A jak Anodina

Fot. premier.gov.ru/CC/Creative Commons
Fot. premier.gov.ru/CC/Creative Commons

Zaczynamy nowy cykl. Znany bloger Seaman będzie przedstawiał na wSumie.pl "Alfabet Szczerego Przywódcy". Co tydzień jedna literka. Dziś startujemy z A. 

Adamowicz Paweł

Znam go właściwie od zawsze i mogę potwierdzić z całą pewnością, że ma pamięć rybki akwariowej. Nawet kiedyś z kolegami zastanawialiśmy się, czy ten jego zapominalski feblik - że się tak kolokwialnie wyrażę - nie będzie mu utrudniał wykonywania obowiązków merytorycznych na odpowiedzialnym odcinku. Jednak niepotrzebnie się troskaliśmy wówczas, dzisiaj wiemy, że co najwyżej ucierpi na tym jego sfera prywatna, interes publiczny nie został uszczknięty. Od początku było dla mnie oczywiste, że tych mieszkań nie wpisał do rejestru przez swoje rozwichrzone marzycielstwo. A że ktoś ma hojnych teściów lub rodziców?! Na Boga! Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się CBA nie śniło, że pozwolę sobie sparafrazować mojego ukochanego Szekspira. A co do tych linii lotniczych czy Amber Gold, to po prostu zabrakło mu refleksu. Ale tu jestem skłonny go usprawiedliwić, bo wtedy wszystkim instytucjom państwa zabrakło refleksu i determinacji. Urzędowi skarbowemu i prokuraturze zabrakło; sądom i policji, i samorządowym władzom; dosłownie wszystkim, nawet mojej rodzinie zabrakło, to co się dziwić jemu, który jest z natury trochę rozlazły. Podobno nawet przezywają go Budyń.

Anodina Tatiana MAK

Powiem na początek tak – kobieta i w dodatku ruski generał dywizji! To brzmi monumentalnie. Mnie, Polakowi, szczególnie imponuje, bo ilu mamy w Polsce żeńskich generałów na tak ważnych odcinkach jak KGB... to jest, tfu... wróć!... jak ABW? No ilu? Z drugiej strony, gdy ona powiedziała, że generał Błasik przebywając w kokpicie i wywierając naciski, miał 0,6 promila alkoholu w żyłach, to ja pomyślałem sobie z pewną taką melancholią: Eh, wy kobiety... A jaką to niby presję można wywierać pod wpływem marnego pół promila? Dwa i pół, to już brzmi lepiej, ale nie pół, na miłość boską! Są pewne granice dedukcyjnego myślenia i odnoszę wrażenie, iż żeńska populacja ma skłonność do przeceniania swojej wrodzonej intuicji. Mój rzecznik Paweł mówił mi kiedyś, że kobiety mają jakąś dziwną nietolerancję na alkohol. No, ale żeby kobieta radziecka i generał dywizji? To jakaś anomalia w przyrodzie. Ze względu na dobro śledztwa i rację stanu nie mogłem powyższych konkluzji wyartykułować oficjalnie, to się rozumie samo przez się, lecz nieoficjalnie takie sceptyczne myśli od początku mi chodziły po głowie. Co tu więcej powiedzieć, siała baba mak i tyle...

Antykorupcyjna tarcza

Trzeba mieć naprawdę dużo złej woli, aby twierdzić, że nasza tarcza antykorupcyjna to puste słowa. Jest rzeczą oczywistą, że atuty takiej tarczy, jej walory oraz zadania muszą być chronione tajemnicą państwową. Ładnie byśmy wyglądali, gdyby nasze wojsko obnosiło się po mediach z tajnikami tajnych broni. Jest chyba jasne dla każdego, komu na sercu leży walka z korupcją, iż tarcza także musi być tajna, czyli niedostrzegalna dla figuranta korumpującego. Zatem nie może tak być, żeby tarczę każdy widział z daleka. Właśnie na tym tricku, jak mówią Anglosasi, polega nasza koncepcja rzeczywistej walki z korupcją. Kaczyński natomiast miał błędną koncepcję, która jako żywo przypominała pojedynek Don Kichota z wiatrakami, że pozwolę sobie zacytować mojego ukochanego Cervantesa. Dlatego moja koncepcja polega przede wszystkim na założeniu, iż służby ukryte za tarczą mają dużo dobrej woli i skupiają się na pozytywnej pracy. Dopiero wtedy tarcza nabiera rzeczywistej mocy korupcjobójczej. Niezrozumienie naszych intencji wzięło się stąd, że w oficjalnych komunikatach podawano niepełną nazwę tarczy. Jest to bowiem Antykorupcyjna Tarcza Dobrej Woli.

Arabski Tomasz

Mówi po hiszpańsku. Co tu dużo gadać, to jest gość, który potrafi się dogadać bez tłumacza z moją ukochaną FC Barceloną. Poza tym z wykształcenia jest inżynierem dźwięku - cokolwiek to może oznaczać, brzmi jak fraza z "Gwiezdnych Wojen". Jakoś lgną do mnie ludzie z niezwykłymi umiejętnościami, jak się rozejrzę wokół, to właściwie dochodzę do wniosku, że większość języków świata mam dosłownie w zasięgu ręki. Owszem, czasami to jest uciążliwe, że w kancelarii za kotarkę muszę się chować przed sympatykami, którzy uniemożliwiają mi koncepcyjną pracę. Szkoda było, żeby się Tomek marnował w Polsce z tym hiszpańskim, więc posłaliśmy go do Madrytu, bo Polacy, a zwłaszcza moi ukochani gdańszczanie, okazali mu czarną niewdzięczność w wyborach. Trzeba go było zdjąć ludziom z oczu, więc Paweł mówi: A już dajmy go na tę Hiszpanię, tutaj nic po nim. Tomek mi zaimponował, kiedy odmówił transportu prezydentowi, to jest naprawdę nie lada sztuka w dzisiejszych czasach. Najbardziej mnie ujęło proste tłumaczenie, które naprędce wynalazł: wizyta głowy państwa na szczycie Unii miała charakter prywatny. Myśleliśmy z Pawłem, że skonamy ze śmiechu, jak on to w telewizji powiedział. I jak bestia na to wpadł, studiował konferencje prasowe Urbana, czy co?! A póki co, niech jedzie do słonecznej Hiszpanii, będzie mi załatwiał bilety na FC Barcelonę.

Arłukowicz Bartosz

Bartek będąc młodym lekarzem wygrał show "Agent" w telewizji, co zawsze było moim skrytym marzeniem. A w komisji śledczej spodobał się publiczności do tego stopnia, że trzeba go było koniecznie wyautować z tego SLD. Bowiem, jak to mówili starzy Rzymianie, przyjaciel twojego wroga nie jest twoim przyjacielem, dopóki nie przestanie być twoim wrogiem. A ponieważ Bartek doskonale sprawdził się w resorcie wykluczonych, więc wspólnie doszliśmy do wniosku, że i z chorymi da sobie radę, ponieważ w naszym kraju są to grupy pokrewne socjologicznie. Takie jakby marginesy, co kiedyś w szkolnych zeszytach były. Nie żebym miał coś przeciwko marginesom, chodzi wyłącznie o jednoznaczne określenie targetu negatywnego, który docelowo implikuje niewydolność ilościową systemu docelowego modelu służby zdrowia. A mówiąc po ludzku, chodzi o to, że jak zdrowy trzon społeczeństwa widzi te kolejki w przychodniach, to mu się pracować odechciewa, co powoduje spadek wzrostu PKB. Ten problem właśnie powierzyłem Bartkowi i ma to zrobić jak najszybciej, byle do wiosny, żeby zdążyć z sukcesem przed wyborami. Doskonale radzi sobie z lekarzami i aptekarzami, którzy są najbardziej roszczeniowymi grupami w służbie zdrowia, zaraz po pacjentach. Najgorzej jest właśnie z pacjentami, zwłaszcza ze starszymi, którzy wizyty w przychodni traktują jak rozrywkę – nie dość, że zdrową, to jeszcze darmową. Tym starszym pacjentom trzeba położyć kres i ja mocno wierzę, że Bartek jest do tego zdolny, żeby doprowadzić do ostatecznego rozwiązania tej bolączki społecznej.

Asertywność nieudolna

Wszyscy znajomi wtedy pytali, kto mi wymyśla takie grepsy, że ludzie wręcz zastygają przed odbiornikami w rozdziawionym zdumieniu? A co ja niby robię w domu w długie weekendy, jeśli nic nie ma na Eurosporcie? Oczywiście, że robota koncepcyjna odchodzi od rana do nocy. Twitterujemy z Pawłem na globalne tematy, czasem dołącza Radek lub Igor. W ten sposób rodzą się strategie geopolityczne, jak na przykład jedno okienko albo druga Irlandia. Koncepcja reform małych w kroku także narodziła się w trakcie twitterowej narady na mojej wersalce. Podobnie było, gdy deliberowaliśmy nad przypadkiem Czarka, który spotkał jakiegoś znajomego na cmentarzu i nieostrożnie wdał się w takie luźne rozważania legislacyjne. Bo teraz takie czasy, że tylko na cmentarzu człowiek spokojnie może porozmawiać. No i się okazało, że nawet wśród grobów nie jest bezpiecznie, gdyż jakaś hiena ich podsłuchała i wybuchła dzika awantura hazardowa. Wtedy zwołałem radę gabinetową i głowiliśmy się z Pawłem, jak ratować partię, bo samego Czarka już nie nadążaliśmy pudrować, tak się obficie pocił. Przy drugiej butelce dołączył do nas Igor z trzecią i to się okazało najlepszym pomysłem, bo flaszkę dla niepoznaki zawinął w gazetę. I w pewnym momencie Paweł, taki znękany tą burzą mózgów, z głową zwieszoną nad blatem, machinalnie sylabizował z tej gazety jakieś napisy i wtem się rozpromienił, jak nie przymierzając niemowlę na widok kaszki z mlekiem. Ja mówię do niego, co się tak cieszysz, kiedy róże płoną w lasach, bo w ciężkich momentach zawsze przychodzą mi na myśl strofy mojego ukochanego Słowackiego. A on mi tę gazetę pod oczy pcha, a tam stoi jak wół „nieudolna forma asertywnego zachowania”. Wtedy mnie także olśniło i krzyknąłem: Eureka! - zupełnie jak Pitagoras, kiedy wynalazł trójkąt prostokątny. I tak się to mniej więcej w mojej ekipie odbywa. Potem sztab analityków wygładza treść i nadaje ostateczny szlif. I ja to przedstawiam opinii społecznej do wglądu na konferencji prasowej. Następnie udajemy się z Pawłem na kolejny pracowity weekend.

Seaman

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.