozy. Na oko ze czterysta stron, format jak średnia walizka. Na szczęście nie straciłem głowy i mówię mu, że zadzwonili z Brukseli i ja teraz muszę pilnie napisać memorandum po angielsku, więc niech to zostawi na biurku. Od tej pory Paweł zarządził, że jak pcha się do mnie kto z papierami, to ma być co najwyżej jedna strona na 1800 znaków i ani kropki więcej. Naprawdę niepoważne to było ze strony Michała, bo czytając takie cegły, ja nie mam czasu na pracę koncepcyjną, a to jest podstawa w profesji premiera. Ale muszę sprawiedliwie przyznać, że mieliśmy z ministrem Bonim także chwile twórczości radosnej, które mile obaj wspominamy. Pamiętam, jak się trudziliśmy co roku nad cięciami w administracji publicznej, żeby ulżyć budżetowi naszej ojczyzny. Niestety, opór materii był potworny i co ogłosiliśmy redukcję zatrudnienia, to wychodziło odwrotnie, czyli jak zawsze. Zatrudnienie zamiast się zredukować o 10 procent, o tyle właśnie wzrastało. Klasyczna złośliwość rzeczy martwych. No więc za którymś razem, to już nie mogliśmy zachować powagi na konferencji prasowej. Co się Michał na mnie spojrzał albo ja na niego, to powstrzymywaliśmy parsknięcie i już było blisko katastrofy, lecz niezawodny Paweł spostrzegł co się święci i zakończył ten nierówny pojedynek. To były piękne dni i obaj je wspominamy z rozrzewnieniem. No, ale potem dałem go na cyfryzację, więc współpraca stała się sporadyczna, bo ja nie mam głowy do cyfr. Teraz Michał startuje do Parlamentu Europejskiego jako lokomotywa w stolicy. Reklamuje się raczej dziwnie, że niby zna się na sprawach obywatelsko-cyfrowych. Zielonego pojęcia nie mam, co się za tym kryje, ale mniejsza z tym. Paweł mówi, że Unia też jest dziwna, więc nie będzie się wyróżniał. Czego mu zresztą życzę na pamiątkę wspólnie spędzonych, przemiłych chwil w rządzie.
Buzek Jerzy
Poczciwiec. To określenie mi przychodzi na myśl, gdy słyszę dźwięk słowa Buzek. On ze wszystkimi się zgadza. Kto by do niego nie przyszedł, nieważne z czym, on zawsze każdemu przytaknie. W dodatku profesor i zna angielski, w dzisiejszych czasach to abecadło polityki. Po angielsku Jurek dogadał się nawet z europosłem Olejniczakiem, a to jest mistrzostwo świata. Cały Parlament Europejski mu gratulował tego sukcesu. No i spolegliwy jest, że tylko go do rany przyłożyć i tak trzymać. Można nim sterować z każdego siedzenia, tylnego i przedniego, i z bagażnika nawet. Ba, co tam z bagażnika, nim można zdalnie sterować, niczym japońskim robotem kuchennym. W polityce taki człowiek jest nie do przecenienia. Ostatnio z tym OFE zbiesił się trochę i zaczął pyskować, że to niby psujemy jego polityczną biografię. Ja się nawet trochę martwiłem, czy nie przegięliśmy, bo szkoda tracić wypróbowanego figuranta. Ale Paweł machnął ręką i mówi, że niech no tylko wybory się zbliżą, to przybiegnie do nas w te pędy, że mało kapci nie pogubi. I sprawdziło się co do joty, niczym w przepowiedni tego słynnego Stradivariusa. Jurek niby dąsa się na mnie, ale mówi, że dobro partii jest największym skarbem i trzeba swoje poglądy oddzielać od wyborów. Paweł to się zna na ludziach, jak mało kto.
Seaman
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/102386-b-jak-bartoszewski